MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

czwartek, 10 maja 2012

Ewangelia; trud tłumaczenia, trud zrozumienia…

W poprzednim felietonie wspominałem już o tłumaczeniu Ewangelii jakie rozpoczął - i niestety nigdy już nie doprowadzi do końca - prof. Zygmunt Kubiak. ( * )
Był wybitnym znawcą kultury i języka greckiego, autorem wielu niezwykle autorytatywnych dzieł, jak „Literatura Greków i Rzymian”, „Dzieje Greków i Rzymian”, ”Mitologia Greków i Rzymian”, ”Brewiarz Europejczyka” czy tłumaczenie Poezji Kawafisa – któremu poświęcił ponad 30 lat pracy. Był więc szczególnie predysponowany do tego, by dokonać tłumaczenia Pism Nowego Testamentu albo chociaż Ewangelii – bezpośrednio z języka greckiego.

Był człowiekiem ogromnej kultury i wiedzy, ale bynajmniej nie uzależnionym emocjonalnie czy intelektualnie od dotychczasowego dorobku Kościoła Katolickiego i to właśnie stanowiło moim zdaniem cechę najbardziej wartościową dla potencjalnego tłumacza Ewangelii.
Chodzi o to, że tłumaczenia Ewangelii „obrosły” niejako zmianami, redakcjami, wreszcie tak zwaną „tradycją tłumaczeniową” – która w sposób trudny do ogarnięcia zmienia treść nauki Jezusa. Kiedy porównamy jednocześnie różne wydania, różne tłumaczenia dokonane w różnym czasie, narzuca się nam niesamowita zgodność, zbieżność treści Ewangelii Mateusza, Marka i Łukasza a przecież mają one różnych autorów, powstawały w różnym czasie i w różnej tradycji piśmienniczej, kulturowej. Łukasz był niewątpliwie Grekiem i pisał Ewangelię prawdopodobnie dla Greków. Najstarsza Ewangelia – Marka, powstała bardzo wcześnie bo ok. roku 65. Marek był tłumaczem Szymona Piotra i spisywał wypowiedzi i opowiadania Piotra mówione po aramejsku, tłumacząc je na grekę. Spisywał je tak jak je słyszał od Piotra, przy okazji działalności Piotra a więc w sposób mało uporządkowany chronologicznie.
O Ewangelii Mateusza uważa się obecnie, że była pisana przez Żyda, po aramejsku i dla Żydów, po roku 70, choć wśród badaczy nie ma tu zgody, są przekonania także i odmienne.
Łukasz z kolei był jak się dziś uważa towarzyszem wypraw św. Pawła a także jego lekarzem. Paweł nie był Apostołem w ścisłym znaczeniu tego określenia, to znaczy Apostołowie go za takiego przynajmniej początkowo nie uważali, gdyż nie został powołany wraz z nimi przez samego Jezusa i bezpośrednio nigdy nie widział Jezusa, poza oczywiście chwilą jego „nawrócenia” na drodze do Damaszku, gdzie zamierzał prześladować chrześcijan. Na dodatek - początkowo przez pewien czas nie tylko "nie chodził za Jezusem" tak jak to robili Apostołowie ale wręcz przeciwnie; ścigał tych których podejrzewał o "bycie uczniem Jezusa", wtrącał do więzień, maltretował i zabijał, w swoim mniemaniu - broniąc Wiary i Prawa.
Data powstania tej Ewangelii także jest bardzo sporna ale umiejscawia się ją gdzieś około roku 125 – 150, choć są i opinie naukowe skrajnie różne. Łukasz pisał ją w języku greckim tzw. koine, czyli mową wspólną dla plemion hellenistycznych. Jego Ewangelia wydaje się być właściwie redakcją tych poprzednich, zawierając nie więcej niż 25% materiału dodanego przez samego Łukasza. To raczej próba zebrania i chronologicznego uporządkowania tego, co dotychczas o Jezusie napisano, w pewnymi uzupełnieniami podanymi przez Pawła.

Tak więc z tych trzech Ewangelii tzw. „synoptycznych” wszystkie powstawały w różnym czasie, różnych językach i dla różnych odbiorców, a jednak - gdy dziś porównujemy ich treść – wydają się nam niezmiernie podobne, wręcz jednakowe co do analogicznych faktów. W takich okolicznościach, argument, że dotyczą one jednego i tego samego tematu, osoby, wydarzeń – oczywiście należy odrzucić, gdyż nie ma praktycznie możliwości relacjonowania dziejów nauczania Jezusa w tak podobny sposób poprzez tak różnych autorów działających w tak różnym czasie i okolicznościach.
Wyjaśnieniem tego zjawiska byłby moim zdaniem właśnie wpływ kolejnych niezliczonych tłumaczeń i redakcji późniejszych, aż do dnia dzisiejszego z jednoczesnym oddziaływaniem tak zwanej „tradycji tłumaczeniowej”, polegającej na tym, że ze względów teologicznych pewne fragmenty Ewangelii tłumaczy się w określony sposób niezależnie od zapisu w źródłach greckich czy innych zachowanych materiałach źródłowych.

Ktoś zapyta, cóż to za tłumaczenie, gdy wynik nie odpowiada treści oryginału… ?
Różnice te czasem dotyczą rzeczy może mniej istotnych, ale problem w tym, że my nie mamy prawa a nawet i możliwości (zrozumienia, wiedzy) by określać, co jest w Ewangelii w jakim stopniu istotne a co nie. Twierdzenie przeciwne jest wyrazem pychy, zarozumialstwa albo nieuczciwości, jaka nieraz niestety towarzyszyła dziejom Ewangelii.

Na przeciwnym biegunie mamy tradycję Indii, gdzie na przykład wg mojej ulubionej „Historii Filozofii Indyjskiej” Ericha Frauwallnera – nauczyciel (guru) musiał być tzw. „przeźroczystym medium” to znaczy – będąc w sukcesji uczniów wywodzących się od jakiejś emanacji Boga – miał przekazać wszystko to czego dowiedział się od swojego nauczyciela, bez najdrobniejszej nawet zmiany, nie „zanieczyszczając” otrzymanego od swojego nauczyciela przekazu jakąkolwiek ingerencją; własnej osobowości, intelektu czy upodobań. Nawet jeśli chciałby to czynić w dobrej wierze. Jeśli uczynił inaczej – tracił swój status bramina, guru. Wydaje się, że to jedyne właściwe podejście, oparte na postawie służenia… więc może dlatego tak obce właśnie naszej współczesnej katolickiej praktyce religijnej…

Wracając do śp. prof. Zygmunta Kubiaka, z radością rozpoczął on pracę nad tłumaczeniem Ewangelii z języka oryginału (greki koine), rozpoczynając niestety od Ewangelii Łukasza a więc tej – najpiękniejszej, ale najmniej jednocześnie wartościowej w sensie naukowym, historycznym, czy teologicznym.
Niestety profesor dokończył jedynie tę jedną z Ewangelii i tu moja refleksja, że szkoda już w takiej sytuacji iż nie była to Ewangelia Jana, najważniejsza jeśli chodzi o nauczanie Jezusa, o jego słowa o Bogu – najobszerniej i najbardziej szczegółowo przekazane właśnie przez Jana. A w aspekcie tego co napisałem wcześniej – nowy i niezależny od tradycji przekład z oryginału, dokonany przez takiego człowieka jakim był Zygmunt Kubiak – byłby rzeczywiście iskierką nadziei na uratowanie tego co jeszcze się da - z treści oryginalnej…

Wiele wskazuje na to, że wszystko co dotyczy Jezusa, co zostało opisane w Ewangelii – nie jest przypadkowe, każdy najdrobniejszy szczegół czemuś służył i miał swoje przewidziane przez Wszechmogącego znaczenie. Nie jesteśmy w stanie ocenić, czy coś jest mniej czy bardziej ważne w swoich dalszych konsekwencjach, dlatego jedyną rozsądną postawą powinna być właśnie ta przyjmowana przez tłumacza hinduska postawa „przeźroczystego medium” o której nieprzypadkowo wspomniałem wcześniej.
Z drugiej strony natomiast – jeśli widzimy zbyt dużo drobnych, pozornie mało ważnych odstępstw – to tracimy zaufanie do rzetelności całego dzieła (czy tłumaczenia). Jeśli na przykład ktoś pożycza od nas często np. 300 złotych a oddaje 299, albo oddaje 300 ale zawsze kilka dni po ustalonym terminie - to zapewne machniemy ręką, że to drobiazg itp., ale szybko, podświadomie nawet – uznamy tego człowieka za "niepewnego", ograniczymy zaufanie do niego; no niby zawsze oddaje, ale… Dokładnie tak i w tym przypadku.

Dla przykładu - sprawa tak zwanego zwiastowania.
Treść pozdrowienia anielskiego obecnie zwyczajowo przyjęta, wynikająca także ze swoistego kultu Maryjnego całkowicie obcego Ewangelii, nie ma podstaw w tekście Ewangelii Łukasza w jej greckim oryginale. Współcześnie zgodnie z "tradycją tłumaczeniową" Anioł powiedział do Marii:

Zdrowaś Mario, łaskiś pełna, Pan z Tobą. Błogosławionaś Ty między niewiastami.

