MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

sobota, 7 czerwca 2014

Sens życia.

Postawiłem niedawno tezę, że być może życie człowieka ma sens polegający głównie na możliwości wyrobienia sobie zdania o Jezusie. To wcale nie oryginalna teza, ale dotyczy być może najważniejszej dla człowieka sprawy.

Jezus jest autorytetem. Oczywiście dla wszystkich, choć też i nie wszyscy to uznają.

Nie może nikt przyjść do mnie, jeśli go nie przyciągnie Ojciec mój – mówił uczniom, burzącym się na jego słowa i cierpiącym w walce z sobą samymi, wiedząc że niektórzy z nich nie są w stanie ani uwierzyć, ani też tym bardziej zrozumieć. Mówił więc chyba celowo „ostro” czy „twardo”, aby im pomóc, zniechęcić tych, którzy chodzili z nim i czuli się uczniami, bardzo chcieli nimi być – mimo iż nie wierzyli w niego, w jego pochodzenie, poselstwo, misję. A czynił to przecież z miłości do ludzi, znając i rozumiejąc ich ograniczenia czy słabość. Mówił im, dając niektórym szansę uporania się z samym sobą, z ich ambicjami i błędnym pojmowaniem sytuacji – jakby widzianej poprzez zamarzniętą szybę – sztywne i przedstawiane im przez „uczonych w Piśmie” jako bezwzględne, bezduszne, skostniałe w swojej nieludzkiej bezwzględności – nakazy i zakazy źle rozumianego Prawa; Ja jestem dobrym pasterzem, owce moje idą za mną gdyż znają mój głos. Tylko ci których mi dał Ojciec mój wejdą do Królestwa Bożego. A wejdą – przeze mnie, gdyż to ja jestem bramą dla owiec…

Skoro Jezus jest autorytetem, to i Ewangelia przedstawiająca jego słowa, jego naukę – także jest autorytatywna. Jest tak, gdy wierzymy, że jest ona w oryginale dziełem natchnionym, słowem spisanym jedynie przez wybranych – uczniów samego Jezusa, lub jak w wypadku Ewangelii Łukasza – przez ucznia Jezusa dyktowanym do spisania z jednoczesnym przetłumaczeniem na grekę koine – „wspólną” mowę plemion hellenistycznych, jakie miały poznać i przyjąć naukę Jezusa chętniej niż Żydzi.
Trudno się dziwić, że szczery chrześcijanin, zakonnik i ksiądz – Martin Luter był zaszokowany stanem wiary w Rzymie, wszystkim co zobaczył i usłyszał w drodze do Rzymu – gdy udał się tam protestować przeciwko handlowi odpuszczaniem grzechów – uprawianym przez papieskich agentów, na wielką skalę, dla uzyskania funduszy na budowę Kaplicy Świętego Piotra. Wszystko to było skrajnie sprzeczne z Ewangelią a więc nie mogło być zgodne z nauką Jezusa, a jednak spotkał go zacięty opór, postawa agresji przypominająca czasy inkwizycji.
Cokolwiek byśmy nie myśleli i nie mówili o postawie Lutra, trzeba przyznać, że przyjmował on postawę osobistej relacji z Jezusem a więc i z Bogiem i osobiście też występował śmiało w obronie wierzących przed oczywistymi błędami czy nawet odstępstwami od Ewangelii, szczególnie Ewangelii Apostoła Jana mówiącej najwięcej o misji Jezusa – Chrystusa Bożego. Bo Jezus zwracał się zawsze do człowieka, mówił do uczniów lub do zgromadzonego tłumu – ale jednocześnie jakby do każdego z nich z osobna. Takie wydają się być drogowskazy na tej drodze: ja, Ewangelia, Jezus, Bóg.
Ewangelia wymaga osobistego stosunku do przekazywanych tam treści. Nie jest to czymś nowym ani odkrywczym. Jezus także pouczał, że Bóg jest duchem i należy mu służyć w duchu i w prawdzie, bo też i takich wyznawców Bóg sobie szuka, którzy by mu tak właśnie służyli: w duchu i w prawdzie. Nie mówił o Kościele czy raczej o Zborze, nie mówił o milionowych zgromadzeniach ludzi na placach lub błoniach, ani o kółkach parafialnych. Nie mówił o ludzkości a raczej o każdym z ludzi zdolnym spełnić standardy stanu ducha i serca zwane Królestwem Bożym. Jezus jako Syn Boży wiedział wszystko o człowieku i jego myślach a uzyskał tę cechę od Ojca. Przeciwstawiał się „uprawianiu pobożności” w miejscach publicznych, na pokaz. Mówił: zamknij się raczej w swoim pokoju i tam módl się tak aby nikt tego nie widział a wtedy Ojciec – który widzi twoje czyny nawet w ciemności i słyszy nawet twoje myśli a nie tylko słowa – wysłucha ciebie. Czczenie Boga „w duchu” tu właśnie oznacza osobistą relację, kontakt na poziomie mentalnym poprzez wykonywanie i wierność poleceniom Jezusa. Czczenie Boga „w prawdzie” oznacza oddanie prawdzie jako znanym sobie faktom i nauce Jezusa, szczerość i autentyczność relacji, poważne i odpowiedzialne jej traktowanie. Przeciwieństwo zakłamania, dwulicowości.

