MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

piątek, 1 lutego 2013

Gdzie jest ten narodzony Król Żydów - którego gwiazdę wschodzącą widzieliśmy?

Opis wydarzenia przedstawia nam tylko Radosna Wieść (Ewangelia) spisana przez Apostoła Mateusza [2,1-12]. Jest to najstarsza z wersji, jednak później piszący Ewangelię nie wspominają o tym wydarzeniu. Apostoł i ewangelista Mateusz – to dawny urzędnik ówczesnej władzy pobierający opłaty państwowe w Kafarnaum – celnik o imieniu Lewi, syn Alfeusza, który został powołany na ucznia bezpośrednio przez Jezusa. Na jasne bezpośrednie wezwanie; „Pójdź za mną” jakie usłyszał od przechodzącego Jezusa – po prostu pozostawił wszystko bez chwili namysłu i dołączył do jego uczniów. Mateusz urządził też zaraz w swoim domu wielkie przyjęcie dla Jezusa i tych którzy z nim byli, dając tym szansę zobaczenia i usłyszenia Nauczyciela wielu innym celnikom i faryzeuszom.
Lewi – Mateusz był Żydem piszącym w języku aramejskim; swoją relację o przybyciu Mesjasza napisał dla innych Żydów w Palestynie, chcąc ich zapewne przekonać o tym, o czym sam miał okazję przekonać się osobiście wcześniej; że to Jezus jest oczekiwanym Chrystusem. Swą Ewangelię napisał jak można mniemać – niemalże „na gorąco”, nie później niż dwadzieścia kilka lat po ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu Jezusa, natomiast już pod koniec pierwszego wieku była ona na tyle znana, że cytowano ją dość powszechnie. Jak już wspomniałem, tylko Mateusz opisał w swojej Ewangelii wydarzenie związane z hołdem złożonym Dzieciątku przez Królów czy Magów przybyłych ze wschodu. Przytoczmy dla jasności ten piękny fragment Ewangelii:


Gdy Jezus urodził się w Betlejem w Judei za dni króla Heroda, oto przybyli do Jerozolimy mędrcy ze Wschodu z zapytaniem: Gdzie jest ten narodzony Król Żydów? Zobaczyliśmy bowiem jak wschodzi Jego gwiazda i przyszliśmy złożyć Mu hołd.
Gdy król Herod o tym usłyszał, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zgromadził zatem wszystkich arcykapłanów oraz nauczycieli ludu i zaczął ich wypytywać, gdzie Chrystus ma się narodzić?
Oni zaś odpowiedzieli mu: W Betlejemie Judzkim; bo tak zostało napisane przez proroka [Izajasza]:
”I ty, Betlejem, ziemio judzka, wcale nie jesteś najmniejsze pośród książąt Judy, z ciebie bowiem wyjdzie władca, który będzie pasł mój lud — Izrael”.
Wtedy Herod potajemnie przywołał magów i dokładnie się od nich dowiedział o czasie pojawienia się gwiazdy. Następnie posłał ich do Betlejem ze słowami: Idźcie i dokładnie wypytajcie o to Dziecko, a gdy tylko je znajdziecie, donieście mi, abym ja też mógł iść i złożyć Mu pokłon. Oni zaś po wysłuchaniu króla poszli. A oto gwiazda, której wschód zobaczyli, prowadziła ich aż doszła i stanęła nad miejscem, gdzie było Dziecko. A gdy ujrzeli gwiazdę, ucieszyli się niezmiernie wielką radością. Następnie weszli do domu, zobaczyli Dziecko z Jego Matką Marią, upadli, złożyli Mu pokłon, a następnie otworzyli swoje skarby i złożyli Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A ostrzeżeni we śnie, aby nie wracali do Heroda, inną drogą powrócili w swoje strony.

Wyraźną wzmiankę iż chodziło o Betlejem judzkie uznać należy za jeden ze wskaźników autentyczności, bo istniało także Betlejem w Galilei, ale tu autor wyraźnie wskazuje na to judejskie miasteczko tak by uwypuklić zgodność opisywanego faktu z przepowiedniami proroków.
Herod zwany Wielkim był wówczas rzeczywiście namiestnikiem Judei a jednocześnie – trzydzieści siedem lat przed narodzeniem Dzieciątka – został jej królem, dlatego trudno się dziwić jego żywej reakcji pełnej obaw, niepewności i trwogi na wieść, że oto narodził się ktoś, kto jest właśnie tym długo oczekiwanym, prawowitym naznaczonym przez Boga Panem i Królem, ktoś kto może pozbawić Heroda jego władzy i godności.

