Miłość prawdziwa nie jest "za coś" ani "z powodu"; zjawia się nie wiadomo skąd jak powiew wiatru; to ona dopiero daje wszystkie możliwe powody i "wyciąga" z nas wszystko to co w nas najlepsze. Odrzucenie, bariery, warunki, ograniczenia, separacja, oceny, wymagania wstępne - wydobywają z nas wszystko co najgorsze, poprzez niepotrzebne bezsensowne cierpienie i tak prowadzą donikąd...
Zakochałem się w tobie. W twoim głosie i twoim oddechu. W twoich oczach i twojej obecności. A co to znaczy? Nagle zaczęło mi ciebie bez przerwy brakować. Wiadomo: praca, wyjazdy, różne zajęcia... W naszej znajomości trwającej już od pewnego czasu pojawił się nie wiedzieć kiedy jakiś nieuchwytny, zaskakujący, dodatkowy element, choć często pojawia się on już od pierwszej chwili; mówią na to - "jest chemia", albo że "zaiskrzyło", a mówią tak - by jakoś nazwać to, czego nie da się dostrzec bezpośrednio, zdefiniować, skatalogować i okiełznać. Dostrzec można tylko skutek. To działa, choć nikt nie wie jak i dlaczego.
Działa - jeśli jest.
Nie da się przeanalizować ani wytłumaczyć, dlaczego to widok twojej twarzy jest dla mnie tak miły, wzruszający, choć na świecie jest ponoć ponad 8 miliardów innych twarzy a z tego nieco więcej niż połowa - kobiecych, z tego jedna trzecia "dorosłych" twarzy; i tak daje to co najmniej dwójkę i dziewięć zer... Ale ja lubię twój sposób mówienia, twój uśmiech, mógłbym godzinami przyglądać się tobie nawet nie zdając sobie sprawy z upływu czasu, śledzić każdy ruch, gest, grymas, mimikę jak lustro myśli - przebiegających szybko, jak pierzaste chmurki po błękitnym niebie przy silnym wietrze i odpowiadające im plamy półcienia - szybko przesuwające się po drzewach i łąkach, rozjaśnionych promieniami słonecznymi...
Ty także czasem obrzucasz mnie szybkim tęsknym spojrzeniem, albo uśmiechasz się filuternie, gdy nasze spojrzenia spotkają się. Zauważyłem przypadkiem, że długo przyglądasz mi się, poważnie i z pewną ciekawością - kiedy zasypiam; jakbyś krępowała się robić to "jawnie", gdy mógłbym to dostrzec na co dzień. Czuję i wiem, że odczuwasz podobną przyjemność wynikającą z mojej obecności blisko ciebie i że to jest prawdziwe, naturalne, rzeczywiste i trwałe. Akceptujesz właśnie mnie, mimo że mam wady i świadomie staram się nie do końca je ukrywać - kierując się potrzebą szczerości i autentyczności, wiarygodności bez oszukiwania i udawania.
To jest bardzo miłe...
jeśli jest...
Kocham cię, dlatego spontanicznie sam chciałbym dla ciebie jak najlepiej, abyś była szczęśliwa, nie tylko w związku ze mną, ale i w każdej innej dziedzinie życia; wręcz myślę, że ja - jestem tu na ostatnim miejscu ważności. Dlatego chciałbym zrobić wszystko co możliwe, byś realizowała swoje zamierzenia, cele, ambicje, plany rozwoju i twórczości; to przecież oczywiste że dla ukochanej i akceptowanej osoby która to odwzajemnia, zawsze chcemy dać z siebie wszystko - dla jej radości, ale umiemy też przyjąć podobny dar od niej. Z miłości sam wymyślam co mógłbym zrobić dla ciebie; To jest niesamowicie motywujące.
Jeśli jest.
To ona wydobywa z nas niesamowitą energię, radość, pomysłowość, humor, optymizm. Miłość odwzajemniana jest jak... silnik odrzutowy najnowszego myśliwca; daje "kopa" do prędkości naddźwiękowej, odejmuje lat, uzdrawia, uwalnia od lęku, nagradza optymizmem, młodzieńczą inwencją i pomysłowością. To miłość i szczęście daje energię, uzdrawia i odmładza. Powiedzenie "kochałabym cię gdybyś miał więcej energii, był szczęśliwy" - jest absurdalne, bo oczekuje skutku - przed przyczyną. To tak jakby mówić; zatankowałabym samochód gdyby bez paliwa dojechał do stacji benzynowej...
