MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

sobota, 24 września 2016

Nie jestem taki - za jakiego się podaję...

"Człowiek" - to podobno brzmi dumnie z pewnych względów, o których za chwilę, ale tymczasem wspomnę stwierdzenie nauki stworzonej właśnie przez ludzkość,  że człowiek należy do rodziny ssaków naczelnych z rodziny człowiekowatych i jest formą życia wyewoluowaną ze świata zwierzęcego, poprzez stopniowe przemiany genetyczne przez miliony lat i wiele etapów pośrednich od form stricte zwierzęcych, do formy Homo Sapiens występującej na całym świecie od ponad dwustu tysięcy lat. Sprawa ta nie dość że bywa mniej lub bardziej energicznie negowana, jak na przykład przez religie, to posiada też wiele ważnych i szczegółowych aspektów; skupmy się jednak tu aktualnie na jednym z nich, zasygnalizowanym w tytule.
Owe przemiany mają naturę biologiczną a także skutki psychologiczne. Problem w tym, że człowiek psychicznie kieruje się we własnej ocenie zupełnie innymi przesłankami, niż zależności sterowane genetycznie.

Przykładem niech będzie pewna „nierównomierność” przemian, powodująca że pomimo gwałtownego jak na skalę czasową rozwoju mózgu ludzkiego i konsekwencji tego, u człowieka pozostają pewne cechy tak zwane „wsteczne” czyli zdecydowanie „zapóźnione”, należące do świata postrzeganego jako ewidentnie zwierzęcy. Jedną z takich cech jest na przykład uwłosienie odziedziczone genetycznie po przodkach, dla których zapewne było zbawienną formą przystosowania, ale dla homo sapiens obecnie jest pod tym względem zbędne. Człowiek w miarę swego rozwoju stwarzał i przemieniał swoje otoczenie nie tylko fizyczne ale i otoczenie w formie niematerialnej; szczególnych praw, zasad, zwyczajów, mody itp. Na przykład w pewnym okresie zwyczaj czy też moda nakazywał golić naturalne włosy z głowy lub przynajmniej bardzo krótko je strzyc i zastępować je obfitymi perukami z włosów do ramion, ukształtowanymi w konkretny, powtarzalny i szczególny charakterystyczny sposób i to akurat u mężczyzn a nie – jak byśmy się spodziewali – u kobiet. Podobne „mody” dotyczą  uwłosienia na brodzie i „z boków brody” oraz w innych miejscach ciała, ale szczególną sytuacją charakteryzuje się uwłosienie pojawiające się na dłoniach, uszach, na tylnej części szyi, nadmiernie wybujałe brwi itp. Uwłosienie na dłoniach jest naturalne dla człowieka, choć pozostaje wspomnianą „cechą wsteczną” jednoznaczne wskazującą na pochodzenie zwierzęce gatunku, w jego zamierzchłej przeszłości. Pojawia się ono naturalnie i spontanicznie, choć z różną intensywnością u poszczególnych osobników, ale jako właśnie cecha zwierzęca czyli „wsteczna” – nie jest powszechnie akceptowane z punktu widzenia wspomnianych zasad, nazwanych ogólnie przez ludzi – kulturą.

