MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

czwartek, 18 września 2014

Unia Europejska dostrzegła wreszcie konieczność odbudowy własnego przemysłu.

W lutym bieżącego roku w Krakowie odbywała się dwudniowa konferencja międzynarodowa tak zwanego „Trójkąta Weimarskiego”, to znaczy Polski, Francji i Niemiec dotycząca gospodarki tych państw, oraz całej Unii. Konferencja „Polityka przemysłowa Unii Europejskiej – gospodarczy Trójkąt Weimarski” zorganizowana z inicjatywy Prezydenta Komorowskiego miała za zadanie w sposób jaskrawy zwrócić uwagę Unii na rolę przemysłu w gospodarce. Po raz pierwszy od długiego czasu spotkali się tam politycy z najwyższych szczebli władz państw Trójkąta, eksperci, menedżerowie wielkich europejskich firm oraz działacze samorządu a myślą przewodnią konferencji była konieczność powrotu do odpowiedniego udziału przemysłu w gospodarce tych państw, jaki i docelowo w całej Unii. Wielkie międzynarodowe konferencje to jest to – co biurokracja unijna lubi najbardziej…

Pomijając jednak złośliwości dotyczące największych i poniekąd przez nikogo nie kwestionowanych wad Unii – chodziło o niezmiernie ważne zagadnienie. Polska wchodziła do Unii z przemysłem straszliwie zdewastowanym w okresie skandalicznej i dotychczas nierozliczonej (z punktu widzenia odpowiedzialności polityków), tak zwanej „transformacji” z lat dziewięćdziesiątych, choć przecież jeszcze w pierwszych latach nowego wieku odbywały się „złodziejskie” prywatyzacje bez żadnej praktyczniej odpowiedzialności, niszczenie dobrych zakładów pracy z powodów politycznych albo dla uzyskania prywatnych korzyści z tzw. masy upadłościowej. Dokonywali tego ludzie nie liczący się z niczym, a już z pewnością nie z niszczeniem popytu na pracę ludzką. Istniała prawdopodobnie jakaś „polityczna zgoda” na taką formę „bogacenia się” najbardziej bezwzględnych i przygotowanych do tego wcześniej jednostek, by stawały się „kapitalistami”. Być może było to częścią owej „transformacji”. Był to specyficzny okres, gdy nasz kraj niewiele się chyba różnił od – tak dziś pogardliwie przez wielu Polaków i Europejczyków traktowanej – Ukrainy.

