MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

niedziela, 30 czerwca 2013

Prawo do zabezpieczenia społecznego. Nikt nie zmusi nikogo do korzystania ze swoich praw.

Prawo pracy – to nie to samo co prawo do pracy. Prawo do pracy – jest zasadą konstytucyjną, natomiast prawo pracy – to prawo regulujące stosunek pracy – czyli ustawa „Kodeks Pracy” oraz cały szereg przepisów wykonawczych do tej ustawy.
Konstytucyjne prawo do pracy wyrażone jest w jej artykułach 65, 66, 67. Konstytucja stwierdza, że każdy ma zapewnioną wolność wyboru zawodu, jego wykonywania oraz wyboru miejsca pracy a jeśli od tej zasady mają być wyjątki, to muszą być one określone w przepisach prawa rangi ustawy, które mogą określać przypadki obowiązku pracy. Ustawy określać mają wysokość płacy minimalnej oraz sposób jej wyznaczania. Konstytucja narzuca też władzy publicznej obowiązek prowadzenia takiej polityki, która zmierza do pełnego i produktywnego zatrudnienia, między innymi poprzez zwalczanie bezrobocia i interweniowanie w rynek pracy. Konstytucja gwarantuje każdemu prawo do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy, do dni wolnych od pracy, corocznych urlopów, prawo do ograniczenia jego obciążenia za pomocą maksymalnej normy pracy (maksymalnego obciążenia) ustalonego ustawą. Obywatel ma też konstytucyjne prawo do zabezpieczenia społecznego na czas choroby, do renty w przypadku niezdolności do pracy oraz emerytury. Obywatel pozostający bez własnej winy bez pracy, ma prawo do zabezpieczenia społecznego.
Konstytucja stanowi więc jakby fundament prawa obywatelskiego dotyczącego pracy.
W myśl zasady kardynalnej, ustawy wydawane z upoważnienia konstytucyjnego dla szczegółowego uregulowania jakiegoś zagadnienia, nie mogą pozostawać w sprzeczności z jakimkolwiek przepisem konstytucji, szczególnie tym który stanowił delegację do wydania przepisów o randze ustawy w jakiejś sprawie.
W przypadku Art. 67 Ust. 2 Konstytucji mamy zasadę, że obywatel pozostający bez pracy nie z własnej woli i nie mający innych środków utrzymania ma prawo do zabezpieczenia społecznego, którego zakres i formy określa ustawa. Zakres i formy mają być określone ustawowo, ale jednak obywatel ma mieć prawo do takiego zabezpieczenia. Inaczej mówiąc – to że obywatel będzie miał prawo do zabezpieczenia jest już narzucone treścią Konstytucji jako prawa wyższego a ustawa ma jedynie ustalać szczegóły. Tymczasem owa ustawa, którą jest „Ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy” stwierdza, że zasadnicza większość obywateli bezrobotnych (aktualnie ok. 84% tych którzy pozostają bez pracy) – nie będzie posiadała uprawnienia do takiego zabezpieczenia. Natomiast pozostali – mają prawo, ale nie do zabezpieczenia a do jakiejś jałmużny o symbolicznej, zupełnie nieistotnej wysokości, która przed niczym zabezpieczyć nikogo nie jest w stanie. Użyte celowo w Konstytucji określenie „zabezpieczenie” mówi wyraźnie o czymś co „zabezpiecza” a więc daje poczucie bezpieczeństwa; w tym wypadku determinuje to wysokość kwoty pomocy w podstawowym utrzymaniu się osoby pozbawionej zatrudnienia.
Jest to przykład niedoskonałości państwa, które tylko pozornie gwarantuje obywatelom jakieś prawa a w rzeczywistości prowadzi do powstawania praktyki prawnej, która kompletnie nie odpowiada tejże Konstytucji, wręcz neguje ją. Rząd PiS jak dotychczas nie przeciwstawił się tej praktyce.

Oczywiste jest, że język, jakikolwiek by nie był – nigdy nie jest idealnym, jednoznacznym środkiem wyrażania myśli. Pod tym względem język polski nigdy nie zbliżył się do własnego ideału, zasady wyrażonej przez wieszcza narodowego Juliusza Słowackiego w poemacie „Beniowski”. Przeważnie więc - tekst napisany może niestety podlegać interpretacji odnoszącej się do jego znaczenia, sensu. Nie jest możliwe takie sformułowanie jakiegokolwiek przekazu pisanego, aby był on niezaprzeczalnie jednoznaczny, co nie powinno oznaczać zgody na bylejakość.
Co prawda Konstytucja zawiera też zasadę bezpośredniego stosowania jej przepisów, ale w praktyce – niejednoznaczność jest zmorą prawa, albo wynikającą właśnie z niedoskonałości języka jako formy przekazu, albo wprowadzaną celowo lub stwarzaną poprzez „twórczą analizę” przez wyspecjalizowanych w tym (czyli tzw. „wyślizganych”) prawników, umiejącym czynić cuda (np. z igły – widły) albo też cuda odkrywania dziur – w całym, do odwracania kota ogonem – po czym sami zawsze „spadają na cztery łapy”.

