Pośrodku nocy zimnej i pustej –
Brzozy ogromne, ponad dachami
Szepczą cichutko i monotonnie
Nieśmiałą skargę na wietrzyk psotny:
– „… Tak rozkochany w miękkich gałązkach,
Nienasycony w liści pieszczeniu,
Swym całowaniem zasnąć nie daje,
Choć śpi już Księżyc i pora późna…!”
Brzozy ogromne, ponad dachami
Szepczą cichutko i monotonnie
Nieśmiałą skargę na wietrzyk psotny:
– „… Tak rozkochany w miękkich gałązkach,
Nienasycony w liści pieszczeniu,
Swym całowaniem zasnąć nie daje,
Choć śpi już Księżyc i pora późna…!”
... Lecz się nie skarżcie, brzozy prześliczne.
Cały wasz urok – w tym zespoleniu!
Więc się poddajcie pieszczocie czułej.
Dusze zatraćcie w tym falowaniu,
W tym rozkołysie miękkim powiewem
I chłońcie miłość listowiem całym,
Dopóki jeszcze daleko drwale
I sen – co zbyt podobny do śmierci.
Cały wasz urok – w tym zespoleniu!
Więc się poddajcie pieszczocie czułej.
Dusze zatraćcie w tym falowaniu,
W tym rozkołysie miękkim powiewem
I chłońcie miłość listowiem całym,
Dopóki jeszcze daleko drwale
I sen – co zbyt podobny do śmierci.
W dalekim szumie wielkiego miasta
Zegar gdzieś życia mierzy godziny,
Ze staroświecką pracowitością
Już niepotrzebną dzisiaj nikomu.
Powietrze chłodne niesie z daleka
Krzyk ptaka trwożny i echo dzwonu,
A deszcz jesienny do okna puka
I cicho ze mną płacze … po tobie.
Zegar gdzieś życia mierzy godziny,
Ze staroświecką pracowitością
Już niepotrzebną dzisiaj nikomu.
Powietrze chłodne niesie z daleka
Krzyk ptaka trwożny i echo dzwonu,
A deszcz jesienny do okna puka
I cicho ze mną płacze … po tobie.
Ty ze mną nie płacz – deszczu jesienny:
Jej nie obchodzą nasze łzy wcale.
A ty – się nie skarż, brzozo prześliczna,
Bo coraz szybciej nadchodzą…
... drwale…
Jej nie obchodzą nasze łzy wcale.
A ty – się nie skarż, brzozo prześliczna,
Bo coraz szybciej nadchodzą…
... drwale…