MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

niedziela, 13 listopada 2016

Ambona, czy trybuna?

W zarzutach opozycji politycznej wobec Kościoła, że "używa ambony jako trybuny" – znaczenie słowa "trybuna" jest jakby przenośne; chodzi o to, że kapłani, hierarchowie kościelni angażując się bezpośrednio w sprawy polityki, rzekomo nadużywają możliwości kontaktu z wierzącymi związanego z funkcjonowaniem Kościoła – dla propagowania treści politycznych bezpośrednio nie dotyczących wiary, liturgii, moralności religijnej, itp. To zarzut polityków o "zaangażowanie polityczne" Kościoła.
Kościół oczywiście jest miejscem pewnych wypaczeń, bardzo dużo zależy w nim od każdego człowieka, więc zapewne takie zachowania mają niestety sporadycznie miejsce, być może są one nawet wynikiem nakazów "władzy kościelnej" której zgodnie z obowiązującymi w kościele zasadami Proboszczowie są winni bezwzględne posłuszeństwo.

Trybuna w sensie dosłownym – to miejsce podwyższone, wyeksponowane, służące do wygłaszania mów, do obserwacji lub wyróżniania osób tam się znajdujących. To miejsce „ponad”, wywyższone dla zaszczytu, albo po to, by zapewnić lepszy kontakt przemawiającego stamtąd – ze słuchającymi; poprzez wywyższenie daje ona lepszą słyszalność głosu przemawiającego czyli kontakt werbalny (*) a także poprawia wzajemny kontakt niewerbalny pomiędzy przemawiającym i słuchaczami. Jednocześnie jest to miejsce, które podkreśla podział ról na słuchaczy i przemawiającego, uczniów i nauczyciela, władzę i społeczeństwo, lud i kapłana itp.

Ambona w kościele jest więc sensu stricte trybuną i dla tego właśnie zastosowania została wprowadzona do budowli sakralnych. Lecz jednocześnie jest tu najistotniejsze - czego libertyni i lewacy mogą nie wiedzieć, że ambon w kościele od bardzo dawna nie używa się przy codziennych czynnościach liturgicznych; istnieją one nadal, gdyż są zazwyczaj niezmiernie ozdobnym elementem wystroju wnętrza, często są wartościowe w sensie artystycznym, historycznych (są zabytkami kultury materialnej), bardzo często są integralnym elementem konstrukcji budowli kościoła a nie częścią jego wyposażenia, przez co z technicznego nawet punktu widzenia niemożliwe byłoby ich usunięcie bez poważnych prac budowlanych. Zadecydowano kiedyś, że ambony pozostaną, zawsze jakby „w gotowości” – przygotowane i ustrojone, ale używane przez kapłana do wygłaszania codziennych przemówień nie będą. I nie są…

Tyle w znaczeniu dosłownym.

Kościół jest organizacją, która daje spore możliwości kontaktu ze społeczeństwem. Trudno się dziwić, że możliwości tych nie będzie miał ten, kto jest przeciwnikiem kościoła a nawet wiary w ogóle, ktoś propagujący ateizm, libertynizm, antyklerykalizm – co jest tak silnym i „modnym” trendem w dzisiejszej Europie. Modne dziś oczekiwanie, że Kościół pozwoli w imię jakiejś wypaczonej lewackiej "demokracji" na dostęp do swojej infrastruktury oraz do ludzi wierzących - w celu promowania treści antykościelnych i antyreligijnych - jest skrajnym wypaczeniem i bezczelnością typową dla współczesnej lewicy i jej sojuszników. Inne stronnictwa polityczne preferujące patriotyzm oparty, czy nawet wręcz utożsamiany z wielowiekową tradycją i wiarą katolicką – będą korzystały ze wspomnianych możliwości propagowania swoich wartości, co jest absolutnie zrozumiałe. Jest tu ostro zarysowany podział pewnych skrajności i pogodzić się tego nie da. Dlatego narzekania dziś na taki stan rzeczy, mianowicie że Kościół z samego faktu że istnieje, staje się ogromnym forum kontaktów społecznych sił związanych z Kościołem – jest naiwne a nawet wręcz durne. Można łatwo zrozumieć, jak bardzo to zjawisko przeszkadza europejskim libertynom, pragnącym raz na zawsze wykreślić wiarę (**) z pojęć dotyczących współczesnych społeczeństw europejskich. Tego oczywiście nie można uznać za nic innego jak skandaliczną "walkę z konkurencją", albo z przeszkodą we wdrożeniu libertyńsko-lewackich pomysłów na przemiany świata a tak naprawdę - walkę o władzę nad światem.
Z drugiej jednak strony, trudno się dziwić pewnym działaniom kościoła „materialnego” w sytuacji, gdy jego status, możliwości a nawet legalne istnienie - zależy od decyzji polityków, od prawa państwowego, ustroju, itp.

