MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

niedziela, 27 stycznia 2013

Przypowieść o roztropnym ale nieuczciwym zarządcy.

Pośród takich właśnie fragmentów o których wspominałem w poprzednim artykule–wstępie – „Przypowieści ewangeliczne i ich rozumienie”, uwagę moją przykuła kilka dni temu jedna z przypowieści dydaktycznych Jezusa zwana współcześnie „Przypowieścią o przebiegłym włodarzu”. Inne tłumaczenia określają go z kolei „niesprawiedliwym rządcą”, ale to są tylko jakby pomocnicze „podtytuły” dodawane przez współczesne redakcje lub tłumaczy, więc nie zawsze dotyczą samego tekstu Ewangelii. Świadczą natomiast o zamieszaniu interpretacyjnym, utrudniają też właściwe zrozumienie.

Przypowieść ta jest „całością” ale składa się z dwóch części, na co nie każdy czytelnik zwraca wystarczającą uwagę: historyjki opowiedzianej przez Jezusa jako ilustracji tego co chce uczniom przekazać, oraz jego pouczenia mającego tę historyjkę spuentować, podsumować, przenieść poruszony tam problem na grunt realiów współczesności (chwili w której była opowiadana). No i oczywiście – nadać jej walor pouczenia – bo po to została przecież przez Jezusa opowiedziana.

Jest to początek rozdziału 16 Ewangelii Łukasza.
Przytoczmy tu dla ilustracji jej treść bo przytaczania pięknych treści nigdy nie jest zbyt wiele:

”(…) Potem zaczął mówić do uczniów:
„Był pewien bogaty człowiek, który miał zarządcę, a tego [złośliwie] oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. Przywołał go zatem i powiedział: Dlaczego to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twojego zarządu, nie możesz już bowiem kierować gospodarstwem. Wtedy zarządca powiedział sobie w duchu: Co pocznę, skoro pan mój odbiera mi zarząd? Kopać nie mam siły, a żebrać się wstydzę… Wiem już, co zrobię, aby – gdy zostanę usunięty z zarządu, [inni] przyjęli mnie do swoich domów…
Wezwał więc każdego jednego spośród dłużników swego pana i tak zapytał pierwszego: Ile jesteś dłużny mojemu panu? A ten odpowiedział: Sto batosów oliwy. On zaś na to: Weź swoje kwity, usiądź tu szybko i napisz: pięćdziesiąt. Potem zapytał drugiego: A ty ile jesteś dłużny? Odpowiedział: Sto korosów pszenicy. On na to: Weź swoje kwity a napisz: osiemdziesiąt.
I pochwalił pan nieuczciwego zarządcę, że roztropnie [przezornie] postąpił, gdyż synowie tej doby są w obrębie swego pokolenia przebieglejsi od synów światła.”
I ja wam mówię:
Zjednujcie sobie przyjaciół pieniędzmi niesprawiedliwego świata, aby – gdy się one zużyją, przyjęli was do wiecznych przybytków. Wierny w pomniejszej rzeczy i w wielkiej jest wierny, a kto w pomniejszej niesprawiedliwy i w wielkiej jest niesprawiedliwy.
Jeśli więc w niesprawiedliwej mamonie nie okazaliście się wierni, kto wam zawierzy prawdziwą [wartość]? I jeśli w cudzym nie okazaliście się wierni, kto wam da to, co wasze?
Żaden sługa domu nie może służyć dwom panom, gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego kochał, albo jednemu będzie oddany, a drugim pogardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie. (…)” 

