MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

środa, 17 lipca 2013

Egoizm ma kolor starego złota.

O sytuacji bezrobocia w Szczecinie pisałem już między innymi w felietonie:
Balkony Pana Prezydenta
Serdecznie zachęcam do przeczytania go, gdyż poniższy tekst jest kontynuacją poprzedniego.
Szczecin jako aglomeracja miał wiele dużych zakładów pracy; nie tylko stocznię produkcyjną i stocznie remontowe oraz stocznię jachtową. Była tu papiernia w dzielnicy Skolwin, była Huta Szczecin w dzielnicy Stołczyn, Cementownia, Koksownia, słynne zakłady motoryzacyjne „POLMO”, spora wytwórnia sprzętu oświetleniowego „SELFA” i wiele innych.
Wielkie zakłady powstawały tu w czasach pruskiej świetności, miedzy innymi dzięki tak wielkim osobowościom, jak światły kapitalista i dobroczyńca Johannes von Quistorp, działający na Rugii i w Szczecinie.
Dla przykładu – huta postała tu już w 1897 roku. Huta nosząca wówczas nazwę Kratzwick (od nazwy pobliskiej miejscowości, położonej na północ od ówczesnych granic miasta) posiadała już w 1906 roku trzy wielkie piece, koksownię, cementownię oraz cegielnię. Specjalizowała się w produkcji różnych asortymentów surówki żelaza na potrzeby odlewni. Po wojnie stała się samodzielnym zakładem produkcyjnym w 1950 roku pod nazwą Huta Szczecin. W 1992 roku huta jako przedsiębiorstwo państwowe zaprzestała działalności z powodu ponoszenia znacznych strat i utracenia płynności finansowej. Powstały spółki dzierżawiące majątek huty i prowadzące dalej działalność produkcyjną. W 1996 roku po zakończeniu procesu upadłościowego huty przekształcono ją w jednoosobową spółkę skarbu państwa pod nazwą Huta Szczecin S.A. – a zadłużenie wobec wierzycieli spłacono akcjami tej spółki. Produkcja wynosiła wówczas ok. 200.000 ton surówki rocznie. w 2004 roku właścicielem huty została firma „Kronospan”. W 2008 roku zakończono działalność i rozpoczęto rozbiórkę zakładu. Teren do dziś jest nadzorowany przez spółkę – córkę Kronospanu i służy do drobnych przeładunków i magazynowania metanolu.
Podobnie papiernia w sąsiedniej dzielnicy Skolwin (wszystkie te zakłady umiejscowione były bezpośrednio nad brzegiem Odry).
Powstała w latach 1886 – 1911 roku stopniowo, na koniec jako Feldmühle, Papier- und Zellstoffwerke, Scholwin bei Stettin, zakłady produkcji papieru największe wówczas w Europie. Po wojnie Rosjanie zdemontowali i wywieźli do siebie większość wyposażenia zakładu traktując je jako zdobycz wojenną, tak że zdolność produkcyjną przywrócono papierni dopiero w 1952 roku. Pracowało wówczas pięć maszyn papierniczych. W 2005 roku, gdy podupadły zakład przejmował duński inwestor Norhven A/S pracowały już tylko trzy maszyny papiernicze. Inwestor ten unowocześnił i utrzymał w ruchu tylko jedną maszynę papierniczą, która produkowała 180 ton papieru na dobę, a w 2007 roku, z powodu braku środków inwestycyjnych – zlikwidował papiernię.
Przykłady te nie są jakimś ewenementem, to tylko jedne z wielu, historia niszczenia polskiego przemysłu, upadku niezłych zakładów, celowego doprowadzania do upadłości, rozgrabiania, robienia majątków na „dzikich” prywatyzacjach i „planowych likwidacjach”. Czyli – całej tak zwanej polskiej „transformacji”. To przerażający i zawstydzający obraz polskiej niemożności, jakiejś bylejakości, niezborności; brakuje tu właściwie dobrego określenia, różne ciała kontrolne i prokuratury także go nie znalazły…
Prócz niewielu drobnych wyjątków – w zasadzie cały szczeciński przemysł po prostu znikł; obecna „Selfa” jako niewielki prywatny zakład powstały „na gruzach” dawnej wielkiej „Selfy” – nie ma dla rynku pracy specjalnego znaczenia, choć oczywiście bardzo dobrze, że istnieje i z powodzeniem działa jako producent elementów grzejnych i automatyki z tym związanej.
A chodzi tu właśnie o wpływ wspomnianych przemian na ilość miejsc pracy, na rynek pracy. Dla Szczecina ogromną stratą pod tym względem była szczególnie likwidacja Stoczni Szczecińskiej, oznaczająca stratę kilku tysięcy miejsc pracy.
Dziś Szczecin wyludnia się; ma ok. 360.000 (było ponad 420.000) mieszkańców, a wśród nich ok. 17.000 zarejestrowanych bezrobotnych. Stopa bezrobocia wynosiła tu w ubiegłym roku nieco ponad 16%.