Kim konkretnie byli owi Magowie – tego niestety nie wiemy. Nie jest to też tak bardzo ważne; greckie słowo „magos” (a Ewangelię Mateusza znamy dziś jedynie z jej greckiego tłumaczenia), pochodzące od perskiego „magus” – znaczy „wielki”. Może więc chodziło po prostu o trzy „wielkie osobistości” – bez ich dokładnego określania, które jak można sobie łatwo wyobrazić – wówczas tak czy inaczej mogłoby być dla odbiorców mało zrozumiałe i raczej ryzykowne jeśli chodzi o zamierzony skutek.
Tradycyjnie określa się ich pod wpływem przepowiedni Izajasza jako królów czy wręcz monarchów, co może być traktowane jak synonim szczególnej pozycji w hierarchii władzy, mającej właściwe odniesienie do najwyższej pozycji tego, do którego udali się oni z darami i wyrazami najwyższego szacunku. Można śmiało porównać, że byli oni Magami – jak Chaldejczycy wśród Babilończyków. Mateusz stwierdza, że przybyli oni ze wschodu, a więc – z Arabii, Persji lub właśnie z Babilonu.
Wśród Persów istniała też kasta najwyższych kapłanów – mędrców religijnych zwanych Magami. Określenie to zawiera w sobie także i tę samą myśl co słowo „czarnoksiężnik”. Był nim na przykład Prorok Daniel.


Mateusz podkreśla tu właśnie astrologiczny wątek tego epizodu: Magowie mogli być nie tyle władcami co raczej mędrcami religijnymi funkcjonującymi często na dworach wielkich władców a sądzić tak można, gdyż to właśnie obserwacja astrologiczna skłoniła ich do udania się w tę trudną podróż z wyrazami hołdu i tradycyjnymi darami. Nic jednak nie sugeruje, żeby w swoją misję udali się oni nie z własnej woli, jako jedynie posłańcy kogoś innego. Przybyli oni do Jerozolimy kierując się własną wiedzą, wolą i pragnieniem zobaczenia i oddania czci Dzieciątku, czego nie zmienia rozmowa z Herodem, późniejsze i jakby wtórne, pozostające poza ich wolą „posłanie ich” przez Heroda na poszukiwanie Jezusa, niby dla przygotowania jemu drogi a w rzeczywistości, w mrocznym planie Heroda – jako „wysłannicy śmierci”. Jak to sami wyjaśnili wypytującemu ich ze skrywanym lękiem Królowi Herodowi, jako astrolodzy zobaczyli wschód (pojawienie się) nowej, wielkiej gwiazdy odpowiadającej osobie narodzonego króla Izraela, a jako astrolodzy wiedzieli i wierzyli, iż narodzeniu każdej szczególnej osobistości towarzyszy pojawienie się gwiazdy, która wchodząc w interakcje z innymi ciałami niebieskimi – określa jej pozycję w świecie i jej przyszłość, przeznaczenie. Ta wiara, że przyszłość jest „zapisana w gwiazdach” i można ją stamtąd „odczytać” – utrzymuje się zresztą w pewnych kręgach kulturowych do dziś. Dary ich też jak się wydaje są nieprzypadkowe; są bardzo znaczące, bo należą do trzech rodzajów odpowiadając trzem cechom: złoto jest darem dla króla, mirra (drogocenny pachnący olejek mający cechy kosmetyku i perfum) jest darem dla człowieka narodzonego przez kobietę (choć w sposób cudowny), kadzidło natomiast jest przeznaczone tradycyjnie dla istoty boskiej, dla Boga.

Trzeba przyznać, że dla Żydów owi goście byli prawdopodobnie po prostu jakimiś barbarzyńcami, co jednak nie przeszkadzało Magom w tym przypadku pełnić roli „niezależnych” – potwierdzających szczególną pozycję cudownie narodzonego Dzieciątka, Syna Bożego. Ma to swoje znaczenie w Ewangelii spisanej, ale dla współczesnych najprawdopodobniej żadnego znaczenia nie miało, nikogo nie zadziwiło ani nie skłoniło do zastanowienia.