Tyle Łukasz Ewangelista.
Rozdzieliłem ten tekst wyraźnie na dwie wspomniane wyżej części; opisową i puentującą (dydaktyczną), ale wielu tłumaczy nie robi tego, dodatkowo zaciemniając w ten sposób sprawę. W niektórych tłumaczeniach sytuacja przedstawiana jest tak, że ów zarządca został oskarżony niewinnie, czyli pomówiony o szkodzenie swojemu panu, co ponoć wynika jakoś z „greckiego” kontekstu oryginału a ma znaczenie dla sprawy. Tłumacz pracujący niegdyś (1988r.) nad Biblią dla wydawnictwa PAX (nota bene ks.dr hab.) twierdził, że „Pan” w zdaniu: „…I pochwalił Pan nieuczciwego zarządcę…” – to „Pan Jezus”, co stawia Jezusa w bardzo niekorzystnym świetle, absurdalnie wypacza treść tego fragmentu, ale za to powinno być korzystne dla finansów Kościoła… Generalnie przypowieść ta przez wielu chciwych klechów (bo nie godzi się ich nazwać sługami bożymi, ani nawet tym bardziej osobami duchownymi) tłumaczona często w sposób tendencyjny, wykorzystywana jest po prostu do „wyciągania pieniędzy” od parafian. Szczególnie w kazaniach wygłaszanych w małomiasteczkowych czy wiejskich kościółkach, przemówieniach po których nie pozostaje żaden zapis.
„Czyńcie sobie przyjaciół niesprawiedliwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy przyjęli was do wiecznych przybytków”
– jest przedstawiane jak nakaz świadczenia (płacenia) na Kościół, który jako pośrednik między wierzącym a Bogiem – zapewni mu za to miejsce w Królestwie Bożym. Czyli inaczej – starajcie się o przyjaźń Kościoła (hierarchów) za pomocą swoich pieniędzy.
Czyżby więc Jezus miał nam tu radzić, by sobie kupować przyjaciół? Jakoś by to nie dziwiło w kościele sprzedającym „odpuszczenie grzechów” za odpowiednią sumkę „ofiary”…
Czyżby radził by opłacać „pośredników” którzy nam się za to odwdzięczą „wpuszczeniem” nas do Królestwa Bożego? Czyżby pochwalał On sprytne choć nieuczciwe postępowanie zarządcy? Promował taką „przebiegłość” – jako właściwą czy wskazaną dla jego uczniów? Stawiał ją za wzór?
… Proste przeczytanie stawia wiele pytań a wydźwięk całości zdaje się w pierwszej chwili oburzający i wręcz nie do przyjęcia. Cóż dziwnego, że nasuwa to czasem przypuszczenie, podejrzenie iż w tekście lub tłumaczeniu jest jakiś błąd…
Ów bogaty właściciel całkowicie zdał się na zarządcę swojego mienia, będącego prawdopodobnie człowiekiem niemajętnym, skazanym na pracę „dla kogoś”, mającym za zadanie zarabiać na rzecz swojego pana. Kto ustalił zasady tego „interesu”? Zapewne nie zarządca a jego pan – właściciel majątku, bo gdyby to zarządca sam ustalił tak wysoką marżę – jak wysokie było późniejsze umorzenie – nie spotkałoby go oskarżenie o „trwonienie majątku”.

Skoro jednak z greckiego oryginału tego tekstu ponoć wynika, jakoby zarządca był „pomawiany” a więc oskarżany przed swoim panem niesłusznie – oznaczałoby to że może nawet nazbyt skwapliwie wykonywał swoje obowiązki i chciano się go pozbyć, zmuszając właściciela do zmiany. Jeśli np. celnika uważano za równego najgorszym grzesznikom, a jak wiadomo z Ewangelii pobierali oni często nie tylko cło wyznaczone im przez władze rzymskie, ale często i więcej (dla siebie) – wykorzystując swoją pozycję dla prywatnej korzyści, to może i ten zarządca na swojej „władzy” dorabiał sobie „na boku”…

Tego nie wiemy, ale taką ewentualność podpowiada nam doświadczenie życiowe…
I Jezus też o tym nie wspomina – jakby traktując sprawę nazbyt skrótowo, na słynnej już skądinąd zasadzie: „koń jaki jest – każdy widzi…”, bo cały praktyczny kontekst był być może dla jego słuchaczy oczywisty. Jeśli Jezus opowiadając tę przypowieść nie sprecyzował tego – widocznie to nie jest ważne, widocznie nie o to chodziło i nie było to potrzebne dla zrozumienia istoty jego pouczenia. Mniej istotne szczegóły zawsze pomija się by nie zaciemniać głównego przesłania.

Jednak jak dotychczas nie widzimy tu żadnego dowodu „nieuczciwości” samego zarządcy.