Jeśli przyjąć założenie, iż państwo jest przez ludzi i dla ludzi ustanowione, władza także składa się z ludzi, to wszystko co dotyczy władzy zależy od tego jacy są ludzie ją tworzący, jacy są ludzie stanowiący ewentualną alternatywę dla tej władzy, czyli ogólnie – jacy są ludzie. Wiara niesie ze sobą wielkie, humanistyczne przesłanie i jej rolą społeczną jest kształtowanie "nowego" człowieka. Taki człowiek jako „produkt” rzeczywistej wiary jest wartościowym składnikiem społeczeństwa. Kościół więc ma za zadanie nauczać ludzi i wznosić ich na wyższy stopień rozwoju między innymi poprzez stawianie im ograniczeń oraz wymogów moralnych, natomiast państwo niejako z drugiej strony – czerpie z tego „materiału” społecznego do tworzenia władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, aparatu administracyjnego, itp. Władza jest taka – jak ludzie ją sprawujący a ludzie są tacy jak ich ukształtowały warunki rozwoju i wszelkie oddziaływania mające na nich wpływ.

Rolą kościoła jest więc realizować i „promować” nakazy wiary, w naszym przypadku – naukę Jezusa jaką przekazuje nam Ewangelia w swej kanonicznej postaci, w ten sposób oddziałując na to, jakimi ludźmi będą ci, spośród których społeczeństwo wybierze władze i którzy będą decydować o istnieniu i funkcjonowaniu państwa. Oczywiście Kościół jest tu jednym z czynników kształtujących moralność i osobowość ludzi, nie jedynym. Dlatego właśnie jego potencjalne możliwości tak bardzo drażnią lewaków i liberałów...

W związku z taką funkcją Kościoła, niesłuszne jest odmawianie mu prawa do propagowania pewnych treści i postaw. Kościół przecież po to powstał, by głosić przesłanie Jezusa przekazane przez Apostołów, jego bezpośrednich uczniów. Jednocześnie - w takiej perspektywie widać, jak wielką szkodą, przewinieniem, jak wielka winą są wszelkie wypaczenia w samym Kościele. Są one tragiczne, bo podważając autorytet moralny i religijny (***) Kościoła – podważają sens zasadniczy jego istnienia. Kościół z samej swojej istoty ma i będzie miał szeroki kontakt z ludźmi, co nie jest dostępne żadnej partii politycznej. Nie da się tego zablokować np. ustawami. Zresztą; zamiast blokować Kościół, może to partie powinny coś uczynić by zwiększyć swój kontakt z ludźmi a przecież postępują one dziś dokładnie odwrotnie: okopują się przed społeczeństwem, niczego ze swoich działań nawet nie wyjaśniając, otwarcie walcząc z instytucją referendum itp. Innym sposobem działania jest „stowarzyszanie się” partii z Kościołem, gdy leży to w interesie obu stron, dokładnie na zasadzie obustronnego interesu: partia korzysta z tych właśnie możliwości „medialnych” Kościoła a Kościół – wsparcie polityczne w kontaktach z władzą (rządem, parlamentem). Skrajnym wypaczeniem tego są ultraprawicowe "narodowe" wpływy na Kościół, zmierzające do ustanowienia państwa wyznaniowego, „ustawowego zakazu grzeszenia”, czyli wzajemnego przenikania się wprost nakazów wiary z nakazami prawa państwowego, stanowiąc katolicki odpowiednik muzułmańskiego prawa Szarija.

Ewentualne próby ustawowego zakazu „agitacji politycznej” byłyby naiwne, niewykonalne a przede wszystkim groziłyby ewidentnym powrotem do PRL-u – w sensie sposobów na kontrolowanie (przez służby specjalne) przestrzegania przez kościół tego zakazu. Próby te należy oceniać także w perspektywie dążenia Unii, szczególnie jej libertyńskiego odłamu francusko-niderlandzkiego, do zdyskredytowania dotychczasowego pojęcia patriotyzmu, narodowości, religii, oraz „rozpuszczenia” państw w strukturach lewackiej Unii.

Należy więc bardziej troszczyć się o stan samego Kościoła, jego wierność nauce Jezusa - która jest podstawą wiary katolickiej a nie o to, że ma on kontakt z ludem i ma przez to możliwość wpływu na jakieś decyzje czy zachowania. Jeśli już mamy mieć pretensje do Kościoła, to nie o to, że ma kontakt z ludem i pewien wpływ na jego przekonania czy zachowania, a raczej o to, że sam nie zawsze przestrzega nauki Jezusa, stając się czasem przykładem fałszu, zakłamania, dwulicowości, kołtuństwa, nierządu, chciwości, nieopanowania i wyrachowania. Jeśli Kościół ma być nauczycielem, musi sam posiadać wiedzę i umiejętności, być na właściwym poziomie i wówczas jego wpływ na sposób myślenia, nastawienie czy zachowania osób wierzących a nawet w ogóle społeczeństwa będzie korzystny, godny pochwały.

Jeśli Kościół wychowa porządnego człowieka, to już nawet i bez Kościoła – będzie on także porządnym wyborcą, porządnym ministrem, porządnym premierem, dobrym mężem, ojcem, urzędnikiem, pracownikiem…

__________________________________________________________
(*) – gdy dawniej nie istniały lub dziś nie są stosowane środki techniczne do wzmacniania i transmisji dźwięku.
(**) – nawet nie tylko katolicką czy nawet nie tylko chrześcijańską, ale wiarę w ogóle, jako zjawisko.
(***) – oczywiście w sensie zgodności z nauką Jezusa przedstawioną w Ewangelii.