MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

czwartek, 16 stycznia 2014

Ważne to je – co je moje!

Kiedy u moich sąsiadów(*) rozpoczyna się kolejna awantura, ja nie rezygnuję ze swoich ważnych, codziennych spraw. Nie stać mnie na to, zresztą – dlaczego miałbym to robić, to znaczy – przestać. To idiotyczny pomysł – siedzieć cały dzień z uchem przy ścianie i słuchać, starając się zrozumieć – o co im tak naprawdę chodzi. Jeszcze głupszy pomysł – iść do nich i mieszać się, nie wiedząc tak naprawdę – w co. Chodzę codziennie rano do pracy mimo, że czasem trudno mi wyjść by nie podeptać kotłujących się na klatce schodowej sąsiadów, zarabiam na życie bo muszę, bo potrzebuję dla siebie sporo pieniędzy, robię zakupy by mieć z czego ugotować spóźnioną przeważnie obiado-kolację, no i ma się rozumieć gotuję, czasem też smażę lub nawet piekę… Czytam gazety, obejrzę TV. Zaświecę lampkę i wypiję coś, albo wypiję lampkę i wtedy coś zaświecę, jeśli zdążę…
Najtrudniej w takiej sytuacji jest spać w hałasie zza ściany, ale to też muszę robić by móc robić to wszystko wcześniej wymienione. Po prostu zajmuję się przede wszystkim swoimi ważnymi sprawami tak jak i wcześniej. Sąsiadom poświęcam tylko tyle uwagi by kontrolować, czy ich działalność mi poważnie nie zagraża, nie powoduje zalania mi mojego mieszkania, pękania sufitu no i – czy już czas by dzwonić po odpowiednie służby ratunkowo – pożarowo – prewencyjne. Aha: jeszcze sprawdziłem, czy mam aktualne ubezpieczenie mieszkania i podwyższyłem stawkę polisy na wszelki przypadek. Jak u nich się zawali, to odłamki mogą wpaść do mnie…
Cóż: i tak nie wiem dokładnie – o co sąsiadom chodzi; to oni sami są znawcami swoich problemów ze wszystkimi ich niuansami i wtrącanie się kogoś obcego może tylko pogorszyć sprawę. Nie chcę brać tam czyjejkolwiek strony, bo nie wiem kto ma rację z ich punktu widzenia a mój punkt widzenia nie jest godny uwagi dla nich. Nie mam też zamiaru nadstawiać mordy, by się oni pogodzili przez wspólne sprawienie mi jako intruzowi – manta. Wiadomo przecież, że nic tak nie jednoczy zwaśnionych – jak wspólny wróg, intruz. Zresztą: „bliższa koszula ciału” – jak to mówią; przede wszystkim o swoje sprawy trzeba się martwić, zajmować się nimi niezależnie od okoliczności, dbać o swoje własne dobro, gospodarować rozsądnie na swoim. Mam ogromne własne problemy i najgłupsze co mógłbym teraz zrobić – to uciekać od nich w problemy cudze.
Żeby się nie sprawdziło to, co pisał niegdyś Marian Załucki:
„Tysiąc lat tą szablą
cięliśmy – dla glorii.
Nikt się tak jak my
nie naciął w historii”… 


_________________________________________________
* mój „sąsiad” nazywa się Ukraina.