Osobista relacja z Jezusem wynika z uznania, że jest on panem i nauczycielem, wybrańcem Bożym. Miłość do niego – oznacza wierność jego słowom, jego poleceniom przekazywanym przez Ewangelię. Kto mnie miłuje – ten słów moich będzie przestrzegał a kto słów moich nie przestrzega – ten mnie nie miłuje. Jezus stawia to jasno w pytaniu: dlaczego mówicie do mnie Panie, Panie – a nie czynicie tego co wam mówię? Jeśli miłość do Jezusa a więc i do tego który go posłał – objawia się w osobistym posłuszeństwie przykazaniom, to tym bardziej dowodzi iż wiara istnieje wyłącznie w osobistej relacji i tak też jest oceniana.
Życie człowieka daje mu najbardziej precyzyjny z dostępnych wśród stworzeń materialnych aparat do zdobycia wiedzy, zrozumienia jej i zastosowania w praktyce. Jest możliwe, że celem tego wszystkiego jest właśnie zrozumienie poleceń Boga przekazywanych przez Jezusa, odczucie i odwzajemnienie jego miłości i zastosowanie tego do siebie. Trzeba przyznać, że to nadawałoby życiu sens, którego często trudno się doszukać przy innych założeniach wstępnych.
Życie to być może określona ilość czasu na naukę; naukę tego co rzeczywiście ważne dla przyszłości, ważne według Bożej miary. Dlatego może znacznie więcej uwagi należy poświęcać sobie i swojej sytuacji pod tym względem, sposobowi wykorzystania swojego czasu, nie tracąc oczywiście z pola widzenia każdego bliźniego, a mniej zajmować się ideologią zbiorowości, kościołami, religiami… Jezus nauczał: Nie przykładajcie zbyt dużej wagi do swojego życia materialnego, do tego co będziecie jedli i pili oraz w co się będziecie ubierali ale szukajcie raczej Boga i sprawiedliwości jego, drogi do Królestwa Bożego, a wtedy i tamte rzeczy będą wam dodane, bo wie Ojciec, że tego wszystkiego potrzebujecie.
Trzeba samemu poznać i zrozumieć Ewangelię i zawarte w niej nauki Jezusa a przy tym starać się oddzielić to co ważne i autentyczne od dodatków, błędów, naleciałości czy fałszerstw, które tam mogą się znajdować. Samemu – to znaczy osobiście, z osobistym wkładem woli, zainteresowania, pokory i odpowiedzialności. To zadanie odpowiedzialne a odpowiedzialność jest nie tylko na miarę własnej przyszłości. Jednocześnie nie zapominając, że stwierdzenie Jezusa działa jakby w obie strony: Nikt nie przychodzi do Jezusa jeśli go nie przyciągnie Ojciec – Bóg; potrzebne są swoiste inklinacje do wiary, dar możliwości uwierzenia i oddzielenia prawdy od kłamstwa a zatem jeśli Ojciec zechce kogoś do Jezusa przyciągnąć – niczyje działania, ani ludzkie błędy temu nie będą w stanie przeszkodzić.

Trzeciego dnia - zmartwychwstał, jak oznajmia Pismo...