Po uzyskaniu informacji czy donosu oskarżającego zarządcę, jego pan podjął natychmiastową decyzję o odebraniu mu stanowiska i nakazał rozliczenie się z zarządzanych dóbr, pozostawiając mu jednak pewien czas na sprawozdanie. Zarządca wiedział więc już, że u tego pana nie ma dla niego przyszłości, ale jeszcze miał władzę nad jego majątkiem; postanowił więc zrobić coś, by zapewnić sobie przychylność innych potencjalnych przyszłych pracodawców – dotychczasowych bogatych klientów swojego pana u których mógłby poszukiwać podobnej pracy a więc i jakiegoś dochodu na swoje utrzymanie. A chciał być nadal zarządcą, nie tylko dlatego, że znał się na tym dobrze, ale i z powodów praktycznych; był już zbyt słaby (stary) aby wykonywać ciężką pracę fizyczną jak kopanie rowów (co było typowe dla niewolników) a utrzymywanie się z żebractwa urażało jego dumę, godność nazbyt wybujałą dzięki obecnej pozycji, stanowisku „kierowniczemu”, nie-fizycznej pracy dającej mu pewną władzę i pozycję.
Wzywał więc po kolei dłużników swojego pana i oddawał im ich kwity dłużne – każąc wypisywać nowe, na dużo mniejsze ilości towarów jakie mieli zwrócić, jakie stanowiły ich zobowiązanie – prawdopodobnie bliższe tym rzeczywiście wcześniej od bogacza odebranym, pozbawione wyżej wspomnianej lichwiarskiej marży. Ocenia się, że w dwóch podanych przypadkach wartość tej obniżki była podobna, rządu 500 ówczesnych denarów, czyli sporo.