Bo miłość polega na służeniu, dzieleniu się, a służenie - na dawaniu i przyjmowaniu dobra, także na dzieleniu się trudnościami, wątpliwościami, bólem. Kocham cię niezależnie od okoliczności i wiem że jestem kochany, dlatego w moim przyjmowaniu od ciebie daru dobrej woli, szczęścia, dobra, inspiracji, rady, motywacji, pomocy, życzliwości, przyjaźni - nie ma nic z interesu albo wyrachowania. Nie ma - bo to nie był warunek, wymóg wstępny. Bez tego wszystkiego zapewne także odczuwałbym całą tę radość wynikającą z samej miłości. Daję to co mam najlepszego, bo wiem, że osoba obdarowana przyjmie to i także - z tego samego co ja powodu - będzie chciała mnie obdarowywać wszystkim co najlepsze i to jest właśnie miłość, dzielenie się dobrem, nie - wyrachowanie, wstępne oczekiwania, żądania, wydzielanie "siebie" po trochu zależnie od spodziewanych "korzyści", rozsądne "sprzedawanie się" po kawałku, reglamentacja dostępu do siebie, swojego życia, swoich spraw...
Kocham cię, dlatego spontanicznie sam chciałbym dla ciebie jak najlepiej, abyś była szczęśliwa, nie tylko w związku ze mną, ale i w każdej innej dziedzinie życia; wręcz myślę, że ja - jestem tu na ostatnim miejscu ważności. Dlatego chciałbym zrobić wszystko co możliwe, byś realizowała swoje zamierzenia, cele, ambicje, plany rozwoju i twórczości; to przecież oczywiste że dla ukochanej i akceptowanej osoby która to odwzajemnia, zawsze chcemy dać z siebie wszystko - dla jej radości, ale umiemy też przyjąć podobny dar od niej. Z miłości sam wymyślam co mógłbym zrobić dla ciebie; To jest niesamowicie motywujące.
Jeśli jest.
To ona wydobywa z nas niesamowitą energię, radość, pomysłowość, humor, optymizm. Miłość odwzajemniana jest jak... silnik odrzutowy najnowszego myśliwca; daje "kopa" do prędkości naddźwiękowej, odejmuje lat, uzdrawia, uwalnia od lęku, nagradza optymizmem, młodzieńczą inwencją i pomysłowością. To miłość i szczęście daje energię, uzdrawia i odmładza. Powiedzenie "kochałabym cię gdybyś miał więcej energii, był szczęśliwy" - jest absurdalne, bo oczekuje skutku - przed przyczyną. To tak jakby mówić; zatankowałabym samochód gdyby bez paliwa dojechał do stacji benzynowej...
Bo miłość polega na służeniu, dzieleniu się, a służenie - na dawaniu i przyjmowaniu dobra, także na dzieleniu się trudnościami, wątpliwościami, bólem. Kocham cię niezależnie od okoliczności i wiem że jestem kochany, dlatego w moim przyjmowaniu od ciebie daru dobrej woli, szczęścia, dobra, inspiracji, rady, motywacji, pomocy, życzliwości, przyjaźni - nie ma nic z interesu albo wyrachowania. Nie ma - bo to nie był warunek, wymóg wstępny. Bez tego wszystkiego zapewne także odczuwałbym całą tę radość wynikającą z samej miłości. Daję to co mam najlepszego, bo wiem, że osoba obdarowana przyjmie to i także - z tego samego co ja powodu - będzie chciała mnie obdarowywać wszystkim co najlepsze i to jest właśnie miłość, dzielenie się dobrem, nie - wyrachowanie, wstępne oczekiwania, żądania, wydzielanie "siebie" po trochu zależnie od spodziewanych "korzyści", rozsądne "sprzedawanie się" po kawałku, reglamentacja dostępu do siebie, swojego życia, swoich spraw...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz