MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

piątek, 18 stycznia 2013

Paradoksy demokracji.

Bieda w Polsce była zawsze. Przed 1989 rokiem trochę maskowała ją ideologia PZPR – fluktuująca od prób (narzuconego) naśladowania obcego wzorca – ustroju komunistycznego – co nigdy się na szczęście nie udało, do prób naśladowania ustroju socjalistycznego (co także niestety wówczas nie udało się).
Rola jaką oficjalnie przynajmniej przypisywano tak zwanym „zasadom współżycia społecznego” – które miały uzupełniać prawo o „czynnik humanistyczny” a w rzeczywistości dawały furtkę „ideologiczną” do obejścia prawa kiedy było trzeba i wobec tych – wobec których trzeba było, ale przede wszystkim niezwykle rozbudowany i skomplikowany system zasiłków, zapomóg, dodatków, ekwiwalentów, deputatów, zniżek, ulg i upustów – dawały i sporo miejsc pracy dla obsłużenia tego i pozwalały przede wszystkim „jakoś” wyżyć. Przetrwać „do pierwszego” bez narastającego długu, poczucia zagrożenia istnienia. Określano to też niezwykle obrazowym zwrotem „związać koniec z końcem”.
Niebagatelną rolę odgrywał przy tym czynnik ideologiczny, przede wszystkim oficjalne założenie tak zwanej „równości”. Nie piszę tego oczywiście – jako wyrazu poparcia dla wspomnianych zjawisk. Wielu ludzi wspomina dziś to wszystko – jak czasy trudne, albo „czasy dla cierpliwych”; może dzięki „przymrużeniu oka” jakie nadał spojrzeniu na to Marek Piwowski czy Stanisław Bareja dziś obraz życia w tamtych czasach jest weselszy, łagodniejszy, może nawet i ostatnio nieco nostalgiczny…
Ale rozpatrując tutaj tę sprawę jedynie w aspekcie materialnym, wydaje się że było „łatwiej”.
Do niedawna jeszcze wracano do tego typu śmiesznych dziś argumentów o „równości społecznej”, w szczególności o „równości żołądków”… dla władzy dziś ma to znaczenie wyłącznie abstrakcyjno – propagandowe.

Sytuacja dziś diametralnie się zmieniła.
Dziś nie żadna „równość społeczna” w komunistycznym rozumieniu jest na szczęście celem władzy a wręcz przeciwnie, pogłębianie nierówności.
I kto wie – co gorsze.
Jak dawniej „równość społeczna” oznaczała w praktyce, że każdy ma prawo jakoś przetrwać w biedzie (co „ulica” wyrażała powiedzonkiem: "może być gówno, byle było po równo"), to dziś – jeśli już się o czymś takim wspomina, to raczej w innym znaczeniu; że każdy ma równe prawo w nędzy i upokorzeniu umrzeć na śmietniku… jeśli oczywiście nie wejdzie, nie uda mu się wejść - do „elity”…

Pojęcie „równość” a także i jego antonim – „nierówności społeczne” – odnosi się dziś już tylko do tak zwanego „rozwarstwienia” czyli podziału społeczeństw na grupy skrajne pod względem poziomu życia, powiększanie się liczby ludności w skrajnie różnych warunkach materialnych wraz z zanikaniem tak zwanej „klasy średniej”, czyli ludzi ciężko pracujących (najemnie lub we własnych przedsiębiorstwach) po to by zaspokoić swoje potrzeby w stopniu wystarczającym, bez dużych samoograniczeń.
Zjawisko występuje w całej Europie ale najbardziej interesuje nas jego występowanie w naszym kraju; ostatecznie system wspólnoty europejskiej nie jest jeszcze na szczęście tak spójny i zaawansowany, by wystąpienie takiego efektu w jakimś ze „starych” krajów UE – musiało koniecznie oznaczać jego nieuniknione wystąpienie w Polsce. Faktem jest, że powiększają się skrajności, grupa bogata staje się jeszcze bogatsza i liczniejsza, biedna większość staje się jeszcze większa i biedniejsza a ubywa ludzi o których nie można powiedzieć że są biedni ale i – że bogaci nie da się o nich powiedzieć.
Masowo pojawia się tak zwany prekariat.
Jest to pojęcie wprowadzone przez prof. Guya Standinga (patrz:
http://www.guystanding.com
a oznaczające człowieka żyjącego w ciągłej niepewności co do swojej przyszłości, tracącego kontrolę nad swoim życiem z powodu niemożności zaplanowania czegokolwiek; ani pracy z wynikającymi z niej dochodami, ani miejsca zamieszkania, ani spraw osobistych, rodzinnych. Stan ten obejmuje ludzi wykształconych, studentów, absolwentów chcących (muszących) wejść na rynek pracy, pracowników stających się ofiarami restrukturyzacji i reorganizacji – tracący ciągłość zatrudnienia i wypychani z rynku pracy w sposób bezwzględny, bez zastąpienia jej czymkolwiek.
Prekariat – to ludzie skazani na „umowy śmieciowe” o których pisałem niedawno, polecam też tekst Wojciecha Krysztofiaka
Polacy są niewolnikami,
Ludzie skazani na pracę tymczasową, na ciągłą walkę o „jakieś” pieniądze niezbędne do przetrwania i próbujący wyrwać się z tego zaklętego kręgu – nawet poprzez emigrację.

Już samo uznanie istnienia takiego zjawiska w formie oficjalnej – przynajmniej jest jednoznacznym sygnałem, że Unia Europejska i Rada Europejska dostrzega w ogóle ten problem. To już dużo, bo zazwyczaj takie biurokratyczne molochy funkcjonują gdzieś „na obrzeżach rzeczywistości” społecznej latami nie dostrzegając faktycznych dramatycznych problemów.
Co więcej – Unia Europejska ma zamiar się zastanowić nad tym i w tym celu… organizuje konferencję w dniach 21 – 23 lutego 2013 w Strasburgu.
Pomysł jest znany: jak coś się wali, pali, ludzie tracą nadzieję, narasta nędza i skandaliczne nierówności społeczne, grożą masowe strajki, zamieszki – to trzeba zorganizować konferencję, zastanowić się, trzeba przestać udawać, że wszystko ok. To typowe. Tak się robi i na skalę krajową – choćby w naszym Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, gdzie nigdy nie brak wszelkich objawów „życia korporacyjnego”, koncentrującego się wokół narad, sympozjów, szkoleń, projektów badawczych, programów pilotażowych i operacyjnych a jednak… rozwarstwienie społeczne nadal narasta, bezrobocie rośnie i już jest wręcz zaplanowane jako rosnące do końca bieżącego roku (może przekroczyć 14%, pesymiści piszą o 16%).
Na wspomnianej konferencji – odbywającej się jak zwykle na koszt podatników – także będzie mowa o tematach niejako dyżurnych, bo o czymś jednak mówić tam trzeba a o przysłowiowej (…) jednak za publiczne pieniądze nie wypada; będą zagadnienia praw człowieka osób doświadczających ubóstwa, odpowiedzialności społecznej osób i firm, o wszelkiego rodzaju wykluczeniu społecznym oraz poszukiwaniu nowych rozwiązań… czyli jak zwykle.
Na konferencję mają przybyć setki naukowców, przedstawicieli rządów i organizacji, wstęp jest wolny (czyli opłacony przez wszystkich podatników), organizatorzy zwracają (także na koszt podatnika) wszystkim przybyłym koszty dojazdu na konferencję i koszty zakwaterowania (w granicach określonego limitu). Pieniądze przecież są, na takie potrzeby – zawsze, brak tylko często na zasiłki, na szkolenia przekwalifikowujące do innej, potrzebnej pracy i na inną niezbędną i skuteczną pomoc bezrobotnym w przetrwaniu i wyjściu z „bezrobocia”.

Powie tu ktoś, że trzeba przecież przedyskutować problemy, rozeznać, skonsultować itp. bo to są sprawy całkowicie obce ludziom będącym posłami do Parlamentu Europejskiego. Dobrze, ale to trwa latami. Przygotowania do tej konferencji trwały ponad dwa lata. Kończy się – choćby tak, jak ze słynnym projektem ministra Michała Boniego dotyczącym poprawy sytuacji osób bezrobotnych z grupy zwanej „50+”; projektem który tylko marginalnie i bez prawdziwych efektów został wdrożony; sam minister Boni przyznał „na odchodnym”, że plan został zbojkotowany przez przedsiębiorców i urzędy pracy, stał się niewypałem. Tak ogłosił, wzruszył ramionami i poszedł… na stanowisko ministra do spraw cyfryzacji. Ale to tak dyskretnie; – nawet do tej klęski władza nie przyznała się otwarcie, gdyż obecny minister pracy (zapewne przecież nie sam decydował) – wrzucił ów program do szuflady, ogłaszając iż jest on aktualny i realizowany, ale jest też tak dalece długofalowy, że jeszcze może nie być widać efektów, a one po latach realizacji – będą widoczne. A jakże; będą – na cmentarzach.

Rada Europejska wydała specjalny plakat promujący tę cenna inicjatywę: (źródło – Rada Europejska).




Zainteresowała mnie w nim nie tylko zawartość graficzna, która jest bardzo wymowna i aż dziwi, że biurokracja europejska zdecydowała się na coś takiego – coś aż tak niejednoznacznego. Plakat ten moim zdaniem w sposób bezpośredni i wprost przedstawia całą skandaliczną sytuację, rolę w niej urzędników i polityków oraz społeczeństwa. To wręcz ilustracja w sensie dosłownym. No i napis jest zastanawiający: PARADOKSY DEMOKRACJI !
Tak bezpośredniej i głębokiej samokrytyki władzy, od czasu reżimu stalinowskiego – nie widziałem.
Jednak zastanawia mnie co innego: samokrytyka wówczas była rodzajem „kapitulacji” sumienia, utraty godności, honoru – upadku przed naciskiem reżimu totalitarnego, samokrytyka dla zachowania życia, statusu lub przywilejów a kosztem przyznania się do błędów odstępstwa od idei, „pokajania się” za winy nawet niebyłe. Takie „załagodzenie rozdrażnionego rekina”.
Dobrze! – ale   k o g o   chce dziś w ten sposób udobruchać Rada Europejska?