MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Kapitalizm prawdziwy to człowieczeństwo. Kilka zdań o Johannesie von Quistorp…


Coraz bardziej zadziwia mnie, jak niewiele wiemy (my – zwykli ludzie nie zajmujący się tymi sprawami zawodowo) o Pomorzu, jego historii i ludziach. Ludziach choćby takich jak Johannes von Quistorp.
Był światłym przedsiębiorcą ale i filantropem, rozumiejącym doskonale i działalność gospodarczą z jej wymogami ekonomicznymi, i potrzeby ludzi biorących udział w tej działalności.

Dobrym przykładem idei tego przedsiębiorcy była fabryka cementu portlandzkiego w Lubinie na wyspie Wolin, nazywając się wówczas (Pommerische Portlandzementfabrik Lebbin aus Wollin), którą Quistorp wybudował w 1855 roku po czym stale rozbudowywał i unowocześniał. Cement był wówczas tu, na Pomorzu materiałem niemalże cudownym, niezwykle nowoczesnym, prawie jeszcze ekstrawaganckim i szanowanym do tego stopnia, że nawet pomniki nagrobne wykonywano czasem ze szlachetnego betonu i były one zapewne wówczas droższe niż tradycyjne kamienne. Trzeba też ze smutkiem przyznać, że beton ten był tak doskonałej jakości o jaką dziś trudno, głównie dzięki jakości cementu. Wykonywane były z niego wówczas także różne konstrukcje „pokazowe” – dziś nazwalibyśmy je reklamowymi, jak „łuki” obok Jeziora Szmaragdowego w Zdrojach, w pobliżu Fabryki Cementu „Stern” – która co prawda nie należała do Quistorpa, ale pracowała w ramach tego samego Związku Przemysłowego (Pommerische Industrie V. a. A) co i jego fabryka w Lebbin i kilka innych pobliskich dużych fabryk pomorskich. Fabryka cementu Quistorpa była przez pewien czas największą w Europie, produkowała w czasie swego rozkwitu ponad 80 000 ton cementu rocznie a więc dwa razy więcej niż „Stern”. Fabryka Quistorpa była bardzo nowoczesna i posiadała także własny port oraz… własną stocznię.
Tak: stocznię. Podkreślam to tak bardzo – wyrażając sam pewne zadziwienie i myślę dziś ze współczuciem… ile to musieli się starać przede mną ukryć informacji o Pomorzu, o Szczecinie - ci moi biedni nauczyciele ze szkoły podstawowej czy średniej , którzy sto lat po zbudowaniu tej fabryki otrzymali za zadanie „repolonizować” Szczecin w umysłach nowego powojennego pokolenia… ukrywając wszelkie pomorskie osiągnięcia.
Tak; Quistorp w swojej stoczni na przełomie wieków zbudował co najmniej 24 jednostki, barki parowe i statki żaglowe do transportu towarów i surowców pomiędzy fabrykami na Rugii – skąd sprowadzał surowiec do produkcji, i innymi zakładami w Wolgast, Jassmund, Ueckermünde oraz w Skolwinie, gdzie funkcjonowała huta a przy niej koksownia, cementownia i cegielnia.
Fabryka Quistorpa miała więc własny port Lebbin – dostosowany do własnych potrzeb transportowych.





Produkcja cementu opierała się na lokalnych złożach kredy i jej miejscowym wydobyciu, co tym bardziej wspomagało gospodarkę lokalną.

Trzeba tu wyraźnie rozdzielić okres powstawania fabryki i zarządzania nią przez Quistorpa od późniejszego okresu rozwoju ideologii faszystowskiej i Trzeciej Rzeszy Niemieckiej. Jak pamiętamy – Johannes zmarł jeszcze w XIX wieku a jego syn i następca – w 1929 roku, więc pod tym względem nie ma tu żadnego związku. Fabryka ta istniała, służyła i była rozbudowywana także i w czasie wojny, na potrzeby wojny, aż do zajęcia jej przez Armię Czerwoną, co już z Johannesem i Martinem von Quistorp nic wspólnego nie ma.
Mnie interesuje tu jedynie ten pierwszy wspomniany okres, czas rozkwitu lokalnego przemysłu w jego aspekcie ekonomicznym i socjalnym, ludzkim. A interesuje mnie jako… przykład do naśladowania dla obecnych przedsiębiorców i władzy lokalnej.

