MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

środa, 15 stycznia 2014

Jeden jest Bóg…


Ekumenizm to głównie działalność mająca doprowadzić do zjednoczenia Chrześcijan. Zjednoczenia kościołów chrześcijańskich poprzez dialog, poznanie, zrozumienie i pojednanie. W pojęciu tym mieści się także i dialog różnych religii. Różnych, ale jednak osadzonych w tym samym systemie pojęć i podstawowych wartości cywilizacyjnych; w innym wypadku żadne porozumienie może nie być możliwe.
Oczywiście należałoby tu zauważyć, że żadne „jednoczenie” nie byłoby potrzebne – gdyby nie działały tam siły „odśrodkowe”, dzielące a wywodzące się z ludzkiego charakteru, z jego wad. Porozumienie jest możliwe nawet pomiędzy wyznaniami wywodzącymi się z zupełnie różnych tradycji i cywilizacji, opartych na odrębnym dorobku filozoficznym. W tym sensie niewątpliwie „ekumeniczne” było przed ponad czterdziestu laty przybycie do USA hinduskiego nauczyciela i guru, czcigodnego Acarya Carnay Bhaktivedanty Swamiego Prabhupady, który uczył młodych Amerykanów o hinduskim podejściu do Boga i życia, o jego wartości i sensie, ratując wielu hipisów i narkomanów przed ostatecznym stoczeniem się – właśnie słowem i przykładem wywodzącym się z zupełnie innej cywilizacji i zupełnie innej religii. Pomagał ludziom – wyjaśnianiem wszystkiego co łączy tak odmienne światy jak Indie i Ameryka. Podstawą jednak była tu popularna zwłaszcza w Bengalu bhakti-yoga, oparta na pismach w niektórych szczegółach niezmiernie zbliżonych do myśli chrześcijańskiej.

Pierwotny Zbór Jezusowy – uczniów pozostałych w Jerozolimie oraz tych którzy do niej powrócili po pierwotnej ucieczce – ze strachu i rozczarowania, po ukrzyżowaniu Jezusa przez Żydów pod północnymi murami miasta w miejscu zwanym Golgota. Stopniowo dzielił się on zarówno z powodu odrębnych misji poszczególnych Apostołów przez Jezusa powołanych i wyuczonych oraz Pawła z Tarsu twierdzącego iż także został powołany później; uczniami którzy co prawda występowali z przekazem mającym to samo źródło, ale trafiającym na bardzo różne kultury i tradycje odbiorców i przez to w jakiś sposób zmieniające w praktyce Jezusową naukę. Już samo to – jest drastycznym pogwałceniem nauk Jezusa przekazywanych uczniom.
Także i sposób rozumienia słów Jezusa przekazanych przez Ewangelistów był poważnym czynnikiem skłaniającym do rozdźwięków a w rezultacie – podziałów. Liczne listy apostolskie pisane do różnych zborów lokalnych – są właśnie często wyrazem reakcji na pewne wypaczenia czy może „indywidualizowanie się” lokalnych zwyczajów pod wpływem różnic tradycji i rozumienia; są pouczeniami, napomnieniami i przypomnieniem pierwotnych zasad.

Tym czynnikiem rozsadzającym była sama praktyka stosowania lub ignorowania nauk Jezusa a także „rozbudowywanie” ich o przeróżne ludzkie wymysły i nakazy, nieraz bardzo cyniczne i interesowne. Często natomiast miało to charakter właśnie odwrotny; próby zachowania słów Jezusa i ich rozumienia tak jak to przekazali ewangeliści; obrony przed tak przez siebie rozumianym wypaczeniem. Tu przykład księdza zakonnego Martina Lutra (Ludra) i jego narastającej niezgody na wynaturzenie chrześcijaństwa w Rzymskiej Stolicy Biskupiej a więc i w całym Kościele Rzymskim; niezgody stopniowo narastającej, która zgromadziła wielu roztropnych i wykształconych ludzi i zaowocowała rozłamem, oddzieleniem od Papieża oraz dalszymi podziałami na kościoły ewangelickie i anglikańskie.

Kroplą przepełniającą miarę było sprzedawanie przez Papieża „dożywotniego odpuszczenia grzechów” za odpowiednio wysoką opłatą pieniężną na rzecz trwającej budowy Bazyliki Św. Piotra w Rzymie. Zasadniczą przyczyną rozłamu – karygodna arogancja Papieża w odpowiedzi na konstruktywną i uzasadnianą dowodami krytykę oraz próby wymuszenia posłuszeństwa i rezygnacji z artykułowania jakichkolwiek wątpliwości.

