MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

środa, 11 kwietnia 2012

„Władywostockie” metody promocyjne.

Mówi się, że Polska nie istnieje właściwie w Europie w grupowej, powszechnej świadomości jako normalny kraj taki jak inne; jeśli już kojarzy się z czymś więcej niż Chopin, Wałęsa i latanie na drzwiach od stodoły – to są to raczej stereotypy. Są i tacy co bardzo dbają o dopływ świeżutkich „polskich dowcipów” – w znaczeniu nie tych „z Polski” a tych „o Polsce”. Dbają - jako ten "wzorzec" z którego pomysły czerpią autorzy dowcipów, albo sami stając się ich autorami. Polak nie jest tam najczęściej bardzo chwalony. Stereotypy są niestety podstawą funkcjonowania opinii, opinii człowieka jak i o człowieku, jest to zjawisko powszechne na całej kuli ziemskiej, jakby wypływające z istoty ludzkiego sposobu funkcjonowania w społeczności.

Można oczywiście „robić za ofermę” i biernie przyglądać się twórczości innych, szczególnie chyba sąsiadów oraz wszystkich którzy bezpośrednio gdziekolwiek na świecie stykają się ze zgrupowaniem imigrantów z Polski. Tu ciekawe jest, że taki sposób powstawania dowcipów jakby je uwiarygodnia, bo u ich źródła wydaje się leżeć bezpośredni kontakt, obserwacja Polaków z punktu widzenia zupełnie innych obyczajów czy zwyczajów lokalnych.
Prócz biernej obserwacji, albo co jeszcze gorsze – obrażania się, protestów – które tym bardziej napędzają złośliwości i kpiny, można po pierwsze mniej dawać powodów do drwin a prócz tego zachowywać się tak jak inni, czyli kpić z wszystkich pozostałych.
Wracając jednak do tematu, prócz „polskich dowcipów” nasz kraj jest mało znany i rozpoznawalny. Zbyt długo leżał w strefie wyłączonej z normalnego ruchu, zamkniętej strefie „obozu socjalistycznego” bronionego przed otaczającymi go przyjaciółmi. Musi potrwać nim stanie się po prostu jednym z krajów Unii, czy Europy.

Można się do tego przyczynić, albo się przed tym bronić.

By się do tego przyczynić – trzeba nasz kraj promować, reklamować, cierpliwie pracować nad jego włączeniem do grona „normalnych miejsc” – przy okazji starając się zachować własną pozytywną tożsamość, wyróżniać się czymś akceptowalnym ale też i dość charakterystycznym, tradycyjnym.

To oczywiste, więc nie ma też nic dziwnego w obecnej postawie władzy, zachęcającej by pokazać się gościom z jak najlepszej strony. Z psychologicznego punktu widzenia ważne jest nastawienie psychiczne ludzi, którzy tu przyjadą, to – czego będą się spodziewali. Chodzi o to, że – czegokolwiek by się spodziewali - mogą to znaleźć, bo tak jest w każdym kraju, każdym państwie i każdym miejscu  na Ziemi. Idealnie by było, gdyby oczekiwali i spodziewali się normalności…
Jeszcze idealniej by było – gdyby tę normalność rzeczywiście znajdowali.