Jak wiadomo Quistorp wybudował 150 mieszkań dla pracowników fabryki i ich rodzin, ale funkcjonował także przy niej „Dom Wdów” ze specjalną kasą zapomogową dla nich, była także „Sala Spotkań” – coś w rodzaju świetlicy, miejsca wypoczynku, biblioteka dla pracowników i ich rodzin a także „Instytut Kształcenia” w którym młodzi, pracowici, zdolni i „dobrze się zachowujący” chłopcy pochodzący z sierocińców lub bardzo ubogich rodzin otrzymywali szansę zdobycia szanowanego zawodu, wydobycia się z upadku losowego, szansę na rozwój i godne życie. Szansę której Polska bardzo wielu swoim młodym obywatelom odmawiała i co najdziwniejsze – odmawia nadal.
Tutaj należałoby przypomnieć – jako rys charakterystyczny osoby Johannesa Quistorpa – jego działalność opiekuńczą, wspieranie wielu sierocińców i domów opieki, szczególnie związaną Zakładem Opiekuńczym „Bethanien” w Stettinie; zakładem a właściwie szpitalem opiekuńczym prowadzonym, zarządzanym i finansowanym przez zbór ewangelicki. Cecha ta wynika zapewne z pochodzenia z bardzo szlachetnego rodu i ze starannego, mądrego wychowania poprzez pracę, mądre stawianie zadań (a Johannes rozpoczął pracę już w wieku 16 lat, jako asystent w dużej firmie produkcyjnej, gdzie uczył się „biznesu”), ze specyficznej kultury – wiązanej także z tradycją ewangelicką – bardzo różną w aspekcie społecznym od znanej nam tradycji katolickiej obrządku rzymskiego; różną chyba w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu.

Ów zespół obiektów opiekuńczych i leczniczych zbudowany w latach 1867 – 73 nosił nazwę „Bethanien” i był to stale powiększany i unowocześniany kompleks urbanistyczny, posiadający własną kotłownię i centralne ogrzewanie (a mało kto wie, że wynalazcą CO był Szczecinianin włoskiego pochodzenia – o nazwisku San Galli), wyposażony w oddziały szpitalne, odrębny oddział zakaźny, sale operacyjne, stację prześwietleń rentgenowskich itp. Zakład opiekuńczo-leczniczy posiadał własną stałą kadrę lekarzy zamieszkujących na terenie szpitala a obsługą pacjentów zajmowały się diakonisy ze zboru ewangelickiego mającego tu także swoją siedzibę.
Zakład opiekuńczy posiadał schronisko (internat) dla panien przybywających do miasta z pobliskich wiosek w poszukiwaniu pracy, który został zafundowany przez prywatną osobę i od jej imienia nazwany Ernestinenhof. Te dziewczęta – bezpieczne dzięki temu w portowym, obcym i dla nich niebezpiecznym mieście, uczyły się tam wszystkiego co potrzebne kobiecie; prac gospodarskich, gotowania, pisania, liczenia i czytania, szycia, właściwej opieki nad dzieckiem i osobą starą, następnie przechodziły do dobrze płatnej pracy u bogatszych rodzin, by w końcu po zamążpójściu – stać się samodzielnymi paniami domu, żonami i matkami przygotowanymi do tego w sposób właściwy. Jednocześnie już ucząc się – wykonywały pewne prace gospodarcze czy opiekuńcze odpłatnie – co pozwalało finansować ich naukę i utrzymanie internatu przy założeniu „non profit”.
Jest tu widoczna jedna charakterystyczna cecha tego rozwiązania, możliwa zapewne dzięki umiejscowieniu tego w środowisku kulturowym zboru ewangelickiego: wszyscy korzystali – nikt nie tracił. Wszyscy byli zadowoleni i coś zyskiwali a nikt dużo nie dopłacał i nie był wykorzystywany…

