MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

sobota, 3 czerwca 2017

Leonardo Da Vinci: „Myślałem, że uczę się jak żyć a uczyłem się - jak umierać” - dalsze reminiscencje.

Znana, zacytowana w tytule myśl Leonarda Da Vinci, zawiera w sobie element jakby zadziwienia konstatacją, że niezależnie od naszego subiektywnego odczucia - od początku naszego życia zmierzamy do ograniczenia i do śmierci a nie do szczęśliwego świadomego i ciągłego życia – jak nam się od początku wydawało. To oczywiście indywidualnie bardzo zależy od przyjętego światopoglądu czy nastawienia filozoficznego, no bo przecież dla wielu nie istnieje nic takiego jak śmierć a jedynie - zmiana formy istnienia świadomości.

Jeśli więc przyjmujemy za pewnik, że jesteśmy wiecznie istniejącą żywą istotą z natury oryginalnie niezależną od materii i jej praw „fizycznych”, śmierć jest tylko „porzuceniem ciała materialnego” funkcjonującego na zasadach budowy materii i podporządkowanego rządzącymi materią „prawami natury” po którym życie trwa nadal poza materią i wszystko co uczyniliśmy
„w ciele” dla naszego rozwoju - wydaje teraz swój plon, ale też i jest dostępne, użyteczne, jest ważne.
Czy wszystko? Czy wszystko w równym stopniu?

Oczywiście nie mam tu na myśli wiedzy „naukowej” czy umiejętności czysto manualnych, bo te jak się wydaje nie mają „tam” wartości. Nie mają jej, gdyż nauka przecież neguje coś takiego jak „byt niematerialny” i dlatego okazałaby się „tam” śmieszna, bezradna, błędna, ograniczona. Ponadto „nauka” z zasady odnosi się do materii, zarówno co do przedmiotu swojego zainteresowania jak i środowiska zastosowania uzyskanych wyników a w przestrzeni niematerialnej jest bezprzedmiotowa. Prawdopodobnie tym wszystkim co poza materią także rządzą określone prawa czy zasady stanowiące jakąś „naukę”, lecz większości ludzi wydają się one abstrakcyjne czy wręcz „baśniowe” w świecie materii. Po prostu te dwie domeny stykają się ze sobą w minimalnym stopniu, choć jakaś wzajemna łączność istnieje wbrew dogmatykom i wydaje się w naszych czasach mieć tendencję wzrostową.

Taki wniosek - jaki wysnuł genialny Leonardo ma wielkie znaczenie, gdyż zdaje się nieść ze sobą wielkie konsekwencje; po pierwsze – że umierać też trzeba umieć, czyli że można to spartaczyć lub zrobić właściwie, że nic tu nie jest obojętne, nie jest i nie powinno być przypadkowe, ale przede wszystkim – że życie ma jakiś cel, który jaskrawo uwidacznia się dopiero po jego zakończeniu, gdy okazuje się albo się potwierdza, że nie kończy ono istnienia a jedynie je zmienia.

Zresztą – czy Ewangelia nie przekazuje nam tej samej myśli? Jezus pouczał swoich uczniów a nadto w zasadzie wszystkich którzy Go słuchali, wręcz - poprzez późniejsze ustanowienie misji apostolskiej – w ogóle wszystkich, żeby nie nadawali zbytniego znaczenia swemu życiu tu i teraz a raczej tworzyli sobie „skarb w Niebie”, szukali świata duchowego i przygotowali się do istnienia w nim. By nie martwili się o sprawy materialne jak jedzenie, ubranie czy majątek a raczej szukali Bożej „sprawiedliwości”. Jezus przekazał bardzo wiele wskazówek jakim należy się stać, by wejść do „Królestwa Bożego” a więc – co ma w dalszym istnieniu po śmierci wartość a co jej nie posiada. Pouczał szczegółowo jakim należy być, jakim należy się stać poprzez „pracę nad sobą”, by życie materialne można było uważać za sukces w dojściu do tej przemiany. Jest to pytanie o skalę wartości zupełnie inną „tu i teraz” - a raczej „tam i wówczas”.