Miasto jest od dawna w bardzo niekorzystnym położeniu, głównie przez konflikt Prezydenta Miasta z lokalnymi władzami PO. Miastem od lat rządzi prezydent bezpartyjny, przy pomocy lokalnej koalicji z PIS i SLD. Mówi się, że „Wawszawa nie lubi Szczecina”. Wiele oznak wskazywało dotychczas, że może to być prawda; że na szczeblu centralnym są podejmowane działania blokujące miasto, podejmujące decyzje dla miasta niekorzystne, chyba na zasadzie „jak nie rządzi PO – to nie ma prawa być dobrze”.
Wspominał o tym na swoim blogu także i Prezydent Miasta – Piotr Krzystek w tekście pt. ”Warszawa znowu spycha nas na margines”:
Warszawa znów spycha nas na margines
Miasto postawiło na zwiększenie usługowej bazy biurowej w postaci nowoczesnych biurowców, by przyciągnąć tu duże firmy na stałe, by miały miejsce na dogodne siedziby. Zainwestowano w nową halę widowiskowo sportową, filharmonię, nowoczesny kompleks sportowy dla sportów pływackich „Floating Arena”. Wszystko to jednak zupełnie bez istotnego wpływu na powstanie znaczącej liczby nowych miejsc pracy dla osób, które utraciły zatrudnienie w wyniku likwidacji i upadłości oraz absolwentów corocznie wchodzących na rynek pracy, w dużej części trafiających do rejestru bezrobotnych.
Szczecin ostatnio bardzo liczył na przyciągnięcie inwestorów zewnętrznych dzięki stworzeniu dobrych warunków inwestycyjnych dla inwestycji przemysłowych. Najlepszym na to sposobem są tzw. „Specjalne Strefy Ekonomiczne” (SSE), w których inwestor dostaje np. uzbrojony i przygotowany plac do budowy zakładu (hali), szczególne warunki finansowe, pewne okresowe ulgi zachęcające do inwestowania i pomagające przetrwać w okresie rozruchu itp.
I tu znów – z winy władz rządowych (wojewody) miasto utraciło prawo do powoływania własnych stref. Jedynym wyjściem okazała się współpraca z istniejącymi już w Polsce strefami, w tym przypadku głównie – Mielecką Specjalną Strefą Ekonomiczną – poprzez otwieranie przez nią swoich oddziałów (podstref) w Szczecinie. Niebawem zakończyć się powinno przygotowanie SSE w dzielnicy podmiejskiej Trzebusz. Pozostały też atrakcyjne tereny po-stoczniowe oraz Szczecińskiej Stoczni Remontowej „Gryfia”, bardzo podatne na ponowne przekształcenie w czynne tereny produkcyjne.
Trwa tu jednak polityczno-biznesowy chocholi taniec polityków z osobami uważającymi się za oszukane przy upadłości zakładów, przepychanka lokalnych polityków – do i od koryta, zmagania ambicyjek i pieniactwa. Wszystko to otoczone obojętnością tych, którym jest dobrze…
Obecnie znalazł podobne zainteresowanie także i teren pomiędzy byłą hutą o papiernią.
Firma TELESKOP chce tu zbudować wielką fabrykę i dać trwałe zatrudnienie dla 1000 osób, inwestując na początek 60 – 70 mln zł w budowę hali produkcyjnej o powierzchni 30 – 40 tys. m. kw. oraz budując ok. 300 mb nabrzeża.
Z kolei na terenie SSR „Gryfia” chce zainwestować konsorcjum KSO – tworząc nowy zakład kosztem własnej inwestycji (docelowo 300 mln zł.) mający zatrudnić na stałe ok. 500 osób.
Wraz z innymi szykującymi się inwestycjami przemysłowymi przy ul. Andrzeja Struga i w Trzebuszu oraz dzielnicy Łasztownia – to wielka szansa dla miasta, szansa na „odżycie”, na rozwój, zatrzymanie odpływu wykwalifikowanych, młodych kadr, już bez żadnej żenady „odławianych” tu przez Poznań i wszelakich innych „łowców głów”.
Zresztą: udana jedna inwestycja – jest najlepszą promocją dla nowych inwestorów; najtrudniej zawsze jest zacząć, przekonać że można i że opłaca się.
Jest też jedno ale: wszystko to jest oparte na założeniu… powstania w tych miejscach Specjalnych Stref Ekonomicznych – jako podstrefy Mieleckiej SSE w Gryfii oraz Kostrzyńsko – Słubickiej SSE w Skolwinie. Wniosek miasta w tej sprawie został właśnie w maju br. zablokowany przez Ministra Finansów Jacka V. Rostowskiego.
Komitet Rady Ministrów odroczył decyzję w tej sprawie, z zamiarem ustalenia jakichś „nowych kryteriów” powstawania SSE…
Czyżby znów miały to być kryteria, których Szczecin „z pewnością nie będzie w stanie spełnić”?