Do dewastacji polskiego przemysłu najbardziej bezpośrednio przyczyniła się narzucana Polsce dzięki wykorzystaniu szczególnej sytuacji naszego kraju – jako „klienta” Unii oraz specyficznej „uległości” naszych władz – polityka odejścia od odbudowy i rozbudowy przemysłu na rzecz usług, rozwoju naukowego i innowacyjności. Ma to także zasadniczy związek z polityką „ekologiczną” Unii Europejskiej, szczególnie w aspekcie tak zwanego „globalnego ocieplenia klimatu”, czyli kwestionowanego przez wielu naukowców i ekspertów a przez innych dowodzonego rzekomo destrukcyjnego wpływu emisji gazów i pyłów związanych z przemysłem – na stabilność klimatu. Można podejrzewać, że wszystkie te hasła mniej lub bardziej odpowiadające rzeczywistości są po prostu orężem w walce największych państw, w tym i wewnątrz Unii – o dominację ekonomiczną przekładającą się na przywództwo polityczne; w szczególności dotyczy to Niemiec i Wielkiej Brytanii. W tym aspekcie zniszczenie polskiego przemysłu w wielu jego gałęziach mogło być spowodowane celowo poprzez agenturę wpływu i korupcję, by zmniejszyć konkurencję a z Polski uczynić w sposób trwały odbiorcę (nabywcę) wielu produktów przemysłowych i surowców (np. stal, papier), wytwarzanych przez wielkie niemieckie, francuskie czy brytyjskie koncerny o zasięgu globalnym, lub koncerny wschodnioazjatyckie.
Sprawa rezygnacji z przemysłu na rzecz usług a skoncentrowania produkcji w krajach azjatyckich w globalnej wizji gospodarki światowej dotyczyła przecież także USA, jednak Stany Zjednoczone szybko po pojawieniu się kryzysu gospodarczego i dużego bezrobocia rozpoczęły powrót do odbudowy własnego przemysłu już co najmniej od 2008 roku; Europa nadal jak widać nad tym debatuje…
Wspominam o tym jednak wyłącznie w aspekcie destrukcyjnego wpływu, jaki te przemiany wywarły na popyt na pracę ludzką; pracę najemną będącą przecież podstawą egzystencji także tych kilkudziesięciu milionów osób w Europie, które w wyniku tego straciły środki do życia (bezdomni, bankruci), popadły w stan skrajnego ubóstwa (bezrobotni), utraciły zdolność do normalnej egzystencji i planowania swojego życia (prekariat). Idiotyczna, biurokratyczna koncepcja możliwości „zaniku” przemysłu na rzecz usług nie sprawdziła się i nie mogła się sprawdzić. Nic nie kosztowała ona biurokratów i polityków a ludzie uzależnieni od pracy najemnej zapłacili za to bardzo często życiem, co najmniej wieloletnim cierpieniem, rozbiciem rodzin, stratą wielu lat na walkę o przetrwanie w sensie jak najbardziej fizycznym. Uważam, że wkrótce będzie musiało to być jakoś „rozliczone”, ideolodzy powinni ponieść osobistą choćby polityczną ale publiczną odpowiedzialność a osoby poszkodowane powinny uzyskać rekompensatę. W tym sensie mówi się o "odszkodowaniach za brak zatrudnienia” a nie o zasiłkach - jako pewnej formie społecznej „jałmużny”.
Unia musi prowadzić odpowiednią politykę w zakresie ograniczenia emisji CO2, ale to nie może i nie musi ograniczać odbudowy przemysłu w państwach unijnych. Odbudowa przemysłu jest warunkiem odtworzenia odpowiedniej liczby miejsc pracy a bez tego nie jest możliwe zapanowanie nad bezrobociem, sprowadzenie go do poziomu „naturalnego”.
Unia nie jest na szczęście jakimś jednolitym organizmem poddanym jednolitej kontroli i centralnemu zarządzaniu, choć w przypadku naszego kraju to może szkoda… Faktem jest, że sytuacja poszczególnych państw w Unii – zależy bezpośrednio w największej mierze od samych tych państw; od ich rządów, poziomu organizacji społeczeństwa, jakości demokracji, umiejętności konstruktywnego działania zamiast wyniszczającej wewnętrznej walki politycznej. Można spodziewać się, że w procesie odbudowy przemysłu w państwach Unii znów rozpocznie się nasilona gra interesów narodowych, mająca na celu mniej lub bardziej nieformalną dominację niektórych państw (gospodarek) nad innymi, sprowadzającą się do podziału na producentów i nabywców. W ramach Unii oczywiście jest to dopuszczalne o ile będzie miało charakter współpracy a nie bezwzględnej konkurencji, eliminacji i podporządkowania; można się „umawiać”, co do podziału produkcji w sensie jakościowym i ilościowym, ale nie kosztem całkowitego podporządkowania czy stworzenia lokalnego trwałego bezrobocia.
Bo też i kwestia popytu na pracę oraz odpowiednich kadr zaspokajających ten popyt – nie powinna nigdy już znikać z centrum uwagi decydentów, głównie władz krajowych, rządów. W Unii trzeba zabiegać o swoje, trzeba mieć własny, realny plan dotyczący własnego kraju i stanowczo zabiegać o umożliwienie jego realizacji, trzeba znać własne potrzeby i domagać się ich zaspokojenia przez wspólnotę. Unia nie znosi szantażu czy bezwzględnej konkurencji – co sprowadzałoby unię jako ideę do absurdu, ale też nie znosi członków biernych, nijakich, nie panujących nad swoją sytuacją, ciągle biednych i zagubionych, domagających się pomocy i interwencji.
Najważniejsze jest jednak to, że Unia Europejska zauważyła wreszcie potrzebę powrotu przemysłu do gospodarki, w praktyce do gospodarek poszczególnych państw. Wydaje się, że nasza pozycja w Unii odpowiednio teraz wykorzystana mogłaby zapewnić Polsce nie tylko trwałą likwidację bezrobocia, ale i szybki rozwój, gdyby ta sytuacja i te atuty zostały maksymalnie wykorzystane. Polska ma przed sobą jeszcze jedną dodatkową szansę; wkrótce odbywające się wybory samorządowe a następnie parlamentarne i prezydenckie. Czy to społeczeństwo będzie w stanie wyłonić z siebie takie siły, zdolne do pokonania nie tylko obiektywnych trudności, ale i korupcyjno-destrukcyjnego wpływu wrogiej agentury i lobbingu.


