MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

niedziela, 23 października 2016

Siła agresji.

Pojęcie męskości jest różnie definiowane, no i ma się rozumieć bardzo różnie rozumiane, szczególnie przez tych, którym daleko jest do posługiwania się w praktyce jakimikolwiek definicjami a raczej – z różną trafnością znaczeniową - używają pojęć obiegowych, funkcjonujących powszechnie w obiegu publicznym. Czyli – przez tak zwaną większość. Tak więc „męskość” – to siła fizyczna, zdolność do obrony, do walki, zapewnienia bezpieczeństwa. „Męskość” to zdecydowanie, odwaga i łatwość podejmowania decyzji. „Męskość” to zachowanie popędu seksualnego, sprawność „erotyczna”, posiadanie cech wyglądu i zachowania ocenianych przez kobiety subiektywnie - jako „męskie”.
Można by mnożyć dalej podobne stwierdzenia, bo różnorodność środowisk i ich zwyczajów, kultur, tradycji narodowych i religijnych daje nieskończenie wielkie pole do tego.
Chciałbym jednak z pewnych względów zwrócić tutaj szczególną uwagę na jedno z tych znaczeń.


Męskością można nazwać świadomą postawę mężczyzny, charakteryzującą się nastawieniem na opanowanie, na panowanie nad sobą. Ba! To nie tylko męskość; to postawa wynikająca z poziomu kultury a więc funkcjonująca jakby ponad takimi pojęciami, nadrzędna. Tak zwany „prawdziwy mężczyzna” to ktoś opanowany, kogo nie jest łatwo sprowokować do zachowań jakich sam nie planował; emocjonalnych czy spontanicznych. Nie chodzi tu bynajmniej o tak zwane „sztywniactwo” a raczej o spokój, poczucie własnej wartości, siły, możliwości oraz o praktyczną wierność pewnym zasadom, wartościom do których ma się osobiste przekonanie. Prawdziwy mężczyzna nie da się łatwo wyprowadzić z równowagi, nie jest łatwo wywołać u niego postawę agresji. Jest panem samego siebie i zewnętrzny wpływ na niego natrafia zawsze w pierwszej kolejności na „tarczę” jego spokoju i opanowania wewnętrznego.
To zjawisko mniej chyba dotyczące Europejczyków czy Amerykanów (w sensie USA) a kojarzące się raczej z Dalekim Wschodem; Tybetem, Chinami, Japonią... niejako podstawa filozofii życia, wschodnich sztuk walki.


Prawdziwy mężczyzna robi to co uważa, że powinien, albo raczej odwrotnie; nie robi tego o czym jest przekonany, że się robić nie powinno. Zachowuje się tak – jak chce a nie tak - jakby mu sugerowały wydarzenie zewnętrzne, albo słowa wypowiadane przez innych, a chce tak jak uważa że się powinno...
Sednem i istotą męskości, podstawą poczucia własnej wartości jest dla niego opanowanie czy może "zapanowanie"... Ta integralność i opanowanie jest wartością nadrzędną, utożsamianą z pewnym nawet dostojeństwem, z prawdziwą godnością, dumą, poczuciem wartości, z wielką łaskawością wobec świata zewnętrznego, szlachetnością, dobrym wychowaniem, obyczajnością…
Właśnie: obyczajnością; – bo męskość dostrzega się szczególnie w kontaktach z kobietami.


Życie jest nasycone erotyką w jej przeróżnych odcieniach, od niesamowicie subtelnych do bezpośrednio seksualnych i to jest oczywisty element pochodzenia i rozwoju cywilizacji ludzkiej. Cywilizację rozumianą jako kulturę przeważnie przeciwstawiamy „zwierzęcości” człowieka, jeśli przyjąć rzeczywiste, realne funkcjonowanie "Teorii Ewolucji" Charlesa Darwina. Przyjmuje się, że człowiek ewoluuje od formy zwierzęcej jednego z gatunku małp – do człowieka współczesnego, homo sapiens, co miałoby oznaczać stopniowe rugowanie naturalnych i spontanicznych cech zwierzęcych - przez cechy cywilizacyjne, kulturowe, świadomie kreowane przez zbiorowość ludzką, natomiast wybierane i kultywowane indywidualnie.

Powyżej zdefiniowana „prawdziwa” męskość jest zdecydowanie po stronie "cywilizacji" a nie "natury", także pod względem erotyki czy seksualności. Prawdziwy mężczyzna panuje całkowicie swoją wolą nad swoimi reakcjami w sprawach seksualności. Jego poczucie wartości jest niejako produktem opanowania, prymatu zasad nad impulsami „dzikiej natury”, czyli wspomnianej wyżej „zwierzęcości”.


