MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

wtorek, 4 października 2011

Wybory – panie redaktorze – to wielkie oszustwo i nie przyłożę do tego ręki.

Niespodziewanie długa odpowiedź na krótkie pytanie.

- Przepraszam Pana, czy mógłby Pan mi powiedzieć, na kogo zamierza Pan głosować?

(...)"...Ja? Głosować? A wie pan, panie redaktorze… ja tak się rozglądam ze zdziwieniem, ale właściwie nie rozumiem, co się tutaj dzieje. To nie jest mój kraj. To nie jest Polska. Przecież Ojczyzna by tak nie traktowała swojego… Czy Platforma Obywatelska zmieniła mój Kraj – w jakiś inny, obcy… czy to już germańscy, ruskie czy jeszcze coś innego… W każdym razie – to nie nasi – panie redaktorze, przecie swój swojego tak nie traktuje… Był nawet jeden taki, co tu mówił, że ta Platforma Obywatelska to z Ufo…, że oni chcą wykończyć ludzi…, że to Obcy. Faktycznie on, ten Tusek, takie jakieś ma oczy i zachowuje się jak jaki Alien, mówił że "polskość to zawsze była dla niego narzucona nienormalność". To może on chce się wyzwolić? Czy ja tu jestem obcy, czy to oni się tu wtranżolili jak te lisy w odwiedziny do kurnika? Mnie to oni już prawie wykończyli, więc może to i prawda… Czasami wie pan to ja się zastanawiam, czy ja się stałem niewidzialny, czy co… Widzi mnie pan – panie redaktorze? No niech pan powie: widzi mnie pan? Jak stanę tak przed lustrem w sklepie w Galerii, tak jak teraz, to się widzę, ale inni przechodzą obok mnie i tak jakby mnie nie widzieli… jakby mnie już nie było. Ale ja jestem! Jeszcze żyję. I tak łatwo się nie dam skurwysynom. Nawet czasem to mam taką ochotę w mordę komuś dać; no trudno może odda, jego prawo, albo władzuchna mnie przymknie za zakłócanie, ale przynajmniej będę wiedział, że mnie widzą, że ja jeszcze jestem, że coś mogę. Ale nie; co tam, oni panie tylko na to czekają, by na tym zarobić, i prokurator, i sędzia, i dziennikarze, i pedagodzy, i lekarze, i policja - czekają żebym ja komuś mordę obił, wtedy oni na tym zarobią, ale ja i tak się tu nie liczę, jestem tylko pretekstem, alibi dla nich. Pokarają mnie za to, że musieli mnie zauważyć, a sami na tym zarobią... Pan się pewnie zastanawia, co ja tu robię w Galerii Kaskada. Nie pracuję, bo mnie tu nie chcieli… nie kupuję… to wiadomo. Nigdzie mnie nie chcą zatrudnić, już kilkaset ofert, tylko zapytają o wiek albo i nie. Przeważnie to udają, że podania nie dostali albo że głusi… Czy ja dla pana to wyglądam na jakiegoś dziada co nie może pracować? Ja się tak nie czuję. Zresztą przecież jak emeryturę dają dopiero po skończeniu 65, to znaczy że wcześniej każdy się nadaje do pracy, no chyba że inwalida… Czy ja wyglądam – panie redaktorze – na inwalidę, coś mi brak? Jestem jeszcze młody, tak się czuję... to znaczy czułem do tej pory... bo dziś... Jak nie ma pracy dla mnie, to coś innego musi być, ale oni nic dla mnie nie mają. Po prostu: NIC!. Tak się spieszyli z oddaniem Galerii Kaskada, całymi dniami i nocami panie redaktorze pracowali, przez całą dobę tu praca szła - byle oddać teraz, przed wyborami. Że to niby sukces Platformy. Dobrobyt kurwa zbudowali. Popatrzcie ludzie, jak fajnie teraz, jak w Ameryce… dzięki nam, Platformie. A ja? Co ze mną? Jak otworzyli teraz w łykend to dali dużo taniego towaru, żeby się ludziska rzucili do kas, no i żeby filmy propagandowe z tego zrobić, dla siebie no i dla tego Tuska. To pomyślałem, że ja też przyjdę. Niech mnie też pokażą. Ja też jestem sukcesem Tuska. Ja i setki tysięcy w moim wieku. Nie wyretuszują mnie – panie – tak łatwo jak w fotoszopie. Dziś zanim się tu spotkaliśmy, to ja tak sobie spacerowałem po galerii. Bardzo podobna jak w Niemczech, w Berlinie są. I wie pan… tak sobie przypomniałem, jak pracowałem w takiej firmie, że jeździłem dużo za granicę, do Niemiec najczęściej, to po załatwieniu spraw służbowych był często czas pochodzić po mieście, zajrzeć do takich właśnie galerii jak ta. Byłem tam służbowo, u obcych, miałem w kieszeni czasem sporo pieniędzy, bo dieta 42 euro na dobę była a nieraz się jeździło na kilka dni. Wtedy chodziłem tak właśnie po tych niemieckich sklepach, owszem coś się kupiło doraźnie, co potrzeba; kanapki, piwo, ale człowiek ściskał to euro, bo wiadomo panie – przelicznik na złotówki jak się zastosowało, to wychodziła cała pensja. Chodziłem po sklepach i czułem się całkiem obcy, wiadomo: nie byłem stąd, byłem z Polski, żal