Odnieść można wrażenie, że w niektórych przypadkach głównym czynnikiem wywołującym podziały były zwyczajne, banalne ludzkie wybujałe ambicje; tak się często ocenia podział kościoła na kościół rzymskokatolicki i kościół obrządku wschodniego. Tam z kolei tworzyły się i kolejne podziały… pod pretekstem rozbieżności doktrynalnych. Na Papieża jak i na jego odpowiedników zawsze było wielu chętnych, człowiek zawsze był zachłanny na zaszczyty, pozycję, bogactwa i władzę, skoro więc dokonuje się podziału, rozłamu – powstają siłą rzeczy nowe „stanowiska” do obsadzenia… powstaje nowa „organizacja” która potrzebuje przywódców i dygnitarzy… Po cóż podporządkowywać się Papieżowi skoro można stworzyć „swój” kościół i samemu być Papieżem… albo jego „odpowiednikiem”.
Różnice dogmatyczne, różnice w rozumieniu Ewangelii oraz późniejszych często dramatycznie błędnych teorii i pism przeróżnych, głupich lub „sprytnych” ludzi – łasych z kolei na tytuły i sławę naukową – były najczęściej tylko formalnymi pretekstami do stwarzania sobie „nowego kościoła” – oczywiście tego „prawdziwego” i lepszego kościoła, bardziej miłego Bogu. Pod pretekstem troski o „dusze” i o ich „zbawienie” tworzono nowe odłamy wiary, występując w rzeczywistości przeciwko nauce Jezusa a więc i przeciwko Bogu.
Na dodatek występują zasadnicze różnice pomiędzy stanowiskiem kościoła a stanowiskiem w tej samej sprawie jego konkretnych „funkcjonariuszy”; Kościół oficjalnie – swoje a oni nieoficjalnie – swoje.
Człowiek – jak to mówią – jest „tylko człowiekiem”…

Ekumenizm w jego znaczeniu współistnienia i dialogu różnych wyznań był i jest często po prostu oficjalną propagandą, farsą, podczas gdy w umysłach kapłanów tkwi zaciekła obrona przed jakimikolwiek objawami ekumenizmu, poczucie wyższości a najczęściej – niezachwiana pewność ich własnej „jedynej słuszności” i prymatu „jedynego kościoła”. W tym przypadku, gdy mowa o Bogu – przyznają oni każdemu: jest jeden Bóg. Jest jeden Bóg – a w domyśle, w ich wewnętrznym przekonaniu, nie jeden – a jedyny: właśnie ten ich Bóg. Gdy kapłan kościoła rzymskokatolickiego mówi „jest jeden Bóg” – myśli „jest jeden – ten nasz, prawdziwy, bo tamten, wasz – przecież nie jest prawdziwy” – a więc przy tym zaprzecza zarówno ekumenizmowi jako takiemu jak i nieświadomie przeczy jedności Boga; skoro jest „nasz” i „wasz” – to nie jest „jeden". Wszelkie gesty kościelnych dostojników w sprawie ekumenizmu – są niestety podejrzane o fałszywość, sztuczność, nieautentyczność, zakłamanie. Kościół jest zaślepiony swoim przekonaniem o wyłącznie swojej nieomylności i „monopolu” na wiedzę, na prawdę. Wszystko jakoś tam podszyte interesownością; o władzę, o dotacje i datki, o znaczenie...

Prawdziwy ekumenizm jest wśród wielu zwyczajnych ludzi, spotykających się, rozmawiających, poznających się i pozbywających się dzięki temu uprzedzeń jakie im celowo narzucono. Prawdziwa też zmiana ludzkości może nastąpić także jedynie na tym poziomie a nie poprzez oficjalne działania kapłanów, polityków, ekonomistów i urzędników.

Bóg jest jeden.
Bóg – stwórca wszystkiego; ten który stwarza, ożywia, utrzymuje, karmi. Bóg – ten który umiłował ludzi do tego stopnia, iż dla ich ocalenia dał nawet swego umiłowanego syna na ofiarę za ich opamiętanie.
Cały ekumenizm sprowadza się do rzeczywistego zrozumienia tego, że Bóg jest jeden i jest tym, który miłuje, utrzymuje, tworzy, ożywia, leczy, karmi, odziewa i buduje – a wszystko to czyni dla dobra i z miłości. Bóg jest jeden i dlatego nie potrzebuje imienia; to ludzie nadają mu imiona - bardziej im potrzebne niż Bogu a robią to po to, by dzielić, wywyższać się i szkodzić.
Jak powiedział Jezus: miłuje mnie ten, kto przyjmuje moje słowa i wykonuje je a przecież mówiłem do was tylko to, co mi polecił Ojciec; moje słowa nie były moimi słowami, ale tego który mnie do was posłał; Ojca mojego i Ojca waszego. Kto więc mnie miłuje i Ojca mego miłuje. Kto zachowuje moje słowa i wykonuje je – ten miłuje Boga, gdyż to On mnie do was posłał, bym was pouczył.


Podobne i odpowiednie dla odbiorców nauki są w Torze, ale nie było w niej oryginalnie na przykład  - nakazu nienawiści do nieprzyjaciół; to jest wymysł ludzki i przez ludzi tam dodany; dodali to żydowscy „uczeni” przez wzgląd na siebie, nie na Boga.

Ekumenizm jest zadaniem – indywidualnie dla każdego z osobna, tak jak współczucie, miłość i pokora. Dla prawdziwie wierzącego jest czymś oczywistym i naturalnym.