Zrozumiałe jest więc, że oskarżenie go przez kobietę o brak kontroli nad swoim zachowaniem dotyczącym lub jakkolwiek związanym z erotycznymi aspektami kontaktów z kobietą – jest zamachem wprost na jego „męskość”, jako poczucie wartości. Zamachem na główną podstawę jego "ja". A jeśli tak, to zgodnie z tym co napisano powyżej - zamachem także na godność, dumę, dostojeństwo, poczucie własnej wartości itp. Nie chodzi tu bynajmniej o „brak kontroli” objawiający się „niesprawnością” erotyczną; wręcz przeciwnie. Oskarżenie o „nad-sprawność” objawiającą się zachowaniem nadmiernie erotycznym czy nad-seksualnym, nie mającym wystarczającego uzasadnienia w sytuacji, typie i zaawansowaniu relacji, specyfice miejsca itp. To oskarżenie wprost o jakiś rodzaj „molestowania seksualnego” - w jak najbardziej podłym, prymitywnym i prostackim znaczeniu - jest bezpośrednim zamachem na mężczyznę w powyżej opisywanym rozumieniu. To oskarżenie o podłość, pełen pogardy cios w twarz, o tyle bolesny, gdy niezasłużony i niespodziewany. Niespodziewany, bo nie mający żadnego uzasadnienia w realnej rzeczywistości. To coś - co gdyby było słuszne - mogłoby dowodzić całkowitej klęski mężczyzny w jego własnym poczuciu męskości - jako opanowania. Siła oddziaływania destrukcyjnego takiego pomówienia wynika z samej relacji pomiędzy osobami; zależy od jej typu i zaawansowania.
Mężczyzna „prawdziwy”, oczywiście mający świadomość bezpodstawności takiego oskarżenia – nieco mniejszym lub większym kosztem wysiłku psychicznego – łatwo da sobie z tym radę… 

Tu jednak kolejny problem; kontakty damsko-męskie zawsze posiadają pewien "naturalny" ładunek erotyki z racji samej różnicy płci i zapewne zdarzają się tu bardzo często mniejsze lub większe "nieporozumienia", reakcje z obu stron aktualnie "nietrafione", albo po prostu jakieś niezbyt udane żarty itp. Kontakty całkowicie "aseksualne" pomiędzy kobietą a mężczyzną możliwe są chyba jedynie w chorobliwych wyobrażeniach zażartych komunistek lub feministek.
A więc to całkowite wyrugowanie wszelkich subtelnych choćby elementów erotyki z kontaktu między kobietą i mężczyzną jest dziwaczne, nienaturalne. 

Jak się jednak może czuć ktoś tak niesłusznie „oskarżony”, i to przez osobę uważaną za bliską? Chyba dużo gorzej - niż oskarżany słusznie oraz (lub) oskarżany przez osobę całkiem obcą. Niesłuszne oskarżenia jakiegokolwiek typu zawsze są trudne do psychicznego, wewnętrznego zneutralizowania, choć łatwiej je znieść - wiedząc o ich niesłuszności, albo znając i rozumiejąc motywację kierującą tym kto je formułuje; nienawiść, strach przed naciskiem osób "trzecich", zawiść, mitomania, ograniczenie umysłowe… 
Jak można wyobrazić sobie motywację osoby takie oskarżenie rzucającej? Czyżby miał to być psychiczny odpowiednik "trzaśnięcia drzwiami" jako forma podkreślenia swojej determinacji, odreagowania jakiegoś narastającego napięcia, rodzaj "spalenia mostu" albo dodania sobie odwagi... 
Razi w tym pewna drastyczność takiego postępowania "cudzym kosztem" i to kosztem niemałym. To bardzo smutne, bo zdumiewające - u osób mających się za "oświecone", za funkcjonujące w wyższym, ponad-ludzkim, niemalże "boskim" - wymiarze. 
Jałowe zdaje się dociekanie przyczyny, gdy nie została ona wyartykułowana, wyjaśniona a jednak - gdy nie ma, lub nie sposób sobie nawet wyobrazić takiej motywacji - pozostaje tylko tępa, agresywna ślepa siła "zdrady psychicznej", nadużycia zaufania, niezrozumiałej, niespodziewanej agresji...
Jak to można pogodzić z własnym wizerunkiem osoby "duchowej", oświeconej i wyzwolonej, rozumiejącej Bożą bezwzględną miłość...  a w rzeczywistości - pozostawiającej za sobą na swojej drodze kogoś tak potraktowanego...  (Na ten temat - przeczytaj Winogrona z ciernia
To smutne...