Zadziwia nas dziś a nawet czasem wręcz irytuje zdumiewająca „oporność” ludu na zrozumienie tego co widzą, słyszą i w czym biorą udział. A przecież, jak to później wyjaśniał Jezus – bycie tam, możliwość widzenia, słuchania i oglądania zaczynających się właśnie wydarzeń – była czymś szczególnym; niewyobrażalnym przywilejem i szczęściem niedostępnym nawet wielu królom i prorokom. Daremne jednak były wysiłki „poruszenia serc”, bo jak wiadomo – „naród wybrany” – był jak się okazało wybrany do tego „aby nie uwierzyli, nie nawrócili się i bym ich nie uleczył” – jak kilkaset lat wcześniej zapowiadał natchniony przez Boga prorok. Jak się wydaje – ów szczególny, uderzający nas dziś wręcz brak skłonności do wierzenia – był nie wadą ludzką a prawdopodobnie "dziełem" samego Boga i częścią jego planu.

Ciekawym wątkiem w tej sprawie jest też „dziwne” zachowanie się owej „gwiazdy” jaka pojawiła się przy narodzeniu Jezusa a następnie „prowadziła” niejako do niego wspomnianych mędrców czy magów.
Jak pisał Ewangelista Mateusz: – „… A oto gwiazda, której wschód zobaczyli, prowadziła ich, aż doszła i stanęła nad miejscem, gdzie było Dziecko. A gdy ujrzeli gwiazdę, ucieszyli się niezmiernie wielką radością…”

Inne tłumaczenie: „… A oto gwiazda którą ujrzeli na wschodzie, wskazywała im drogę a doszedłszy do miejsca, gdzie było Dziecię, zatrzymała się. A ujrzawszy gwiazdę, niezmiernie się uradowali…” 

 
Jeszcze inne tłumaczenie: „… A oto gwiazda, którą widzieli na wschodzie, wyprzedzała ich, aż zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. A ujrzawszy gwiazdę, uradowali się radością bardzo wielką. I wszedłszy w dom, znaleźli Dziecię z Matką jego a upadłszy, pokłonili się jemu…”.

Poszczególne wersje tłumaczeń są dość podobne, a wspominają one o dziwnym zjawisku astronomicznym czy może ogólniej – przyrodniczym w postaci jakby światła podobnego do gwiazdy, które najwyraźniej miało wskazywać drogę mędrcom precyzyjnie i "aktywnie" - do miejsca narodzenia Jezusa. 


Poruszając się w domenie wiary, trudno odrzucić taką możliwość, że był to – dokładnie tak jak opisano – celowy „znak świetlny” mający prowadzić tych wielkich gości, poruszający się wraz z nimi – niejako wyprzedzając ich jak ruchoma latarnia wskazująca kierunek i na koniec wskazujący im konkretny dom, zabudowanie, konkretne miejsce w którym odnaleźli Boże Dzieciątko i jego Matkę. Dlaczego nie; nie widzę w tym nic dziwnego, gdy poruszamy się w domenie wiary; wiary w mające się wydarzyć cuda i zdarzenia nawet dużo bardziej niewytłumaczalne, niż to…
Bo też warto uzmysłowić sobie, że płaszczyzna wiary jest zupełnie czym innym niż punkt widzenia tak zwany „naukowy”. Różnica jest czasem zasadnicza, czasem chodzi po prostu o „inny rodzaj” wiary, zwany nauką, ale uznać trzeba za bezsensowne mieszanie tych punktów widzenia, czy płaszczyzn rozpatrywania otaczającej nas rzeczywistości.
Z drugiej strony jednak – wiara nie musi co prawda szukać potwierdzeń innych niż w sferze uczuć, w sferze swojej własnej wewnętrznej logiki, co gdy ma miejsce, gdy miesza się perspektywę wiary z perspektywą nauki – bywa zazwyczaj po prostu żałosne. Ale też wiara nie musi wcale być wiarą ślepą, dogmatycznym zaślepieniem. Wiara w to co nam oznajmia Ewangelia nie wymaga potwierdzeń ale też ich nie wyklucza, z góry nie odrzuca ich – gdy się pojawiają. W Ewangelii ilustruje to scena wątpliwości apostoła Tomasza, dotyczących jego trudności z przyjęciem do wiadomości faktu zmartwychwstania Jezusa. Nie poszukując więc zbędnych potwierdzeń dla wspomnianego wyżej epizodu Ewangelii czyli wizyty i hołdu Magów, warto jednak zaznaczyć istnienie faktów bardzo znaczących w tej sprawie.

Mędrcy ze wschodu mogli być Magami chaldejskimi, znawcami astronomii i strażnikami tradycji religijnej, najwyższymi kapłanami. Tradycja przekazywana od czasów Orygenesa a więc początków II wieku mówi iż Magów było właśnie trzech, potwierdzenie tego znaleziono także we freskach w rzymskich katakumbach.

