Jest taka zabawa towarzyska, polegająca na tym, że ustawia się w okręgu
jakąś ilość krzeseł a do środka tak utworzonego koła wchodzi o jedną
osobę więcej niż liczba tychże krzeseł. Dajmy na to – 10 krzeseł i 11
osób. Na dany sygnał każda z osób ma za zadanie jak najszybciej zająć
miejsce na którymkolwiek z krzeseł, najczęściej chodzi o to w danej
chwili najbliższe. Oczywiście dla jednej z nich – zabraknie miejsca.
Zabraknie – bo go nie ma, ono nie istnieje (bo krzeseł jest tylko dziesięć).
Otóż - to jest niezły model bezrobocia.
Model uproszczony, ale oddający istotę problemu.
Żeby nie wiem co kombinować, dla jednej (w tym przypadku) osoby musi zabraknąć i zabraknie
„miejsca” bo jest ich zbyt mało. Zupełnie nie jest tu ważne – dla której;
będzie to osoba najmniej skoncentrowana, najmniej zwinna (np. otyła),
albo po prostu osoba mająca pecha, bo przypadkowo - w chwili gdy wszyscy
rzucili się do krzeseł, ona nie była dość blisko żadnego z nich…
Przyglądanie się tej zabawie dowodzi, że nigdy to nie „wypada” stale na tę
samą osobę, czyli zależy głównie od przypadku, szczęścia, zbiegu
okoliczności a mniej od cech osób biorących w niej udział...
Z drugiej strony - są osoby które nigdy nie spotkają się z sytuacją, by miały pozostać na środku, bez miejsca do siedzenia. Prawdopodobnie są one cały czas skupione jedynie na tym by zawsze "być zabezpieczonym" przed takim przypadkiem; cały czas analizują sytuację i "mają na uwadze" jakieś najbliższe krzesło, by go "dopaść" gdy tylko usłyszą sygnał.
Ktoś więc tu zaraz powie: to dlaczego inni nie wkładają w to tyle uwagi, dlaczego się nie zabezpieczą przed "brakiem krzesła"? Jeśli ktoś nie uważa, nie ma refleksu i planu tylko tak sobie "bryka" bezmyślnie - to sam sobie potem winien...
Otóż nie, to bzdura: nie zapominajmy - że tego krzesła rzeczywiście NIE MA! To okoliczność bezdyskusyjna i ostra jak brzytwa. Nawet genialne skoncentrowanie wszystkich i napięta uwaga nie zabezpieczy jednej (w tym przykładzie) osoby przed pozostaniem na środku bez krzesła. Ktoś tu MUSI przegrać.
W przypadku zabawy - to śmiech, konfuzja, obciach.
W przypadku bezrobocia - to bezdomność i śmierć.
Wnioski z tego są następujące: żadna walka z bezrobociem, nie polegająca na
dostawieniu tego brakującego krzesła – nic nie da i Minister Pracy
Władysław Kosiniak Kamysz oraz jego pracownicy doskonale to przecież rozumie, ale... nie on te krzesła produkuje i nie on
decyduje o ich liczbie. Wszelkie "manewry" polegające na zapewnieniu
każdemu miejsca, rady dla grających jak nie zostać bez miejsca - nie powiodą się i wręcz nie mogą się powieść, bo nie da się usadzić 11 osób na 10
krzesłach. Takie działania tylko kosztują, marnotrawią publiczne pieniądze a nie prowadzą do sukcesu.
Drugi natomiast ważny wniosek, to ten, że osoba która pozostała bez krzesła,
jest najczęściej osobą przypadkową, a jeśli nawet nie – to trudno mieć o
to do niej zasadnicze pretensje, bo przecież "ktoś musiał". Sprawnością
przepychania się, bezwzględnością w odpychaniu innych - nie da się
zniwelować braku jednego krzesła. To nie jest powód do jakichś
zasadniczych restrykcji grożących osobie stojącej śmiercią. A
rzeczywiste bezrobocie – to nie jest zabawa i tu upadek, stoczenie się
do poziomu kloszarda, bezdomność, załamanie i śmierć – są także
rzeczywiste.