Nieco bardziej współczesne, tradycyjne tłumaczenie – to: Bądź pozdrowiona, łaską obdarzona, Pan z tobą, błogosławionaś Ty pomiędzy niewiastami.

W języku łacińskim jest to: „Ave, gratia plena, Dominus Tecum.”

To Ave – jest tak bardzo rzymskie... (Ave Cezar!), ale w oryginale greckim Ewangelii Łukasza jest inaczej:

Chaire, kecharitomene, Kyrios meta Su. Co dosłownie oznacza: Ciesz cię, łaski pełna, Pan jest z Tobą. A dalej - nie ma „Błogosławionaś Ty między niewiastami”, jak to mamy w „tradycji tłumaczeniowej”.
Nie ma.
To nie są słowa Anioła, wypowiedziane do Marii podczas zwiastowania, to są słowa Elżbiety która je wypowiedziała do Marii kilka miesięcy później, gdy ją Maria odwiedziła w domu Zachariasza.

Przytoczmy ten fragment: „ Niedługo potem wybrała się i podążyła śpiesznie do miasta na wyżynie Judzkiej. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Kiedy ta usłyszała od Marii pozdrowienie, poruszyło się dzieciątko (**) w jej łonie. Elżbietę napełnił wtedy Duch Święty i bardzo głośno zawołała: Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc Twojego łona! Skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?!...”

Jeśli więc uznamy grecki oryginał Ewangelii Łukasza za autorytatywny, a jest to przecież jedyna "całościowa" podstawa do tłumaczeń na inne języki - to okazuje się, że „tradycja tłumaczeniowa” polega na istotnym przeredagowaniu tego fragmentu. Na zniekształceniu oryginału.
Tu znów ktoś powie: „... i cóż takiego się stało? Przecież „źle” Anioł by nie powiedział, gdyby tak powiedział, jak my to wymyśliliśmy. Tak jest ładniej, "bardziej religijnie"… Może i Anioł tak nie powiedział, ale naszym zdaniem powinien był tak powiedzieć…”

Moim zdaniem – tak właśnie postępować, ani nawet myśleć - nie wolno.

Uczniowie Jezusa prosili go pewnego razu, by nauczył ich modlić się, a to dlatego iż słyszeli od uczniów Jana - że pouczał ich o tym jak mają się modlić. To początek rozdziału 11 Ewangelii Łukasza. Tak to przedstawia współczesna kościelna „tradycja tłumaczeniowa”:
„A gdy On w pewnym miejscu modlił się i zakończył modlitwę, ktoś z jego uczniów rzekł do niego: Panie, naucz nas modlić się, jak i Jan nauczył swoich uczniów. Wtedy rzekł do nich: gdy się modlicie, mówcie:

"Ojcze nasz, któryś jest w niebie,
święć się imię twoje,
przyjdź Królestwo twoje,
bądź wola twoja, jako w niebie tak i na ziemi,
chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj
i odpuść nam nasze winy,
jako i my odpuszczamy naszym winowajcom
i nie wódź nas na pokuszenie
ale nas zbaw ode złego.”

W oryginale greckim Łukasza jest jednak inaczej:

Ojcze,
Niech się święci imię Twoje,
Niech przyjdzie Królestwo Twoje,
Chleba naszego powszedniego dawaj nam na każdy dzień
i przebacz nam nasze grzechy,
bo i my przebaczamy każdemu kto wobec nas zawini
i nie wystawiaj nas na próby.

Więc znów ktoś coś pododawał, coś pozmieniał, "poprawił" po Jezusie a w każdym razie po jego uczniu Apostole Łukaszu, który nam to zrelacjonował w Ewangelii. Zapewne - po to, by było bardziej religijnie. Bardziej wzniośle. Trudno wątpić w dobre intencje. Znów ktoś się jednak czuł ważniejszy i mądrzejszy niż Jezus, który modlitwę podyktował i polecił uczniom…
Jeśli na dodatek porównamy to z jeszcze innym tekstem, jaki dziś funkcjonuje jako modlitwa powszechna w Kościele Protestanckim, to widzimy jeszcze większe różnice.

Jezus jednak nie powiedział uczniom:"... chłopaki, to tak mniej więcej się módlcie, jak wam powiedziałem, a jak wam coś się nie podoba, to sobie sami zmieńcie, przeróbcie albo dodajcie coś od siebie, byle było "stylowo"…".
Powiedział wręcz odwrotnie: kto mnie miłuje, ten słowa moje zachowuje. Nie miłuje mnie - kto słów moich nie przestrzega.
W wierności nauce Jezusa, zachowywaniu i przestrzeganiu jego nauk - i głównie w tym - objawia się wiara i miłość a także i nadzieja na Jego Królestwo.