Inwestorzy z niepokojem czekają na decyzję, mają już gotowe plany, pewne konkretne uzgodnienia i wymagane zgody budowlane… czas mija, jest już połowa lipca, decyzji brak…
A może brak decyzji to jest właśnie decyzja…
* * *
Zadziwiające jest, jak mało jest wokół nas, a może raczej – w nas, zrozumienia, współczucia, empatii, solidarności w tym najlepszym z możliwych znaczeń. Spora część mieszkańców miasta ma jakąś pracę zarobkową. Przecież nie widać tak na co dzień na ulicach jakiejś masowej biedy, bezdomności, nędzy. Nikt nie umiera masowo na ulicach z głodu. Ludzie chodzą dobrze ubrani, kupują towary ekskluzywne, wyroby z pewnością nie dla wszystkich niezbędne czyli luksusowe, pełne są wielkie centra handlowe, wieczorami trudno czasem o miejsce w kawiarni…
A jednak kilkanaście tysięcy osób nie ma oficjalnej, stałej pracy.
Często niewiele różnią się od innych, a to z powodu coraz lepszej jakości ubrań „używanych” kupowanych na wagę po 5 czy 10 zł za kilogram. Daje to zaskakujący czasem efekt kolorystyczny, ale daje też wrażenie pewnej „schludności” pomimo wszystko…
Ci którym się powodzi, szczególnie pracownicy licznej administracji rządowej, samorządowej i biurowej, służb mundurowych, instytucji budżetowych, oświatowych i miejskich – są zadowoleni; kryzys nie bardzo im doskwiera, nie martwi ich przyszłość, przynajmniej dotychczas.
Problemem dla nich jest za to zaniedbana fontanna, brak kąpieliska dla dzieci, brak starego rynku jako miejsca relaksu po pracy, mało koncertów czy imprez rozrywkowych. Jednocześnie obok nich ludzie pozbawieni pracy z trudnością egzystują w ciągłym strachu, napięciu, depresji, poszukując jakiegokolwiek sposobu na zarobienie choć kilkunastu złotych by przetrwać, doczekać do poprawy sytuacji na rynku pracy. Lecz ci „zadowoleni” ich nie dostrzegają a jeśli – uważają za pijacki margines społeczny, za tych co nie chcą pracować.
Tym „zadowolonym” – nie są potrzebne inwestycje w przemysł dający miejsca pracy; oni przecież pracują. Dla nich najważniejsze są fontanny, ułatwienia, ozdoby, upiększenia miasta, inwestycje w to – aby im, głównie im – było tu przyjemniej i łatwiej.
To nie do wiary – w społeczeństwie, gdzie 90% to przecież ludzie wierzący, katolicy kierujący się miłością bliźniego, miłosierdziem, litością. Faktycznie: nie do wiary… katolickiej.
Przez lata naznaczone wzrostem bezrobocia, narastaniem tragedii ludzi wykluczonych, wypychanych z rynku pracy, odrzuconych przez „zadowoloną” resztę – obserwujemy bardzo kosztowne zabiegi mające zadowolić postulaty upiększenia miasta, zamiast najpierw stworzyć miejsca pracy dla bezrobotnych, dając im szansę normalnego życia i włączenia się w pełni w życie tego miasta; ich rodzinnego miasta. Taka kolejność działań powinna być oczywista dla katolika jak i dla każdego normalnego człowieka mającego choć cień współczucia i solidarności z innymi współmieszkańcami. Niestety – mamy milionowe inwestycje w przebudowy basenów pożarowych na fontanny, rozpoczynającą się budowę Aquaparku, absurdalne inwestycje w słynną już i godną kontroli NIK „Aleję Kwiatową”… Zadowoleni chcą być jeszcze bardziej zadowoleni i jeszcze lepiej się bawić.
Prezydent postanowił odnowić Urząd Miejski usadowiony w zabytkowym, przedwojennym budynku z lat 1924 – 27 o tym samym dawniej przeznaczeniu, nazywany „szpinakowym urzędem” – od koloru ścian zewnętrznych. To olbrzymi cztero-skrzydłowy kompleks przylegający do dzielnicy parkowej, zatrudniający ok. 1500 urzędników – bardzo zadowolonych osób, przeważnie o „dziwnie znanych” nazwiskach. Wymieniono pokrycia dachów, w trakcie remontu głównego wejścia odkryto ślady złoceń na architektonicznych elementach zdobniczych, dlatego podczas odnawiania całego budynku złocenia te są także odtwarzane. To ważne dla estetyki i dbałości o odtworzenie wartości historycznej zabytkowego budynku.
Zadowolonym urzędnikom będzie się z pewnością przyjemniej pracowało.
Ludzie są jacy są i nie od wszystkich można tego samego wymagać. Człowiek w zasadzie ma prawo być samolubny, egoistyczny, niewrażliwy, nieczuły. Można jednak wymagać od władzy, by choćby z obowiązku jeśli nie z własnej woli miała na uwadze interes wszystkich, w szczególności tych najsłabszych.
Dla człowieka normalnego, to znaczy uczciwego i myślącego oczywiste jest, że najpierw trzeba posiadane środki skierować na zapewnienia miejsc pracy dla wszystkich a potem dopiero – na ulepszenia, upiększanie, odnawianie i ułatwianie życia tym, dla których ono jest już łatwiejsze.
Możliwości znaczącej poprawy sytuacji na lokalnym rynku pracy – są; inwestorzy czekają… Na co czeka władza?