Jeśli nasze zdobycze materialne jak domy, samochody, grunty, fortuny, władza – maja ulec nagłemu i bezapelacyjnemu zniszczeniu wraz z całą Ziemią a być może całym Kosmosem materialnym – to co jest wartościowe tam, poza materią i jej prawami? Wartościujemy tu pomiędzy „majątkiem materialnym” a „wartością duchową” ale cóż miałby powiedzieć ktoś, komu się „nie powiodło” w życiu materialnym, to znaczy nie udało mu się choć chciał - zgromadzić żadnych dóbr w sensie wartości materialnej? W aspekcie nauczania Jezusowego – może to właśnie jest sukces? Przy tak odmiennych podejściach do kwestii istnienia także i pojęcia sukcesu lub porażki po prostu rozmijają się.

Chcielibyśmy przecież osiągnąć sukces, nawet nie dla ambicji czy zadowolenia własnej próżności, ale choćby po to by mieć poczucie trafnego wyboru spośród wartości wzajemnie się wykluczających; w tym wypadku mieć poczucie, że wybraliśmy najlepiej jak można było - wartość nieprzemijalną i w tym sensie osiągnęliśmy cel naszego „pobytu” w świecie materialnym, nie zmarnowaliśmy możliwości jakie on nam dawał do dyspozycji.

Wydaje się że pewien ślad naprowadzający na odpowiedź tkwi w Ewangelii oraz w liście Św. Pawła do Koryntian. To słynny Psalm o wierze, nadziei i miłości w którym tłumaczy On skłóconym i bliskim rozłamu chrześcijanom z Koryntu – czym jest miłość, na wzór miłości Jezusowej.

...Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał. 

Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. 
Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość.

To miłość prawdziwa a przede wszystkim – miłość „za nic”; miłość jaką być może posiadamy w sobie jako dzieci, by potem w mniejszym lub większym stopniu ją utracić. Problem w tym, że nasza cywilizacja niby oparta na wierze chrześcijańskiej ukształtowała absolutnie odmienny od Ewangelicznego pogląd na ten temat, widząc w miłości dziecięcej - niedoskonałość, która w wyniku edukacji i oddziaływań społecznych staje się dopiero miłością "dorosłą". Mówi się i przedstawia jako pewnik nie podlegający dyskusji, że miłość "dziecięca" jest bezwarunkowa, jest "za nic" a dopiero miłość "dorosła" jest tą prawdziwą no i jest "za coś"; kochamy inną osobę za to że... co jest przedstawiane jako objaw dorosłości.

Może to właśnie miał na myśli Jezus, gdy tłumaczył swoim uczniom, iż by wejść do Królestwa Bożego – muszą się „stać jak dzieci”; a kto nie będzie "jak dziecko" nie wejdzie do Królestwa Bożego. Muszą obudzić czy odnaleźć w sobie na powrót tę cudowne cechy które opisywał Paweł w swoim psalmie. Ciekawe, że Pawłowy opis prawdziwej miłości właśnie tak bardzo przypomina miłość dziecięcą, czystą, szczerą, nie skażoną egoizmem; miłość którą obdarza ono nie tylko mamę, ale i zwierzęta, przedmioty (zabawkę), miejsca, nawet innych obcych ludzi... dopóki nie zostanie nauczone nieufności i lęku jako postawy bezpieczniejszej.

Może celem życia materialnego jest nauka dokonywania wyborów, rezygnacji z zachwytu nad „fatamorganą” materii i nauczenie się prawdziwej miłości niezbędnej do tego, by móc uczestniczyć w świecie pozamaterialnym, świecie bez dualizmów - bo bez zła, które zostanie ostatecznie pokonane dzięki ofierze Syna Bożego. Rozwinąć w sobie miłość, bezwarunkową, nieograniczoną, taką jak ją opisał Św. Paweł – to coś co nie jest w stanie przynieść żadnej szkody komukolwiek a być może jest w stanie nadać sens naszemu przeszłemu życiu; sens poprzez wykorzystanie naszego życia materialnego do osiągnięcia własnego prawdziwego i trwałego rozwoju, zgodnie z pierwotnym Bożym planem… ?


„Myślałem, że uczę się jak żyć a uczyłem się - jak umierać”

Paweł Antoni Baranowski