Kiedy u moich sąsiadów(*) rozpoczyna się kolejna awantura, ja nie
rezygnuję ze swoich ważnych, codziennych spraw. Nie stać mnie na to,
zresztą – dlaczego miałbym to robić, to znaczy – przestać. To idiotyczny
pomysł – siedzieć cały dzień z uchem przy ścianie i słuchać, starając
się zrozumieć – o co im tak naprawdę chodzi. Jeszcze głupszy pomysł –
iść do nich i mieszać się, nie wiedząc tak naprawdę – w co. Chodzę
codziennie rano do pracy mimo, że czasem trudno mi wyjść by nie podeptać
kotłujących się na klatce schodowej sąsiadów, zarabiam na życie bo
muszę, bo potrzebuję dla siebie sporo pieniędzy, robię zakupy by mieć z
czego ugotować spóźnioną przeważnie obiado-kolację, no i ma się rozumieć
gotuję, czasem też smażę lub nawet piekę… Czytam gazety, obejrzę TV.
Zaświecę lampkę i wypiję coś, albo wypiję lampkę i wtedy coś zaświecę, jeśli
zdążę…
Najtrudniej w takiej sytuacji jest spać w hałasie zza ściany,
ale to też muszę robić by móc robić to wszystko wcześniej wymienione. Po
prostu zajmuję się przede wszystkim swoimi ważnymi sprawami tak jak i
wcześniej. Sąsiadom poświęcam tylko tyle uwagi by kontrolować, czy ich
działalność mi poważnie nie zagraża, nie powoduje zalania mi mojego
mieszkania, pękania sufitu no i – czy już czas by dzwonić po odpowiednie
służby ratunkowo – pożarowo – prewencyjne. Aha: jeszcze sprawdziłem,
czy mam aktualne ubezpieczenie mieszkania i podwyższyłem stawkę polisy
na wszelki przypadek. Jak u nich się zawali, to odłamki mogą wpaść do
mnie…
Cóż: i tak nie wiem dokładnie – o co sąsiadom chodzi; to oni sami są
znawcami swoich problemów ze wszystkimi ich niuansami i wtrącanie się
kogoś obcego może tylko pogorszyć sprawę. Nie chcę brać tam
czyjejkolwiek strony, bo nie wiem kto ma rację z ich punktu widzenia a
mój punkt widzenia nie jest godny uwagi dla nich. Nie mam też zamiaru
nadstawiać mordy, by się oni pogodzili przez wspólne sprawienie mi jako
intruzowi – manta. Wiadomo przecież, że nic tak nie jednoczy zwaśnionych
– jak wspólny wróg, intruz. Zresztą: „bliższa koszula ciału” – jak to
mówią; przede wszystkim o swoje sprawy trzeba się martwić, zajmować się
nimi niezależnie od okoliczności, dbać o swoje własne dobro,
gospodarować rozsądnie na swoim. Mam ogromne własne problemy i
najgłupsze co mógłbym teraz zrobić – to uciekać od nich w problemy
cudze.
Żeby się nie sprawdziło to, co pisał niegdyś Marian Załucki:
„Tysiąc lat tą szablą
cięliśmy – dla glorii.
Nikt się tak jak my
nie naciął w historii”…
_________________________________________________
* mój „sąsiad” nazywa się Ukraina.