Brak powszechnej akceptacji w wyniku kulturowej oceny nie jest oczywiście bezwzględną zasadą bo i różnice kulturowe, zwyczajowe, „modowe” - bywają ogromne. Na moich dłoniach w sposób „samoczynny” pojawia się owłosienie, ale ja uważam to za cechę zwierzęcą, całkowicie obecnie zbędną, właśnie cechę „wsteczną”, dlatego moje rozumienie „kultury” jako zbioru pewnych zasad, wzorców i kryteriów umownych stworzonych w szeroko pojętym ale konkretnym środowisku, nakazuje mi to uwłosienie usuwać. Dotyczy to też włosów pojawiających się na uszach czy szyi, poniżej naturalnie przyjętej linii tak zwanego przez fryzjerów „cyrkla” i „kantu”.
Rozumienie pojęcia „kultura” jest oczywiście różne i ma spore „odchyłki” indywidualne, toteż moje zachowanie w tej sprawie może być i oczywiście bywa dla kogoś innego dziwne, niezrozumiałe, niepojęte, zaskakujące a nawet wręcz dziwaczne, nienaturalne i dość podejrzane. Jednak w aspekcie założonego tematu należy zaznaczyć tu dobitnie: na moim ciele pojawia się w sposób naturalny uwłosienie, które uważam za zbędne i dlatego „nienaturalnie” je usuwam, po czym staję się „nieautentyczny” dla niejednego obserwatora. Moje dłonie byłyby wyraźnie owłosione, ale moje rozumienie kultury w moim środowisku nakazuje mi do tego nie dopuszczać, przez co właśnie podaję się za kogoś innego – niż w rzeczywistości jestem; podaję się mianowicie za osobnika na dłoniach nieowłosionego, co formalnie nie jest przecież prawdą.
Czy mam się czuć oszustem, wprowadzającym w błąd innych poprzez taką ingerencję w swój wygląd? I tak - dla wielu mogę się wydawać dziwakiem, podejrzanym o „niemęskość” lub jeszcze coś gorszego; zniewieścienie, może nawet i homoseksualizm itp. W różnych środowiskach kulturowych mogą występować tu znaczne różnice i występują – poszerzając gamę ocen. Bo to, że sam będę podświadomie negatywnie oceniał tych "nadmiernie uwłosionych" nazywając ich w myślach "cholernymi małpami" - to rzecz oczywista.


W skrajnym przypadku prawdziwą „męskością” nazywana jest właśnie ta „zwierzęcość”, co ma też swój odpowiednik stosowany do kobiet; i to do tego stopnia, iż ludzie w niektórych środowiskach potrzebują jej czasem dla utrzymania swej równowagi psychicznej, jakby „odpoczęcia od kultury”... Okazuje się, że we współczesnym świecie nadal „zwierzęcość” bywa dla części osobników stanem naturalnym a kultura – czymś obcym, meczącym, sztucznym, od czego trzeba czasem „odpocząć”.
Wydaje mi się to bardzo smutne…

To oczywiście jest tylko przykład „naukowy”, praktycznie nie stanowi to dużego problemu.
Konsekwencje tej obserwacji są jednak ogromne i rozległe. 
Zauważmy jak bardzo człowiek często różni się z powodu ingerencji warunkowanej kulturowo, od tego - jaki byłby gdyby tego nie robił. Dotyczy to nie tylko cech fizycznych takich jak naturalny zapach rozkładającego się pod wpływem bakterii potu ludzkiego; zapach uznany przez kulturę za niewłaściwy, przykry, niedopuszczalny, niekulturalny i dlatego - usuwany i zmieniany celowo wytwarzanymi do tego przez człowieka od tysięcy lat substancjami – produktami naturalnymi lub produktami współczesnego przemysłu chemicznego, kosmetycznego, perfumeryjnego. Ktoś, kto to robi - sugeruje otoczeniu, iż nie ma nic wspólnego z bakteriami rozkładającymi pot a jego ciało ma inny niż naturalny, bardziej przyjemny zapach – czyli ewidentnie manipuluje informacją co do tej swojej naturalnej cechy, kłamie udając kogoś „inaczej pachnącego niż w rzeczywistości”.

Czy miałby się przez to mieć za oszusta?
Co więcej; czy w dzisiejszych czasach można mu z tego czynić jakikolwiek zarzut? Pewnie można, ale to zarzucający wystawia tym sobie bardzo nieprzyjemne świadectwo a laurkę pisze temu "przyjemnie pachnącemu". 

