Nocą jesienną, ponurą i mglistą
W pustych alejach parku mieszka cisza.
A Księżyc – bardzo smutny – patrzy z dala
Na swe odbicia w lamp kulistych kloszach,
Jak znicze – tanim, niepotrzebnym blaskiem
Przedrzeźniających twarz jego srebrzystą.
Łagodne światło miga cieni drżeniem
Gałęzi wielkich platanów kosmatych,
I szmery dziwne wilgotny wiatr niesie,
Jak na ścieżkach bezludnych szelest kroków
Par objętych czule, zapatrzonych w siebie,
Co dawno znikły wśród płyt granitowych,
Co dawno wiedzą, jak wielką jest miłość!
Jak łatwo milknie, w emocji pożarze
Wzgardzona nieraz dla chwili uciechy,
Lecz nieśmiertelna; była i trwać będzie
Dopóki będzie świat i Pan Najwyższy!
Stoję pokorny i słucham nieśmiało
Jak szepty ciche niesie mgła wilgotna,
Miłosnych wyznań – dawno już przebrzmiałych,
Czystych – cudowną mocą przebaczenia.
Dzisiaj już wolny od lęku zazdrości,
Milczę – spokojny i pozdrawiam myślą
Cienie szczęśliwe, idące powoli,
Gdy patrzą na mnie z przyjaznym uśmiechem,
I... całym serca żarem błogosławię,
Jak braci starszych, co tę prawdę znają,
Która przede mną jeszcze jest zakryta.
Jesienną nocą, ponuro i mgliście
W pustych alejach parku szepcze cisza.
Lecz próżno chodzę szukając twych oczu,
Bo smutek - wszystkich przechodniów wypłoszył
I zimny wiatr, co z drzew pozrywał liście...
Więc – jakże się spotkamy!?
... Miła moja ...
Paweł Antoni Baranowski - Listopad 2005
"Nocą jesienną" 2005 Paweł Antoni Baranowski |