By zaskarbić sobie przychylność innych bogatych kupców będących dłużnikami swego pana, anulował więc marżę swojego pana, pozbawiając go zysku, lecz licząc na to, że zyska ich przychylność w przyszłości. W tym celu anulował kosztem swojego pana część ich należności, by zmuszeni panującym obyczajem do wdzięczności – przyjęli go do siebie, gdy straci obecne stanowisko. Musiało więc być jasne dla dłużników, że to zarządca zadecydował o tym umorzeniu i że to jemu mają być wdzięczni. Jeśli była to nielojalność zarządcy wobec jego pana, to trzeba przyznać, że zwolnienie zarządcy na podstawie donosów, pomówień i postawienie go przez to w rozpaczliwym położeniu także było ewidentną nielojalnością ze strony bogacza, czyli – wet za wet… Zarządca zyskiwał uznanie, wsławiając też i swego pana jako dobroczyńcę który to „pochwalił” (czyli uznał za słuszne z punktu widzenia zarządcy).
Dotychczasowy pan – pracodawca zarządcy – jak opowiada Jezus – nie ukarał go a raczej pochwalił jego spryt, uznał jego roztropność, umiejętność wybrnięcia z trudnej sytuacji, pomysłowość, uznał (z ukrywanym podziwem?) że ma on „dość oleju w głowie”, wiele zdrowego rozsądku, chłopskiego rozumu czy zmysłu praktycznego – słowem tego co Żydzi nazywają „sachel”. To bardzo podobnie jak gdy zwycięzca na polu walki nieraz odda szacunek pokonanemu przeciwnikowi za jego odwagę w boju, bohaterstwo, godną postawę przeciwnika – pomimo jego końcowej przegranej.
Jezus uznał za normalne, że ludzie „tego wieku” okazują dużo więcej roztropności w zjednywaniu sobie przyjaciół w podobnych sytuacjach niż „synowie światła” czyli ci co dążą do Królestwa Bożego.
Opowiedział on jednak uczniom tę historię w konkretnym celu dydaktycznym. Nie ma tu właściwie nic nowego; to kontynuacja wcześniej wypowiadanych pouczeń.
Co więc oznacza jego pouczenie?
Nie możecie być sługami jednocześnie i bogactwa i Boga, bo jeśli tak – to albo bardziej się zaangażujecie w interesy i zaniedbacie Boga, albo odwrotnie. Służenie Bogu wymaga postawy dokładnie przeciwnej jak zabieganie o majątek które uruchamia chciwość, egoizm, zachłanność. Nie da się tego pogodzić. Wy jesteście obecnie w podobnej sytuacji jak ów rządca, bo już wypowiedziano służbę i nadchodzi chwila zdania sprawy z waszej działalności (w życiu), z „zarządzania” tym co w swoim życiu otrzymaliście. Nie dbajcie jednak o przyjaciół dających wam zatrudnienie czy pieniądze, bo gdy czas pieniędzy przeminie – i wy i oni zostaniecie z niczym. Zaskarbiajcie sobie prawdziwych przyjaciół, wykorzystując sprytnie i roztropnie wszystko co macie, także i „światowe” bogactwo, nieuczciwą mamonę tego świata. A waszym prawdziwym przyjacielem może być tylko Bóg Ojciec, Jego Syn i aniołowie w Królestwie Bożym. Starajcie się zdobyć ich przychylność zawczasu, by was kiedyś przyjęli do wiecznego przybytku – Królestwa Bożego – gdy wszystko tu skończy się.
A jak to zrobić – już wam mówiłem; sprzedawajcie swoje dobra i rozdawajcie ubogim gromadząc sobie niezniszczalny skarb w Niebie. Miłujcie swoich bliźnich, przyjaciół i wrogów. Czyńcie wszystko co wam polecałem i nakazywałem jako wasz Pan i Nauczyciel. Zabiegajcie o przyjaciół wykonując to czego was nauczam, służcie Bogu poprzez wspomaganie najbiedniejszych, dzielenie się z radością z wszystkimi ubogimi, ułomnymi i chorymi. Wykażcie się podobną pomysłowością i energią w czynieniu dobra wokół siebie – co ów rządca w ratowaniu samego siebie, lecz wy będziecie usprawiedliwieni bo wybraliście rzeczywiste dobro, najlepszego Pana któremu służyć chcecie. Jeśli nie staniecie się godni zaufania w wykorzystywaniu choćby i nieuczciwej mamony tego świata do dobrych celów – któż wam powierzy niepomiernie większe obowiązki w przyszłym Bożym świecie. Jeśli nie okażecie się wierni pomagając w cudzym przedsięwzięciu, w realizacji planu mojego Ojca – któż wam powierzy zarządzanie tym co ma być kiedyś wasze? Kto teraz wierny będzie i w najdrobniejszym swoim obowiązku, przykazaniu – wierny będzie i w sprawach wielkich Królestwa Bożego, kto wierny będzie swemu panu w wykonywaniu jego woli – gdy stanie się samodzielny w zarządzaniu swoją własnością też będzie wierny zasadom. Dziś przechodzicie próbę.
Musicie roztropnie zabiegać o odpowiednich dla siebie przyjaciół, póki jeszcze macie czas na to i możliwości; tych przyjaciół od których będzie zależał wasz udział w Królestwie Bożym, w którym nie będzie już pracy ani pieniędzy.

Taka jak się wydaje jest prawdziwa, rzeczywista wymowa tej przypowieści. Jest ona zupełnie inna, niż pozornie w pierwszej chwili może się wydawać czytającemu, ale także inna niż osoby interesowne chciałyby to przedstawiać.

Jezus nie pochwalił sprytnego zarządcy. Wspomniał jedynie, że to jego pracodawca uznał jego spryt, roztropność w zapewnieniu sobie materialnej przyszłości, uczynienia z innych – sobie „wdzięcznych” – jego kosztem i to w taki sposób, że jemu, właścicielowi nie opłaca się za to zarządcy karać, ścigać.
Jezus nie upoważnił nikogo do domagania się „haraczu” od współbraci w kościele.
No i nie ma tu także polecenia, by cały swój majątek zanieść do kościoła i przekazać księdzu. Ani też do cerkwi, hramu, synagogi, meczetu… A niestety są tacy „roztropni” księża którzy z twierdzenia iż „nie może człowiek jednocześnie Bogu służyć i mamonie” wysnuli wniosek: oczywiście, dlatego wasza mamona musi służyć mnie, biskupowi, kardynałom i Papieżowi a wtedy my „załatwimy” wam miejsce w przyszłym królestwie…
Aktualne pozostają pouczenia skierowane do sumienia każdego z osobna, wielokrotnie powtarzane przez Pana; i w „Rozmowie Jezusa z młodzieńcem” i w porównaniu do „przejścia wielbłąda przez ucho igielne” i w wielu innych wypowiedziach.