Cecha ta towarzyszyła stale przedsięwzięciom Johanesa Quistorpa.
Dzięki przypadkowi dowiedzieliśmy się dużo ciekawych rzeczy o Fabryce Quistorpa i o samym tym wspaniałym człowieku.
Otóż zaraz po zakończeniu zasadniczej budowy fabryki w Lebbin, zbudował on tam także i kościół – ewangelicki wówczas. Na wieży tego kościoła wybudowanej w 1857 roku zamontowano jak to zwykle – banię miedzianą, a na niej – ozdobny krzyż. W takich baniach najczęściej umieszczano szczególny „list” do następnych pokoleń w postaci aktu erekcyjnego kościoła i innych ważnych dokumentów historycznych, w ten szczególny sposób „wyniesionych pod niebo”; polecanych Bogu , jak i polecanych pamięci następców, przyszłych pokoleń.
Jesienią 2004 roku z powodu bardzo silnej wichury odlany z żeliwa krzyż umieszczony na szczycie bani spadł na ziemię i rozpadł się na kilka części. Pospawano go, ale dla zamocowania na swoim miejscu trzeba było wejść na szczyt wieży a wówczas okazało się że w bani jest miedziana puszka zawierająca dość zniszczone dokumenty (zniszczone z powodu częściowego rozhermetyzowania).
Wśród nich – dzięki pieczołowitości i wkładowi pracy pani Rogowskiej z Wolina – odkryto Statut z 1857 roku wspomnianego wcześniej Instytutu Kształcenia – funkcjonującego przy Fabryce Quistorpa w Lebbin.
Lektura tej części Statutu jest dla mnie wręcz wzruszająca, zachwyca szacunkiem i dbałością o człowieka, mądrością zasad tam zawartych – a chodzi tu przecież o połowę dziewiętnastego wieku.

Można się z tym dokumentem (tłumaczeniem) zapoznać na stronie: http://www.naszewycieczki.pl/aktualnosci/521-niecodzienne-znalezisko-w-lubinie

Urodziłem dużo później w domu odległym o 200 m od dawnego domu Quistorpa i jego Szpitala Opiekuńczego Bethanien, w polskim Szczecinie, pod rządami radzieckich zasad wychowawczych tow. Makarenki – zmierzających… w dokładnie przeciwnym kierunku niż Quistorp: mianowicie w kierunku stworzenia ateistycznej, niewykształconej, prymitywnej, prostackiej, durnej, chlejącej tanią wódę z czerwoną kartką – „klasy robotniczej” w kufajach i gumiakach, która się nie będzie buntowała, której się wmówi że to ona „rządzi”, ale którą będzie łatwo sterować z komitetów, komend i rad partyjnych, która nie będzie miała ani ambicji, ani wymagań ani też innego wyjścia – jak ciężko pracować od ukończenia szkoły podstawowej lub zasadniczej – do emerytury, do śmieci, albo do… renty powypadkowej, oraz chlać by o tym nie myśleć…
Jak się jednak okazało – nie powiodło się to tak bardzo… jakby chciał Makarenko, Stalin czy Bierut.

Jednak zasady zawarte w tym Statucie zachwycają właśnie postawą wprost odwrotną szacunkiem do młodego człowieka; człowieka podupadłego, biednego, zaniedbanego… ale przecież zasługującego na pomoc, podanie z szacunkiem pomocnej dłoni, bez uwłaczających godności „zasiłków” z opieki społecznej.
Wracając jednak do postaci Johannesa Quistorpa, zmarł on w Stettinie 9 maja 1899 roku i został on pochowany na niewielkim cmentarzu na terenie Zakładu Opiekuńczego, lecz w „ferworze walki o repolonizację” miejsce jego spoczynku nie jest dziś dokładnie znane. Przykro to przyznać, ale można tu moim zdaniem śmiało mówić o profanacji grobu Johannesa i jego syna Martina.

Nadal jednak szokujące jest, gdy uświadomimy sobie, że Quistorp był przecież kapitalistą (!), nie był komunistą ani socjalistą…! Jak więc to się ma do indoktrynującej nas przez pół wieku propagandy czasów PRL-u? Do „szufladek” jakie nam wyznaczono i w które poukładano proste definicje polityczne? Jak to się ma do postawy dzisiejszych „kapitalistów” polskich – pozostających jeszcze – niezależnie od wieku – pod wpływem kilku dziesięcioleci ruskiej indoktrynacji…

Johannes Quistorp był światłym kapitalistą, przedsiębiorcą, ale jednocześnie i humanistą. Podkreślam to stwierdzenie – gdyż wielu nam współczesnych „kapitalistów” tkwi w błędnym przeświadczeniu, iż połączenie tego jest niemożliwe, niewykonalne a w szczególności – skrajnie nieopłacalne. Jego postawa mogłaby i moim zdaniem powinna być inspiracją dla współczesnych przedsiębiorców.

