MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Miłość.


Jezus – jak to przekazali ewangeliści – stawiał dzieci za wzór tych cech jakie są pożądane w Królestwie Bożym. Nie tylko pożądane; wręcz konieczne. Mówił; kto z was się nie stanie jak dziecię – nie wejdzie do Królestwa Bożego, a mówił to przecież do dorosłych, doświadczonych mężczyzn, nieraz wręcz starców, mających za sobą wiedzę i doświadczenie życia. 


Czytamy o tym w Ewangelii Mateusza, Marka i Łukasza:

(Łk) "... Przynosili Mu również dziecięta, aby mógł się ich dotknąć. Uczniowie widząc to, karcili ich. Wtedy Jezus przywołał je i powiedział: Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie i nie zabraniajcie im, gdyż takich [jak one] jest Królestwo Boże. Zapewniam was, kto nie przyjmie Królestwa Bożego jak dziecko, na pewno nie wejdzie do niego."
(Mt) "... W tym czasie uczniowie podeszli do Jezusa i zapytali: Kto zatem jest większy w Królestwie Niebios? I przywołał dziecko, postawił je pośród nich i powiedział: Zapewniam was, że jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, na pewno nie wejdziecie do Królestwa Niebios. Kto więc uniży się jak to dziecko, ten jest większy w Królestwie Niebios. I kto przyjmie jedno takie dziecko w moje imię, Mnie przyjmuje. Kto natomiast zrazi jednego z tych małych, wierzących we Mnie, korzystniej byłoby dla niego, aby mu u szyi zawieszono ośli kamień młyński i utopiono w głębi morza. (...)
Potem przyniesiono Mu dzieci, aby włożył na nie ręce i pomodlił się; lecz uczniowie zganili ich. Jezus natomiast powiedział: Zostawcie dzieci i nie zabraniajcie im do Mnie przychodzić, ponieważ takich jest Królestwo Niebios. I włożył na nie ręce, po czym odszedł stamtąd."

(Mk) Przynosili też do Niego dzieci, aby się ich dotknął, ale uczniowie zganili ich. Gdy Jezus to spostrzegł, oburzył się i powiedział im: Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie i nie zabraniajcie im, takich bowiem jest Królestwo Boże. Zapewniam was, kto nie przyjmie Królestwa Bożego jak dziecko, nie wejdzie do niego. Po czym brał je w ramiona i błogosławił, kładąc na nie ręce."

 
Czym więc dzieci tak bardzo różnią się od dorosłych, że Jezus stawiał je za wzór? Wzór czy może raczej standard szczególnie związany ze środowiskiem w którym nie ma być już zła, a co za tym idzie i wszelkich dualizmów naszego świata.

Otóż myślę, że chodzi o miłość, szczerość i otwartość serca, czyli w istocie - o wszystko.

Dziecko kocha czystą miłością „za nic”, nie wymagającą uzasadnienia, nie uzasadnianą żadnym interesem. Jest bezpośrednie, szczere, nie ma w nim egoizmu. Dziecko – dopóki nasza kultura, nasza cywilizacja nie oduczy je tego – kocha tak, jakby nie było zła. Potrafi tak samo mocno kochać osoby, przedmioty, miejsca, widoki, inne żywe istoty, istoty wymyślone istniejące w wyobraźni…
Dopiero wychowanie osadzone w pewnej tradycji kulturowej oraz "realiach" mówi mu, że taka prawdziwa miłość jest "niedojrzałością" a więc jest oceniana jako „gorsza”, dziecinna właśnie czyli śmieszna. Wmawia się dziecku i uczy go też „praktycznie” na każdym kroku jego aktywności – że "dorosła" miłość musi być „za coś”; za wygląd (urodę), za odwagę, za majętność... itp. Że miłością się niejako handluje. Że trzeba na nią "zasłużyć" bądź się na nią nie zasługuje. Wmawia się dziecku, że tylko matka kochała je „za nic” czyli tak jak ono – ją, a od pewnego momentu, wieku - musi już włączyć się w „dorosły” system „uzasadniania” miłości. Oczywiście nie wspomina się dziecku wówczas o zjawisku prostytucji, która z definicji jest właśnie „miłością za coś” (za jakąś nagrodę, albo wręcz trywialne wynagrodzenie).