Oczywistym wydaje się, że Ewangelię, czy Nowy Testament, czy może nawet całą Biblię – trzeba ciągle na nowo tłumaczyć zgodnie z przemianami języka odbiorcy, języka który jest tworem żywym i dość szybko się zmieniającym. Nie możemy dziś czytać a już tym bardziej mówić na przykład:
„Wielmoży dusza moja Pana mego a zwiesieli się duch mój w Bodze zbawienia mojego” - bo jest to nadto niewspółczesne, przestarzałe i z tego powodu – niezrozumiałe.
( Magnifikat, tłumaczenie z ok. 1600 roku).
Z drugiej strony – jeśli ktoś w cytowanej wyżej modlitwie podanej przez Jezusa swoim uczniom, których my naśladujemy - dziś przetłumaczy „… i odpuść nam nasze DŁUGI, tak jak i my odpuszczamy…” („Biblia XXI wieku”), to jest bardzo daleko od greckiego źródła tekstu Łukasza a na dodatek widziałbym w tym i sporo złośliwości…
Złośliwości w modlitwie…? To już by była duża przesada. Jednak z drugiej strony -b tłumaczenia Ewangelii nie mogą i nie są czymś oczywistym, z powodu ogromnej odległości czasowej i kulturowej od jej powstania.

Wniosek nasuwa się tu następujący:


I tak bardzo trudno jest dziś o prawdziwą wiarę. Człowiek zanurzony niejako w trudnym, nieprzyjaznym otoczeniu, codziennych troskach, trudnościach – nie bardzo chce przyjmować jakiekolwiek obowiązki, ograniczenia, przyjmować jakiekolwiek autorytety. Takie postępowanie Kościoła w sprawie podstaw wiary z pewnością nie dodaje mu wiarygodności. Jezus wiedział o tym i o tym mówił. Wydaje się więc, że Kościół nie dba o własną "wiarygodność sługi", wobec ludzi uważając się raczej - wbrew poleceniom Jezusa - za pana, dlatego staje się coraz mniej wiarygodny.
Czy to samo można powiedzieć o Ewangelii?
Moim zdaniem - jeszcze na szczęście - nie.

Jest prócz tego oczywiście i dużo więcej problemów z praktyczną realizacją nauki Jezusa, ale cóż tu się martwić o realizację, gdy same nauki w ich współczesnym przekazie stają się mało wiarygodne.

(*) Artykuł ten napisałem posługując się częściowo informacjami z przedmowy Autora przekładu Ewangelii według Św. Łukasza - prof Zygmunta Kubiaka.
(**) Dzieciątko – to Jan, później nazwany Chrzcicielem.

Post Scriptum.
Aby obraz sytuacji którą omawia powyższy tekst nie był zbyt ciemny, bardziej niż w rzeczywistości, postanowiłem jeszcze przytoczyć tu fragmenty wypowiedzi patrona tego przekładu, ks.prof. Michała Czajkowskiego, biblisty, współprzewodniczącego Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, dotyczące tego wydania Łukaszowej Ewangelii.

"Trzeba dziś nie lada odwagi, by przekładać księgę biblijną. Na szczęście tej odwagi nie zabrakło prof Zygmuntowi Kubiakowi; - jego przekład jest udany, piękny, wzbogacający. Wybitny znawca tradycji klasycznej, były współpracownik wielkiego biblisty śp. ks. Eugeniusza Dąbrowskiego, wspaniale przybliżył nam Ewangelię wg św. Łukasza, także w słowach wstępu. To oryginalny, twórczy przekład. Podziwiam piękno jego języka i wierność oryginałowi greckiemu. Autor szczęśliwie odszedł od pewnych tradycji i stereotypów translatorskich".

Natomiast ks. Adam Boniecki napisał o Zygmuncie Kubiaku:
"Jego ojczyzną była "Polska śródziemnomorska"; dzięki temu rósł i tworzył w najmniejszym stopniu nie skażony miazmatami PRL-u. Pierwsza książka "Półmrok ludzkiego świata" (1963) to zmagania z tajemnicą prawdy ludzkiego cierpienia, śmierci oraz istnienia; wszechwiedzy i miłosierdzia Boga. Ostatnia (...) niedokończony przekład Ewangelii. Z tekstu greckiego, bo - był o tym przekonany - Panu Bogu o miłości najzręczniej było mówić do ludzi po grecku."


Skoro więc autorytety nie napiętnowały samodzielności i odejścia od "tradycji i stereotypów translatorskich" - to... tylko kontynuować tę pracę wobec pozostałych ksiąg Ewangelii...
P.B