Jeszcze co do zapachu; człowiek należy do ssaków, co prawda naczelnych, ale jednak… Funkcjonowanie tak zwanej „przemiany materii” czyli układu pokarmowego, enzymów i hormonów powoduje w sposób naturalny, co należy rozumieć jako powszechną cechę – powstawanie w układzie pokarmowym pewnej ilości mieszaniny gazów, z dużą zawartością siarkowodoru, posiadającego charakterystyczny a uznawany za niemiły – zapach. Uznawany – bynajmniej nie powszechnie, o czym wspominałem wcześniej. Człowiek jest niejako naturalnie zmuszony do pozbycia się tego zbędnego produktu ubocznego poprzez jego wydalenie do otoczenia; kultura ludzka tego oczywiście nie neguje bo mijałaby się z rzeczywistością drastycznie, ale raczej nakazuje zrobić to w miejscu odosobnionym, wentylowanym (przewiewnym), na tzw. „wolnym powietrzu” poza pomieszczeniami w których przebywają w danej chwili lub mogliby w każdej chwili przebywać inni ludzie lub w specjalnym, przystosowanym do tego i "usprawiedliwiającym" to pomieszczeniu zwanym toaletą; nakazem kultury jest zrobić to w sposób bezgłośny a przynajmniej możliwie jak najcichszy, niezauważalny dla nikogo. Sprawą kultury jest także preferować taki sposób odżywiania, który w danym przypadku – a są tu spore różnice jednostkowe – minimalizuje ilość i natężenie tego zjawiska, czyli tak zwana higiena wewnętrzna oraz zwyczaje żywieniowe pod kontrolą świadomości, woli. Człowiek jest źródłem tego zjawiska w sposób naturalny i starając się pod nakazami kultury panować nad nim – de facto „wydaje się kimś innym niż w rzeczywistości”, bo maskuje swoje naturalne i rzeczywiste cechy – za pomocą realizacji zaleceń jakiegoś obyczaju, wzorca kulturowego. Nie zachowuje się tak, jakby się zachowywał zgodnie ze swoją prawdziwą naturą, czyli - „podaje się za kogoś, kim nie jest” w tym sensie, że stwarza wrażenie organizmu, w którym podczas przemiany materii żadne gazy nigdy nie powstają. Ukrywa swoją prawdziwą (przykrą) cechę, starając się całkowicie i wbrew swojej naturze zapanować nad nią.
Czy można mu jednak za to czynić poważny zarzut nieuczciwości, oszustwa? Taki zarzut, pomijając iż sprzeczny z interesem samego oceniającego, byłby wprost zaprzeczeniem sensu kultury ludzkiej.

Pewnie - podobnie jak w poprzednio wspomnianym przypadku – w niektórych kręgach panowanie nad tym byłoby postawą wręcz dziwaczną. Tam uważają, że jeśli coś jest „naturalne” to  nienaturalne są próby zapanowania nad tym; zasada prymatu „woli” człowieka nad jego uwarunkowaniami fizycznymi nie jest tam rozumiana lub akceptowana.
Ale przecież takie próby zapanowania są niezmiernie częste, absolutnie powszechne i dotyczą bynajmniej nie tylko cech „fizycznych” człowieka, ale i jego postępowania wobec innych, przekonań, nawyków itp. Przecież są one istotą kultury, czy - kulturowo rozumianego rozwoju cywilizacji ludzkiej. To właśnie ingerencja woli w zachowanie jest istotą cywilizacji i objawem kultury; człowiek zachowuje się czy postępuje tak - jak uważa, że powinien a nie tak jak by to wynikało z jego „odruchów naturalnych”, gdyby były one nie poddane ingerencji woli, świadomości. W ten sposób człowiek w pewnym sensie nigdy „nie jest całkiem sobą” co można by zinterpretować jako brak zgodności tożsamości, bycie kimś innym niż tym, kim się jest w sposób „naturalny”. Już sam biblijny, Boży dekalog – jest nakazem zachowań w pewnym sensie „nienaturalnych” dla człowieka i dlatego przecież został mu przekazany; jest zaprzeczeniem cech pierwotnych i żądaniem świadomego narzucenia sobie zachowań zupełnie innych, nie pierwotnych a więc w pewnym sensie sztucznych, jakby "nieprawdziwych". Tak to przynajmniej może być i bywa odbierane przez "miłośników naturalności".

