MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

niedziela, 10 września 2017

To - co najważniejsze.

Co jest dla człowieka najważniejsze? Cóż; to ciekawe pytanie, jest jednak zbyt ogólne a więc liczba możliwych odpowiedzi prawdopodobnie mogłaby być nieskończona. Odpowiedź zależałaby od tak wielu czynników, że takie zapytanie traci sens jako źródło jakichkolwiek uogólnień, uniwersalnych wniosków.
A zadając takie pytanie - poszukujemy przecież odpowiedzi uogólniającej, uniwersalnej, jakby ogólnoludzkiej; nie chodzi o to, by dogłębnie i "naukowo" analizując temat - utonąć wówczas w przywołanych szczegółach i niuansach, jak to mają w zwyczaju niektórzy filozofowie…

Kiedyś – zastanawiając się nad sensem życia w ogóle, doszedłem do doraźnego wniosku, że to być może doskonałość w miłości bliźniego, miłości wszechogarniającej – jest sensem a więc i jest najważniejsza. Stwierdziłem tam, że celem życia może być wyrobienie sobie poglądu o Jezusie i to obojętnie nawet – jakiego poglądu. Życie może być po to, by na podstawie wszystkiego co się w nim wydarza i obserwuje – przyjąć wiarę w Jezusa i jego przesłanie, albo odrzucić je. Lecz wiara ta - mogłaby wynikać tylko z miłości a miłość jest postawą naśladowania. Sensem a więc czymś najważniejszym – byłoby rozwinąć w sobie zdolność do miłości bezwarunkowej, dziecięcej, miłości "za nic", takiej – jak została ona opisana przez Pawła z Tarsu w pierwszym jego liście do Koryntian:


„… Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadł wszelką wiedzę, i miał tak wielką wiarę, iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.

Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, choć zniknie dar języków i choć wiedzy [już] nie stanie. Po części bowiem tylko poznajemy i po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecinne. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [ujrzymy] twarzą w twarz. Teraz poznaję po części, wtedy zaś będę poznawał tak, jak sam zostałem poznany. Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: największa z nich [jednak] jest miłość.”
(1 Kor 13, 1-13)


Gdy Jezus mówił swoim uczniom w innym miejscu, iż powinni stać się jak dzieci i że kto nie będzie „jak dziecko” – nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego – miał na myśli prawdopodobnie to, że to dzieci właśnie umieją kochać czystą, bezwarunkową i wielką miłością „za nic”; umieją kochać czystym sercem a nie rozumem.

Jeśli więc uznać, że celem życia jest nauczyć się prawdziwej miłości i rozwinąć ją najbardziej jak potrafimy, musielibyśmy przyznać, że to miłość jest dla człowieka najważniejsza.  Że może ona być niejako ważnymn ale i trudnym „progiem rozwoju”, który trzeba pokonać, by móc – już na tej nowej a koniecznej „platformie istnienia” – przejść do dalszego etapu rozwoju. 
To oczywiste, że gdy pytamy o sens, zakładamy istnienie ciągłości „egzystencji” jednostki, wiecznej i niezniszczalnej żywej istoty. Bez tego założenia - mówienie o sensie jest bezprzedmiotowe. 

No dobrze; ale miłość taka jak ją opisał Apostoł Paweł zdaje się absolutnym ideałem, czymś praktycznie niezwykle trudnym do osiągnięcia w ciągu jednego życia, zawsze zbyt krótkiego i zbyt obciążonego przeróżnymi trudnościami…

Otóż przyszło mi na myśl, że drogą do takiej miłości – jest głównie akceptacja. Wbrew pozorom w życiu jest o nią bardzo trudno. Warunki zewnętrzne z pewnością jej nie ułatwiają; świat żyje w pośpiechu, żyje różnicowaniem i konkurencją, wszystko nastawione jest na walkę, zmaganie się, zdobywanie, konkurowanie, indywidualizm. Szczególnie konkurencja i indywidualizm są „znakiem czasu” nie tylko w Europie, ale i na innych kontynentach. Akceptacja zależy od dobrej woli, z czegoś wynika, ale można jej też dopomóc a kluczem do tego jest jak się wydaje określona „intymność” jakiejś świadomie „chcianej” relacji z innym człowiekiem, wzajemnego kontaktu (oczywiście nie mam tu na myśli w tym rozważaniu kontaktu seksualnego czy erotycznego a wyłącznie emocjonalny, choć należy przecież przyznać, że w praktyce kontaktu osób różnej płci – element „seksualności” należący do sfery erotyki w jej jak najbardziej subtelnych objawach jest po prostu nie do oddzielenia od innych cech).
Tego typu relacja  rozciąga się nie tylko na innych ludzi a wręcz – na wszystko i nie jest ograniczona nawet banalnym faktem „istnienia” bądź „nieistnienia”. Zaryzykowałbym nawet  twierdzenie, iż ona wręcz nie potrzebuje w ogóle dla siebie przedmiotu…