Oto stocznie Quistorpa w Lebbin:



Z tej olbrzymiej fabryki do dziś przetrwało niestety niewiele. Po wojnie Rosjanie wywieźli stąd nie tylko maszyny i cenne wyposażenie, ale praktycznie wszystko prócz cegły… Cegły za to wywoziła Warszawa, Poznań… a teren fabryki przechodził kilkakrotnie w różne ręce. Pozostały ruiny, głaz dziękczynny ku czci Johannesa Quistorpa i… wspomnienia. Wspomnienia miejscowej, osiadłej tu ludności.
Dzisiaj Lubin jest malutką, biedną wioską z małą przystanią rybacką nad Zalewem Szczecińskim.




Zastanowił mnie jednak autentyczny komentarz do opisu Lubina, anonimowy tekst o obecnej sytuacji i jej przyczynach – napisany najwyraźniej przez tamtejszego mieszkańca:

„… Zgadza się, te maszyny zostały zabrane na złom przez Rosjan. Lubin był ważniejszą miejscowością – dzięki Quistropowi – niż Międzyzdroje! Były tam sklepy, sala, dwa kina, restauracje z dancingami itd; dziś nie ma tam – prócz małego sklepiku – nic. Tylko ośrodek ZUS; – szkolenia i kolonie dla „swoich”. Nawet małej knajpki nie opłacało się właścicielce prowadzić… nad Zalewem była plaża kameralna z domkiem basenowym. Dziś – zaniedbane miejsce dzikich ognisk, obok na terenie Fabryki – dzikie wysypisko… smutne to…
Mamy nadzieję że ranga Lubina znów kiedyś urośnie, że nawiąże do dawnej świetności! Tak nam dopomóż Bóg!”…


To mądre i wzruszające słowa.
Czy czytał je ktoś z Zachodniopomorskiego Sejmiku Samorządowego ?
Czy czytał je Prezydent Miasta Szczecin – miasta pragnącego być metropolią i głównym ośrodkiem w województwie ?
Pomyślałem w pierwszej chwili, że na całe szczęście… przynajmniej na razie jeszcze słowa te nie dotyczą Szczecina… Na razie jeszcze…

Kapitalizm, czyli jak to dziś mówimy – „gospodarka rynkowa” – nie musi być agresywna, bezwzględna, nieludzka. Kapitalizm może być bardzo „ludzki” i nadal być kapitalizmem, to zależy tylko od podejścia, poziomu moralnego i osobistego ludzi, przedsiębiorców. Nic zasadniczego nie przeszkadza, by dzisiaj realizowany był podobny program, z podobnym szacunkiem dla potrzeb i dla życia ludzi – pracowników najemnych, jaki stworzył Johannes Quistorp.

Nie tylko Lubin ale i Szczecin i cała Polska potrzebuje takich ludzi jak Johannes Quistorp, o takich wartościach moralnych i umiejętnościach organizatorskich. Potrzebuje zmiany programu politycznego i ekonomicznego, a wcześniej – systemu edukacji.

Platforma Obywatelska, „partia kolesiów” – prezentuje sobą i realizuje program dokładnie odwrotny; kapitalizmu drapieżnego i bezwzględnego, zupełnie nie liczącego się z człowiekiem, opartego na biernej i bezmyślnej obserwacji poczynań przedsiębiorców, bez pomysłu, planu, założeń kierunkowych… To jakby powtórzenie wszelkich złych doświadczeń rozwojowych kapitalizmu amerykańskiego czy zachodnioeuropejskiego sprzed ponad stu lat. Ale trzeba się przecież uczyć na błędach innych, a to oznacza unikanie tychże błędów, nie ich powtarzanie. Trzeba korzystać z dobrych wzorców lokalnych. Ta „ameryka” została już dawno odkryta…!
Da się połączyć w jeden system przedsiębiorczość kapitalistyczną z jej rachunkiem ekonomicznym – z szacunkiem do potrzeb człowieka, pracownika najemnego – i umożliwieniem ich zaspokajania. To jest możliwe i nie jest nawet trudne.

Na zakończenie zacytuję jeszcze ostatnie zdanie z przedmowy do Statutu Instytutu Kształcenia Johannesa Quistorpa – której autorem był właśnie sam Johannes Quistorp:

„W interesie J.Quistorpa jako właściciela fabryki jest nie tylko rozbudowa fabryki ale również zadbanie o religijność i należyte zachowanie robotników. Inaczej mówiąc: pobudzić, pielęgnować i utrzymać”.

__________________________________________________________________________
W felietonie wykorzystano częściowo informacje pochodzące ze strony domowej Rodu Quistorpów – jedynie w celu ilustracji tekstu i hołdu dla pamięci Johannesa v. Quistorp.
http://www.quistorp.de/Quistorpia/Johannes99Martin136Quistorp.pdf