A jeśli tak, to dochodzimy tu - w konsekwencji tego rozważania - do wniosku, że nikt nigdy tak naprawdę nie jest tym, kim się wydaje, czyli – że zjawisko „bycia kimś innym niż by sugerowało sprawiane świadomie wrażenie” - jest zjawiskiem absolutnie powszechnym. Można to oczywiście odwrócić bez straty  prawdziwości, iż powszechne jest bycie kimś innym niż się tak naprawdę, wewnętrznie jest, bo tego właśnie wymaga kultura, do tego dąży rozwój cywilizacji, to jest też sednem religii – jako świadome i zdyscyplinowane kształtowanie samego siebie, na Boży wzór przekazany przez Jezusa, co absolutnie wymaga wygaszania w sobie cech pierwotnych, zwierzęcych, naturalnych w świecie zwierząt a zastępowania ich cechami wynikającymi z rozwoju kultury oraz z nauczania religii.
Genialnie określił to zjawisko Papież Jan Paweł II w przemówieniu do młodzieży – mówiąc, iż każdy człowiek jest „zadany samemu sobie” w prawdzie wynikającej z Bożych przykazań. Człowiek jest sam dla siebie - zadaniem, a polega ono właśnie na tym, aby stał się tym kim "ma być" a kim nie jest. 

Nikt nie jest tym, kim jest w rzeczywistości - gdy ze swoimi cechami jako „tym co jest” walczy o przejście na wyższy poziom „tego co być powinno”. Walka ta jest bardzo rozciągła w czasie i być może nigdy nie ma końca. Człowiek z założenia chce być i ma zadanie być - „lepszy” a w trakcie zabiegów o to - uwidacznia się często pewna rozbieżność pomiędzy tym - jaki jest a tym, jaki chciałby być, lub jak mu nakazuje jego otoczenie kulturowe. Skutkiem tego – nigdy tak naprawdę nie jest taki, jaki jest pierwotnie – ani też nie jest i taki – jaki chciałby być docelowo.
Człowiek tym także różni się od zwierząt, że ma marzenia i to niezależnie od możliwości ich realizacji w praktyce, ma też własny swój obraz ideału, ma także nadzieję...

Czy można z tego jednak czynić komukolwiek zarzut; nieautentyczności, a tym bardziej nieuczciwości? Człowiek jest zawsze "w drodze" do samego siebie, a więc - ani nie jest już "sobą", ani też jeszcze "sobą" nie jest... Człowiek generalnie chce być inny niż jest; "inny" - rozumiejąc na swój sposób jako "lepszy" i na swój sposób i swoją skalę to "dobro" interpretując. A - by takim się stał rzeczywiście - musi przez jakiś czas się tego "nowego siebie" uczyć, często w tym czasie będąc nie do końca autentyczny; wywołując odczucie pewnej sztuczności. Bo można się nauczyć łagodności, współczucia, miłości, dobroczynności, wyrozumiałości, pogody ducha, optymizmu itp. mimo iż ludzie genetycznie w różnym stopniu są przez naturę w te walory wyposażani. Niektórzy wręcz twierdzą, że być może po to właśnie jest życie... że ta przemiana - to jest właśnie jedyny sens.

Tak naprawdę „nie jest tym - za kogo się podaje” jedynie świadomy oszust, kłamca manipulujący innymi ludźmi w konkretnym celu (polityk), chorobliwy mitoman (chory psychicznie), albo po prostu – totalny wariat wierzący, że jest Napoleonem Bonaparte, piosenką "Maria Dolores najpiękniejsza w świecie" lub jakimś drzewkiem...

Wyrażenie o kimś takiej jak w tytule - opinii, jest więc może po prostu oskarżeniem go wprost o oszustwo, o fałsz, o kłamstwo i "fałszowanie tożsamości" w jakimś groźnym celu? Bo ktoś to czyni... zapewne w jakimś zbrodniczym, nieuczciwym lub co najmniej - niecnym celu. Byłby to zarzut bardzo poważny, a tym bardziej krzywdzący, dotkliwy dla kogoś "niewinnego" i źle rozumianego. A jeszcze poważniejszy - gdy rani czyjeś uczucia; gdy pada nagle z niespodziewanej strony; ze strony kogoś uznawanego za przyjaciela... Jedynym czynnikiem łagodzącym jakoś wagę takiego oskarżenia jest to, że ów oceniający sam także podlega wszystkim wyżej opisanym zależnościom, czyli - sam także jest kimś innym niż się wydaje... "udaje kogoś innego"...

Mimo to - taka opinia, taka ocena wobec innego człowieka - nie będącego cynicznym, kryminalnym oszustem ani wariatem – jest tak bardzo bolesna, dotkliwa, niesprawiedliwa i krzywdząca. Szczególnie wówczas, gdy pada nagle i niespodziewanie z ust kogoś bliskiego...