Bezrobotny nie oczekuje pomocy tylko miejsca pracy. Zadaniem państwa jednoznacznie określonym w Konstytucji jest niedopuszczanie do nadmiernego bezrobocia. Jeśli już jest – państwo ma obowiązek łagodzić jego skutki dla jednostek. Konstytucja nakazuje jednoznacznie zapewnić odpowiednie „zabezpieczenie społeczne” osobom które nie pracują bez swojej woli,
to także jest podstawowym obowiązkiem państwa. Dlatego pisałem we
wcześniejszych tekstach o konieczności wypłacania wszystkim osobom bezrobotnym odszkodowania za brak zatrudnienia a nie jakiegoś "zasiłku" z łaski i tylko dla nielicznych.
Niechże państwo więc zacznie wykonywać swoje obowiązki konstytucyjne a nie
„pomagać” tym, których skrzywdziło swoją polityką gospodarczą a
zwłaszcza - jej brakiem.
Gdy piszę o bezrobotnych – mam na myśli – po prostu bezrobotnych sensu stricte.
Nie biednych – bo bieda bywa nie tylko skutkiem bezrobocia, braku możliwości pracy zarobkowej.
Nie
chorych, niepełnosprawnych oraz niezdolnych do wykonywania żadnej pracy
zarobkowej z innych powodów – bo oni nie są bezrobotni – mając na
uwadze definicję ustawową.
Nie ludzi „wykolejonych”, którym np.
alkoholizm lub narkomania nie daje możliwości utrzymania się w pracy
najemnej – bo oni nie są bezrobotni. Są niezdolni do pracy, często nie bez swojej winy.
Nie osoby niepracujące „tak
w ogóle”, tych co pracować nie chcą lub nie muszą, socjopatów nastawionych wyłącznie na korzystanie z
dobroczynności i pomocy publicznej – bo oni nie spełniają wymogów
statusu bezrobotnego, gdyż pracować nie chcą.
Określenie
„bezrobotny” ma dużo bardziej ograniczony, dużo węższy zakres
znaczeniowy niż „niepracujący”; nie każdy niepracujący jest bezrobotnym
ale każdy bezrobotny jest niepracujący.
Chodzi o konkretną sytuację
osób zdolnych i chętnych do pracy, osób przeważnie od pracy najemnej
uzależnionych materialnie. Osoby te przeważnie już mają swoje
doświadczenie zawodowe, nieraz 20 – 30-letnie, jednak z jakiegoś powodu
pracować przestały i po tym – nie mogą także z jakiegoś powodu uzyskać
ponownego zatrudnienia. Mówi się tu umownie o „wyrzuceniu” czy
„wypchnięciu z rynku pracy”. Umownie – gdyż rynku pracy w Polsce w
rzeczywistości nie ma. Powody przerwania zatrudnienia mogły być różne;
upadek zakładu pracy, likwidacja zakładu, całej branży (jak stocznie
produkcyjne), redukcja załogi w ramach restrukturyzacji związanej z
grożącą pracodawcy lub istniejącą nierentownością, upadłością, wreszcie -
utrata z wiekiem zdolności czy uprawnień do wykonywania jakiejś
szczególnie obciążającej lub wymagającej pracy – związana z
koniecznością przeniesienia pracownika na inne stanowisko,
przekwalifikowania itp.; w takiej sytuacji często był on zamiast tego po
prostu zwalniany pod byle pretekstem uzasadniającym odmowę odprawy czy
odszkodowania.
Trzeba podkreślić, ze są to powody niezawinione i
niezależne od tego pracownika. Pracownik ten po zarejestrowaniu się w
Urzędzie Pracy po prostu nie znajdował ofert zatrudnienia lub nie był
zatrudniany gdy zgłaszał się do pracodawcy ze skierowaniem z Urzędu
Pracy. Bo osoby nie znające tego problemu mogą nie wiedzieć, że
oferta lub nawet skierowanie - to jeszcze nie wszystko; pracodawca zawsze ma prawo do
decyzji w sprawie zatrudnienia i nie musi nikomu wyjaśniać jej powodów,
szczególnie powodów odmowy.
Pisząc o bezrobotnych, mam na myśli
zawsze wyłącznie takie osoby; mogące pracować zarobkowo, potrzebujące
pracy zarobkowej, chcące pracować i poszukujące takiej pracy którą
mogłyby dobrze wykonywać w celu uzyskania środków niezbędnych do życia.
Problem
polega na tym, że takiej pracy nie znajdują, to znaczy - spotykają się
latami z odmową lub milczeniem pracodawców. Po prostu brakuje miejsc
pracy, szczególnie tej niezbyt wysoko kwalifikowanej.