Całe pokolenia prawników uczyniły sobie z tej własności języka, a więc i własności prawa tymże językiem wyrażanego – niezłe źródło dochodów. Przy tym jedni zarabiają na „przekręcaniu” a inni na „odkręcaniu” tego co zostało przez ich kolegów przekręcone… a wszyscy roszczą sobie prawo do swobodnego interpretowania Konstytucji.
Być może nie byłoby tak źle, gdyby wszystkim przyświecała idea unikania niejednoznaczności oraz trzymania się tego naturalnego znaczenia słów i oczywistej intencji określonych nimi przepisów. Tak niestety nie jest. Ci co formułują prawa wypracowali do tego celu własny, szczególny język zawodowy, który jest co prawda oryginalny, czasem efektowny, nobilitujący autorów w odbiorze ich środowiska, ale jednocześnie pozostający językiem „wewnętrznym”, wymagającym tłumaczenia na potrzeby odbiorcy – niebędącego prawnikiem; któż się więc zajmuje tym tłumaczeniem? Im niżej schodzimy w randze przepisów rozpatrując ich zgodność z przepisami stopnia czy szczebla wyższego, tym więcej jest sprzeczności. Prawo zdaniem wielu po prostu widocznie musi być niejednoznaczne, by można je było „naciągać” zależnie od sytuacji – kogo dotyczy, oraz – kto się nim posługuje i w jakim celu.

Dotyczy to oczywiście nie tylko konstytucyjnego prawa do pracy ale także i ustawy Kodeks Pracy.
Prawo pracy reguluje stosunki pomiędzy pracodawcą a pracownikiem na zasadzie upoważnienia konstytucyjnego. Należy je w sensie ogólnym rozumieć jako obowiązujące określenie maksimum obowiązków oraz minimum praw każdej ze stron stosunku pracy. Oznacza to, że pracodawca ma prawo do stosowania rozwiązań bardziej korzystnych wobec pracownika niż granica wyznaczona obowiązkami pracodawcy a jednocześnie nie ma prawa stosować rozwiązań bardziej obciążających pracownika niż stanowi granica wyznaczona prawami pracodawcy. Inaczej: normy obciążenia pracownika pracą – są normami maksymalnymi a obowiązki pracodawcy wobec pracownika nie uniemożliwiają stosowania rozwiązań dla pracownika korzystniejszych (dłuższego urlopu, wyższej płacy itp.). Ścisłe trzymanie się tych ustawowo określonych norm dotyczy w praktyce jedynie pracodawców finansowanych z budżetu państwa lub budżetu samorządu, a związane jest z obowiązkiem „oszczędnego” gospodarowania środkami publicznymi.
W praktyce normą zachowania jest jednak ograniczanie się do minimum tego co trzeba pracownikowi dać, oraz do wykorzystywania maksimum tego co można od pracownika wymagać. Pracodawcy nieustannie myślą o tym, jak zmniejszyć koszty a powiększyć swój zysk i to odbywa się właśnie za pośrednictwem wspomnianych „interpretacji” dokonywanych przez etatowych prawników pozostających na usługach pracodawcy, albo też wręcz – bezczelnie i po chamsku – z pomijaniem prawa – co jest potocznie określane jako „szara strefa”, czyli „strefa (nie do końca jednoznacznie) nielegalna”.

Pracownicy od dawna próbują bronić się przed nadużywaniem prawa przez pracodawców – poprzez zrzeszanie się w związkach zawodowych, stanowiących ich grupową reprezentację, mogącą dużo bardziej skutecznie niż jednostka występować z roszczeniami przeciwko pracodawcy, lub w obronie uprawnień pracowniczych, ale ostatnio nasiliło się także zjawisko zrzeszania się pracodawców poprzez konfederacje, zrzeszenia oraz związki – wspólnie walczące o zmiany prawa ograniczające uprawnienia pracownicze i zmniejszające obowiązki pracodawców.
W ostatnim czasie w Polsce pod tym względem obserwujemy znaczącą nierównowagę sił, na rzecz przewagi pracodawców a znacznego osłabienia „sił obronnych” reprezentacji pracowniczych.