Codzienne życie jest potencjalnym polem funkcjonowania intymności, która może dotyczyć wszystkiego; sposobu rozmawiania, zaangażowania uwagi skupionej na drugiej osobie, kontaktu niewerbalnego a więc pewnych gestów, obecności, bycia. Zdobycie (bo o to trzeba usilnie zadbać) odpowiedniego natężenia intymności w relacji z drugim człowiekiem, na czym powinno zależeć i w sposób naturalny zależy w równym stopniu obu stronom – jest wstępem miłości, ale także i z uczucia wypływa, tam ma swój początek. To powinno harmonijnie się łączyć. Intymność – to między innymi zaufanie, wzajemna lojalność, właściwy stopień natężeniu uwagi w stosunku do wszystkiego co dotyczy innej osoby, umiejętność słuchania, autentyczne zaangażowanie, to podobne łaknienie czerpania przyjemności z wzajemnej obecności, która nigdy się nie nudzi; przyjemności z bycia w tym samym czasie i przestrzeni, przyjemności z tolerancji, wybaczania, życzliwości…

Odczuwanie akceptacji – wzbudza akceptację wzajemną i sprawia przyjemność. Po latach przemyśleń mogę dziś postawić tezę, że może to właśnie akceptacja jest dla człowieka najważniejsza.  Akceptacja w sensie czynnym i biernym; akceptowanie i bycie akceptowanym. Akceptacja to życzliwość, to "łaskawość" dla kogoś, to wszystko.
Przypuszczam też, że to brak akceptacji może być w wielu przypadkach praprzyczyną zmian chemicznych podświadomie „sterowanych” psychicznie, które prowadzą do nierównowagi hormonalnej w postaci zaburzenia pracy mózgu w formie depresji lub nerwicy.  Jeśli nie zawsze tak jest, to z pewnością doznana od kogoś akceptacja jest najlepszym lekiem na te zaburzenia, lekiem niejako „psychicznym” a nie chemicznym – mającym jednak swoje oddziaływanie na reakcje chemiczną, podobnie jak w przypadku przyczyny. Prawdziwy „lek psychiczny” oddziałuje na przyczynę psychiczną a nie jedynie łagodzi skutek zmian „biochemicznych” jak w przypadku farmaceutyków.
Wzajemne oddziaływania psychiczno-chemiczne są już dziś oczywistością dla nauki.

Intymność – to szczerość odpowiedzialna, wzajemna otwartość, może nawet – wzajemne zamiłowanie do siebie.
Akceptacja jaka człowieka spotyka ze strony innego człowieka wyzwala w nim wszystko co najlepsze i to – absolutnie naturalnie, „bezinwazyjnie”. Być może właśnie dlatego także Jezus urodził się jako człowiek.

Wynikałoby z tego, że pojęcia akceptacja, intymność i miłość – są w pewnym sensie synonimami tego samego, są jednoznaczne. Kogoś, kto się spotkał z taką akceptacją należałoby mieć za szczęśliwego, bo to nie zdarza się na co dzień.
Skrajnym przykładem akceptacji można uznać postawę Jezusa, który „umiłował do końca” wszystkich ludzi „co byli na świecie”, także i tych złych, niesprawiedliwych i niewdzięcznych, chciwych, był niezmiennie wyrozumiały, łagodny, życzliwy, opanowany, umiarkowany, wreszcie uczynił z siebie ofiarę za nich a przecież – „większej miłości nikt nie ma nad tę, gdy ktoś życie swoje kładzie za przyjaciół swoich”.

Ale akceptacja w wymiarze ludzkim - także bywa spotykana i dostępna wśród ludzi, zdarza się pomiędzy ludźmi, mimo że to nie jest pospolite. To wielkie szczęście i dar.
Stwierdzenie więc, że to właśnie akceptacja jest najważniejsza w życiu człowieka wydaje się w pełni uzasadnione.