Przypomnijmy co napisał Św. Paweł w jednym ze swoich listów „apostolskich” do Koryntian, w słynnym psalmie o miłości.

Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce...”.

Uważał, że gdy nadejdzie Królestwo Boże prawdziwa zdolność do miłości zostanie mu niejako automatycznie przywrócona tylko dzięki temu. Uważał, że miłość jest cechą Królestwa Bożego, emanuje z niego na ludzi.

Pisał:
„… Gdy przyjdzie to co jest doskonałe, zniknie to co jest tylko częściowe”…

Sądził wiec, że to Bóg uczyni go (i jemu podobnych) niejako automatycznie zdatnym do Królestwa. Że to sprawa łaski czy daru otrzymywanego w odpowiedniej chwili.
Ale Jezus - nauczając mówił przecież, że to człowiek swoim wysiłkiem ma powrócić do utraconej dziecięcej wrażliwości, szczerości, do dziecięcej miłość – i że to ma się stać zanim nadejdzie Królestwo Boże, bo gdy wówczas nie będzie ponownie „jak dziecko” - Królestwo nie stanie się jego udziałem. Zdaniem Św. Pawła miłość nadaje wartość wszelkim dobrym uczynkom i działaniom, dobroczynności, wiedzy, wierze.

Jaka ma być ta "prawdziwa" miłość? Pisze Św. Paweł w swoim liście apostolskim:

Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma...”


Określenia te o charakterze przymiotnikowym są nam znane i całkowicie dla nas zrozumiale. Oto są niejako wytyczne dla ludzi – jak kochać a więc jak żyć, by spełnić standard Królestwa Bożego. Miłość taka jest elementem przemiany wewnętrznej, wznoszącej człowieka na wyższy poziom rozwoju niezbędny w dalszym istnieniu. Jeśli poddamy się przemianie - cechy te rozwijają się w nas, wewnątrz nas niejako automatycznie. Warto zauważyć - i dlatego właśnie na wstępie wspomniałem o destrukcyjnym wpływie wychowania – że oczekiwania te jednoznacznie zaprzeczają temu wszystkiemu, co się wtłacza dziecku do umysłu w procesie „przekształcania w dorosłego” poza środowiskiem religijnym. 

Stanowią coś dokładnie odwrotnego - niż nauczał Jezus.
To potężny i szczelny system indoktrynacji zaprzeczający nauce Jezusa. Bastion rozdziału wiary od życia codziennego. Jedyna możliwość ucieczki od tego, poza świadomą religijną rodziną – to świadomy wysiłek własny człowieka zmierzający do powrotu do tych odebranych mu wraz z dzieciństwem cech.
Św. Paweł nieprzypadkowo wspominał w swoim liście także o wierze i nadziei jakie towarzyszą miłości. Pójście z wiarą i nadzieją we właściwą stronę w tej walce „o miłość” - niewątpliwie wygeneruje także i pomoc, wsparcie, ochronę. Nie zastąpią one własnego wysiłku człowieka, ale niejako „wychodzą mu naprzeciw” kiedy człowiek podąża we właściwym kierunku.


"... Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość...”

Nie czekajmy więc aż nadejdzie Królestwo Boże i wyzwoli w nas dobrą zmianę, przywróci nam właściwe rozumienie wszystkiego i zdolność do prawdziwej miłości.
Odwrotnie.
Wyzwólmy sami w sobie dobrą zmianę z pomocą Jezusa a wtedy ujawni się wewnątrz nas Królestwo Boże, które – jak mówił Jezus – zawsze było i od początku jest - w nas.


Bądź błogosławiony Panie

Boże nasz
Stwórco Wszechświata
Za to, że zwyciężyłeś
W walce ze złem.
Pokonałeś pana tego świata,
Odkupiłeś nas z jego niewoli
I wkrótce powrócisz
By ostatecznie odebrać mu władzę.
I paść swoje stado
Na wiecznych równinach
Szczęśliwego Królestwa.