Gospodarczy Trójkąt Weimarski – sesja plenarna cz. II. Fot. PTWP (Paweł Pawłowski) 

 Strona domowa Konferencji Wejmarskiej cytuje pewne charakterystyczne wypowiedzi, zdania wygłoszone przez mówców i dyskutantów.
Dla przykładu:
Sigmar Gabriel, wicekanclerz Niemiec, minister gospodarki i technologii:
– 25 lat temu Europa była przekonana, że chemia, budowa maszyn czy hutnictwo mogą wyjść poza jej granice, a my mieliśmy zajmować się badaniami, usługami, rozwijać sektor finansowy, mając „czyste ręce”. Po latach okazało się, że przemysł można utracić szybko, a odzyskać niełatwo. Teraz dopiero pojawia się nadzieja na odzyskanie utraconych gałęzi produkcji. Przykładem może być przemysł elektrotechniczny związany m.in. z produkcją baterii i źródeł energii potrzebnych do zasilania urządzeń mobilnych czy w nowoczesnej motoryzacji.
Arnaud Montebourg, minister odnowy produkcji Francji:
– Przemysł to dziś jedynie 15 proc. unijnego PKB, przy 11-procentowym bezrobociu. Gdy my się pogrążaliśmy, USA poszły do przodu. Także państwa takie jak Japonia, Chiny, Brazylia finansowały rozwój przemysłowy, inwestycje i badania rozwojowe. (sic!) Francja ma ministerstwo odnowy produkcji.
Elżbieta Bieńkowska, wicepremier i minister infrastruktury i rozwoju RP (wówczas).
- Tylko silny przemysł da podstawę dla rozwoju gospodarki i rynku pracy w Europie. Bieńkowska. Potrzebne są jednak spójne działania wszystkich krajów członkowskich. Dyskusja na najwyższym poziomie, jakim jest forum Trójkąta Weimarskiego to dobra okazja do podkreślenia wagi tego postulatu, ale także potencjału i znaczenia Trójkąta dla funkcjonowania i spójności całej Unii Europejskiej.

Niezmiernie irytujące jest to, że takie obrady kształtujące w jakiś sposób wiążące decyzje odbywają się z całkowitym pominięciem skutku dawniejszych decyzji w postaci dramatycznych skutków bezrobocia w Europie. Bezrobocia wynikłego głównie z likwidacji milionów miejsc pracy w likwidowanym europejskim przemyśle, w produkcji. Człowiekowi który nigdy nie pracował w charakterze pracownika najemnego w zakładzie przemysłowym - łatwo jest podejmować projekty tak abstrakcyjne typu "zlikwidujmy przemysł" i nawet na myśl mu nie przyjdzie oczywisty skutek w postaci klęski bezrobocia jaki ten eksperyment musi wywołać. Wreszcie zwrócono uwagę, że wszelkie działania "pomocowe" dla bezrobotnych nic nie dadzą, gdy nie będzie się zwiększała liczba miejsc trwałego zatrudnienia w zawodach rzemieślniczych i stanowiskach produkcyjnych. O tyle można twierdzić, że działania takiego na przykład ministra Kosiniak Kamysza a zwłaszcza jego akcja autopromocyjna i propaganda (nieistniejącego) sukcesu są po prostu nieuczciwe. Bez pilnego uruchomienia działań dających bodziec do odbudowy przemysłu - dramat bezrobocia się nie skończy. Zapowiedzi takie są w obszernym programie wyborczym publikowanym przez Prawo i Sprawiedliwość. Ciekawe więc pod tym względem będzie expose pani Kopacz, reprezentującej w tym wypadku program Platformy Obywatelskiej.