było wydawać euro przez ten przelicznik, ale się zjadło zawsze normalnie, pieniądze były, były zapracowane. Byłem zupełnie obcy ale byłem im równy! Niemcy tu u siebie, ale niektórzy też i bez przelicznika musieli oszczędzać, przecież nie każdy bogaty. Czyli dokładnie jak ja. Nigdy do głowy by mi nie przyszło, że kiedyś będę tak samo chodził, po takich samych sklepach, ale tu u siebie w Polsce, i na dodatek - bez pracy i bez pieniędzy, a tak samo obcy - jak tam. Bardziej niż tam, bo nie równy innym tu przychodzącym. Tak teraz chodzę po Kaskadzie i łzy mi lecą jak jakiej babie, jeszcze bardziej obcy w Polsce niż tam wtedy u Niemców. Niech pan powie – panie redaktorze – czy Polak w Polsce może być bardziej obcy niż w Niemczech? Ja mam przepracowane 25 lat. Poszedłem do pracy jak tylko mnie z wojska zwolnili, zapisałem się do Solidarności a to jeszcze przed stanem wojennym było. W czasie wojny polsko-jaruzelskiej działałem jawnie, nie w podziemiu, ale robiłem coś, przy wydawnictwach, przy akcjach rocznicowych, transparentach, przy pomocy internowanym i ich rodzinom. Jakoś tam się narażałem, coś chyba zrobiłem a mało było wtedy chętnych do działalności, bardzo mało... Znaczek Solidarności ostatni schowałem pod klapę marynarki, a i to na żądanie zakładowego ubeka, nigdy całkiem nie zdjąłem. Przeszukanie raz miałem, bo ktoś podkablował, że plakaty rozklejam z żądaniem zwolnienia internowanych. Ale gówno znaleźli, choć na nich siedzieli... bo w fotelach miałem pochowane... Dopiero jak to już przestało być niebezpieczne, to się rzucili inni „chętni” i przechwycili wszystko. Pewnie, że są dużo bardziej zasłużeni niż ja, choć tu by się trzeba zastanowić, czy oni więcej zrobili siedząc w internowaniu, niż ja - nie siedząc a robiąc coś konkretnego…. Nic mi ubecy nie zrobili, i dobrze, ale w zasadzie mogli, mogli wszystko... Jakaś malutka cząstka tej wolnej Polski jest ode mnie. Tak teraz patrzę na tych młodych, którzy tu w Kaskadzie siedzą, piją kawę, kupują albo sprzedają bo sporo tu znalazło zatrudnienie zamiast mnie i myślę: nie można niczego dobrego zbudować na krzywdzie ludzkiej, na niewdzięczności. To wasze czasy, więc budujcie… Ale wie pan: Kaskada już raz się spaliła. Pamięta Pan? Wielka tragedia była, bo tu bardzo dużo dzieciaków ze szkoły gastronomicznej miało praktyki, nie wszyscy zdołali uciec przed pożarem. Dzieciaków szkoda, pożar był o 7.45, od zwarcia przeciążonej instalacji... Stara „Kaskada” to był lokal rozrywkowy, druga po „Bajce” knajpa z dansingiem, lokal ekskluzywny tu był dla "lepszych gości" i panienki też "ekskluzywne". Co tu będziemy szklić – panie redaktorze: kurewstwo było, burdel, wóda, cinkciarstwo, draństwo i wszelka hołota. Ludzie mówili po pożarze, że to nie dziwota, bo coś takiego nie mogło się ostać na świecie. Za dużo zła w jednym miejscu. Potem plac długie lata pusty stał, w rocznicę pożaru kwiaty ludzie kładli – dla dzieciaków. To wie pan; ja daje w prezencie młodym to, co wywalczyłem dla nich w stanie wojennym. Tę moją malutką cząstkę. Wolną Polskę, bez ruskich czołgów, bez ruskich siepaczy z NKWD, bez towarzyszy z Partii. Tyle, że przychodził tu nie będę. Nie to, że mnie nie stać, choć w tej chwili to prawda, ale boję się. Ta nowa Kaskada też na krzywdzie ludzkiej zbudowana, też „za dużo zła w jednym miejscu”. Nie można nic dobrego zbudować na krzywdzie, na porzuceniu bez żadnej pracy i pieniędzy starszego pokolenia, od którego otrzymało się w prezencie taki dar. Ja walczyłem o to także i dla siebie, ale ja sam sobie dam radę... albo i nie… ;widzi pan, panie redaktorze: młody jestem jeszcze, ręce i nogi mam, doświadczenie mam i coś wiem, umiem, mógłbym pracować jeszcze z dziesięć lat wydajnie. Dlaczego mnie skreślili – nie wiem. Ale tu przychodził nie będę, bo ta Kaskada też się nie może ostać, jak i tamta dawna. A głosować to wiadomo, że nie będę. Nie ma na kogo. Co jeden to większy miglanc a o mnie i tak żaden nie chce nic wiedzieć, nie chce pamiętać. To oni zrobili problem, więc niech go rozwiążą, ale nie tak - bym musiał zdrowy do grobowca się kłaść. Wybory to wielkie oszustwo i nie przyłożę do tego ręki. Nie mogę nic pomóc jak wtedy za solidarności, by było lepiej, ale swoim gnębicielom pomagał też nie będę. Przeszkadzał im też nie będę. Niech sami do końca robią swoje i na swoją tylko odpowiedzialność. Bóg kiedyś krzywdy wyrówna".