W 1603 roku astronom Kepler zauważył z obserwatorium w Pradze zjawisko koniunkcji (dodania się, nałożenia się) światła Jowisza i Saturna w konstelacji Ryb. Zjawisko to powoduje powstanie niezwykle jasnego obiektu na niebie, ma też swoją wymowę mistyczną, gdyż jak się okazało, według komentarza rabina Abarbanela, według wierzeń żydowskich Mesjasz ma się pojawić, gdy w gwiazdozbiorze Ryb światło Jowisza i Saturna stanowić będzie jedno. Kepler wyliczył wówczas, że zjawisko takie miało miejsce w roku 7 przed naszą erą.
Owo połączenie światła Jowisza i Saturna w gwiazdozbiorze Ryb jako znak mający towarzyszyć przyjściu Mesjasza czyli Chrystusa zostało następnie ponownie w średniowieczu potwierdzone przez duńskiego uczonego Müntera, na podstawie odnalezionego przez niego komentarza hebrajskiego do Księgi Daniela.
W 1902 roku z kolei opublikowano odnaleziony wcześniej starożytny papirus egipski, który podaje dokładne dane o ruchach planet od 17 roku przed Chrystusem – do 10 roku naszej ery. Potwierdził on wyliczenia dokonane potem przez Keplera; w 7 roku przed Chrystusem miała miejsce wielka koniunkcja pomiędzy Jowiszem a Saturnem, widziana w całym obszarze Morza Śródziemnego. Ów 8 lub 7 rok przed dziś uznawaną datą narodzin Jezusa dającą początek naszej rachubie czasu pojawia się wielokrotnie w dokumentach i dziełach starożytnych.
W 1925 roku opublikowano analizę znaleziska archeologicznego zwanego Kalendarzem gwiezdnym z Sippar; to znaczące starożytne miasto nad Eufratem, będące siedzibą mającej wielkie znaczenie babilońskiej szkoły astronomicznej. Jest to przedmiot pokryty pismem klinowym, które przedstawia wszystkie koniunkcje i ruchy ciał niebieskich począwszy właśnie od owego roku 7 p.n.e. Zgodnie z zawartymi tam danymi właśnie w tym roku koniunkcja Jowisza z Saturnem w gwiazdozbiorze Ryb , zdarzająca się raz na 794 lata – mogła być widziana aż trzykrotnie: 29 maja, 1 października i 5 grudnia. To rzeczywiście szczególna okoliczność, zważywszy, że owa koniunkcja planet miała szczególną wymowę także w warstwie mistycznej; Jowisz uznawany był przez starożytnych za jedno z bóstw, był planetą utożsamianą z ludźmi rządzącymi światem; Saturn – planetą patronującą obrońcom Izraela, Konstelacja Ryb uważana była za znak końca czasów czyli początek ery Mesjasza.


Nie tylko jednak w dorzeczu Eufratu i Tygrysu, ale na całym wschodzie oczekiwano przyjścia Mesjasza, miano też wyobrażenie kiedy ono nastąpi i jak owo przyjście się objawi a zgodność zdarzeń z tymi przewidzianymi i zapowiadanymi okolicznościami była sprawdzianem ich wiarygodności. Podróż Magów do miejsca urodzenia Jezusa, ich hołd i dary – prócz tego, że po prostu uzasadnione i logiczne, dawały niezależne potwierdzenie, były sygnałem „z zewnątrz” iż wydarzyło się coś niesłychanego i niesamowicie ważnego dla Świata.


Pozostaje jednak sprawa określenia czasu narodzin Jezusa, który według wszelkich badań i obecnego stanu wiedzy narodził się wcześniej, niż to dziś się uznaje w tradycji katolickiej rzymskiej; czas jego narodzin a więc i omawianego przybycia Magów należałoby dziś określić jako o kilka lat wcześniejszy, mianowicie na rok 8, 7 lub 6 przed naszą erą, ale wobec sporów naukowców i niejednoznaczności źródeł trudno będzie zapewne ustalić jednoznaczne i powszechnie przyjmowane wnioski.
Lecz w tym przypadku pozostaje pytanie; czy to jest tak ważne, czy dokładność rzędu kilku lat ma tu rzeczywiście istotne znaczenie. Jakże często ci, co się wykłócają w eksperckich albo całkiem amatorskich dyskusjach o ten właśnie szczegół, w rzeczywistości nie wierzą w autentyczność ewangelii, nie wspominając już nawet, że nie mają najmniejszego zamiaru poważnie potraktować przynajmniej najważniejszych społecznie pouczeń czy rad pozostawionych ludziom przez Jezusa jako zadanie.