Właśnie.
Jest tu poważne niebezpieczeństwo.
To niebezpieczeństwo „ucieczki w fikcję”.
Pamiętam, że w niektórych miastach ZSRR gdzie pojawiali się często obcokrajowcy, takie zjawisko występowało. Choćby portowy Władywostok z licznymi zawijającymi tam statkami. Miasto o bardzo dogodnym położeniu jak na potrzeby żeglugi handlowej. Dogodny dostęp drogą kolejową oraz lotniczą, duże lotnisko no i oczywiście samo położenie portu - niezwykle dogodne dla floty operującej na dalekim wschodzie – czynią to miejsce ważnym ośrodkiem odwiedzanym przez obcokrajowców z całego świata. W pierwszych dwóch dekadach po wojnie było to jednak miasto nędzy a że było już często odwiedzane przez obcokrajowców, postanowiono zadbać o WIZERUNEK – czyli o promocję „najlepszego modelu państwa oraz najlepszej na świecie gospodarki” – czyli Kraju Rad. Wytyczono więc trasę „turystyczną” na której wyremontowano jako-tako kamienice, wysprzątano ulice i podwórka wzdłuż tej trasy, narzucono specjalny regulamin bytowania ludziom tam mieszkającym, by „trzymali porządek i godność narodową” – słowem, urządzono strefę pokazową dostępną dla „obcych” – tworzących po wyjeździe opinię czy stereotyp o Władywostoku a więc i o ZSRR.
Co jednak zrobić z cała resztą miasta, z nędzą, zaniedbaniem, bałaganiarstwem, patologią społeczną z tej nędzy wynikająca, mordowniami i podejrzanymi spelunami.
Pomysł był typowo radziecki: zakazać. Zakazać nie biedy; zakazać rozglądania się.
W trakcie odprawy granicznej i celnej w porcie, przed wypuszczeniem obcych do miasta – służby dyskretnie „odradzały” nawet zejście z wyznaczonej, oficjalnej trasy turystycznej. Ostrzegano, że to dla dobra samych gości, bo wejście w boczne uliczki może być dla nich bardzo niebezpieczne… i to po części mogło być prawdą.  W rzeczywistości chodziło jednak o to, by przybysze nie wchodzili w zaułki, nie schodzili ze specjalnie przygotowanej i uporządkowanej dla nich trasy. Bo - gdy to zrobili – nie mogli nie zauważyć ogromnej biedy, zaniedbania, nędzy fizycznej i moralnej, okropnych warunków w jakich w rzeczywistości żyje tam większość tych ponoć najszczęśliwszych na świecie  „ludzi radzieckich”. Pilnowano,  by nie poznali PRAWDY o życiu w Kraju Rad; „rzeczywistej” prawdy a nie tej „pokazowej prawdy” specjalnie dla nich wielkim nakładem sił i rubli przygotowanej.
Lokalne władze i służby nie poprzestawały oczywiście na informacjach i ostrzeżeniach, ale „opiekowały” się każdym gościem także bezpośrednio przez cały czas pobytu „na mieście”; każda próba zboczenia z wytyczonej trasy, wejścia do miasta – kończyła się „niespodzianką”, gdy niespodziewanie podchodził nagle jakiś normalnie ubrany „cywilny” spacerowicz i przypominał, co było powiedziane przy odprawie granicznej na statku: grażdanin – tam nie nada… Owszem; jeśli gość okazywał wystarczający zapas gotówki i to najchętniej nie w rublach, oraz wystarczające zdecydowanie w poszukiwaniu uciech a także sprawiał wrażenie że „da sobie radę” – nikt mu niczego nie zabraniał, ale… powracał całkiem goły.

Dlaczego to wspominam; po prostu takie jest niebezpieczeństwo usilnej i akcyjnej promocji, jak w tym przypadku - promocji Polski przed „Euro 2012” – jaką uprawia władza i Premier Tusk osobiście.
Jest takie niebezpieczeństwo.
Nie wystarczy krzyczeć: Polska jest „OK.” Może trzeba by coś zrobić, by rzeczywiście była OK.! Bardzo wiele zrobiliśmy – to prawda. Czy to co zostało zrobione, można porównać ze wspomnianym  „przygotowaniem pokazowej trasy turystycznej”? – czyli urządzeniem fikcji mającej UKRYĆ PRAWDĘ?
Być może to dużo więcej, ale trzeba mieć świadomość, że krzyczenie dziś, zapewne w dobrej wierze – propagandowych haseł, ukrywa jakąś prawdę. Na przykład prawdę o tragicznym bezrobociu obywateli w wieku powyżej czterdziestu kilku lat – którym się z zasady odmawia zatrudnienia a także większości z nich – odmawia się zasiłku dla bezrobotnych i innych środków niezbędnych do życia. Propaganda sukcesu ukrywa prawdę o tej grupie Polaków.
Tak to odbieram, bo ja znam tę prawdę.

Może należało raczej przed rozpoczęciem Mistrzostw „Euro 2012” ulżyć jakoś sytuacji tych ludzi, opracować i ogłosić jakiś plan działań długofalowych, skorygować nieco przepisy obowiązujące by ułatwić tym osobom dostęp do pomocy w zamian za pracę której dla nich nie ma. Zrobić coś konkretnego, dać prawdziwą pomoc i dopiero wówczas z przekonaniem ogłaszać: Polska jest "OK."! W takiej sytuacji – faktycznie by była "OK" i bezrobotni, wsparcie dla nich – byłoby tego dodatkowym dowodem.
Ale wybrano tworzenie fikcji, propagandy i picu, pozostawiając poszkodowanych ludzi bez pomocy... To wielkie europejskie wydarzenie sportowe, sukces organizacyjny a także być może i sportowy Polski - będzie w pewnym sensie miał zapach gnijących śmieci w których grzebią ludzie pozbawieni przez swoich rodaków możliwości zapracowania na swoje niezbędne potrzeby. To pokaz skrajnego egoizmu, przeciwieństwo ideałów solidarności z których Polska jest tak dumna.

Dlatego nie jestem dumny z Polski – Polski Tuska i PO. Tak samo – jak z Polski tej fikcyjnej opozycji, w takim samym stopniu co władza lekceważącej ludzi odczuwających skutki bezrobocia, wyobcowanej ze społeczeństwa, skrajnie populistycznej i wyrachowanej w swoich oczekiwaniach politycznych, interesującej się wyłącznie politycznymi wojenkami, mającymi jedynie WŁADZĘ na celu.

Polska która zdradza i opuszcza setki tysięcy swoich obywateli wobec których nie wypełniła swoich obowiązków, skupiając się na pustej propagandzie sukcesu – nie jest i nie może być "OK."!