MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

sobota, 17 czerwca 2017

Czy Bóg rzeczywiście powołuje wilki na pasterzy swojego stada?

Wszystko co złe w Kościele dzieje się za sprawą ludzi.

Działalność Pocieszyciela i Ducha Prawdy którego Jezus obiecał przysłać po swoim powrocie do Ojca, jeśli ma miejsce - nie może przecież zlikwidować zła, powszechnego dualizmu i konieczności dokonywania wyborów przez ludzi; wyborów pomiędzy dobrem a złem opartych o ich wolną wolę, własne decyzje, siłę ich wiary i ich własnego charakteru. To tymi codziennymi wyborami człowiek ma kształtować swoją istotę, dopóki zło nie zostanie ostatecznie pokonane po powtórnym przyjściu Jezusa, jak to zapowiedział swoim uczniom przed ukrzyżowaniem i jak to ujrzał Apostoł Jan w swojej wizji.

Wielkim problemem wiary jest dogmat o nieomylności Papieża (w sprawach wiary i kościoła) oraz dogmat o „Bożych powołaniach” jeśli tak można skrótowo określić problem związany z powołaniem do duchowieństwa.
Historia papiestwa ma w sobie wiele zła; cynizmu, chciwości, ignorancji, nawet zbrodni… A Przecież dogmat głosi, że Papieża spośród kardynałów zebranych na Konklawe wskazuje Bóg. Wskazuje najlepszego spośród kandydatów mimo że wybór odbywa się metodą głosowania przez ludzi. Jeśli więc jeden z Papieży wybrany dzięki „woli Bożej” chwali publicznie „… tę wspaniałą legendę o Jezusie, dzięki której jego dwór się może tak bardzo bogacić...” oznacza to iż Papieżem został człowiek niewierzący w Jezusa czyli w Boga.
Czy Bóg mógł wskazać takiego kandydata, powołać na Papieża człowieka niewierzącego…?

Dogmat katolicki ustanowiony przez papieży głosi, iż Papież jest nieomylny jak sam Bóg, jego decyzje nie podlegają więc ocenie; czy decyzje Papieża niewierzącego – mogą być nieomylne, prowadzą do Królestwa Bożego czy raczej do piekła? A przecież to właśnie szok spowodowany porównaniem tego co w Ewangelii z tym „co w Rzymie” wywołał sprzeciw religijny, rozłam w Kościele przez ludzi którzy pod przewodnictwem Martina Lutra postanowili pozostać wierni Ewangelii i Jezusowi.
Ten sam dylemat można oczywiście przenieść niżej; na poziom kardynałów, biskupów (episkopów), księży (prezbiterów) i zakonników. Kościół katolicki ustanawiając człowieka prezbiterem mówi o jego „powołaniu kapłańskim” a więc akcie wynikającym z woli Bożej, przez Boga spowodowanym lub co najmniej akceptowanym. Jednak „osoby duchowne” w nazbyt dużym procencie okazują się potem zupełnie nie duchowne, tkwiące w jak najbardziej przyziemnych ludzkich słabościach, emocjach, wadach... Nie mają w sobie nic z cech charakteru i zachowania polecanych przez Jezusa jego uczniom, apostołom będącym pierwo-wzorem dzisiejszego episkopa czy prezbitera.

Przeciętni ludzie, świadomi swoich słabości, chcą w prezbiterze czyli tzw. księdzu widzieć potwierdzenie, iż można być takim jak to zalecał Jezus oraz apostołowie w swoich listach i Dobrej Nowinie; potwierdzenie że to w ogóle jest możliwe i dlatego jest sens „starać się”, walczyć o siebie – ze sobą samym, czy też może z Synem Zatracenia – panem i gospodarzem, tego świata – jak go nazywał Jezus. Jeśli widzą w księdzu chciwca, oszusta, obłudnika, mąciciela wywołującego konflikty, pijaka, dziwkarza, hazardzistę ulegającego zachciankom i uciechom tego świata, lenia korzystającego ze swojego statusu w celu zapewnienia sobie łatwego i sytego życia na koszt parafian… jeśli widzą takiego księdza – gorszą się. Czują się oszukani, odchodzą z kościoła lub unikają udziału w życiu parafii i często nawet w obrządkach religijnych. Każdy ksiądz, biskup, kardynał lub papież – zachowujący się skandalicznie – gorszy „maluczkich” i oddala ich od Boga zamiast ich do Niego przybliżać.
Gdyby Kościół to natychmiast oceniał, ujawniał i potępiał – dążąc do zachowania standardów ustanowionych przez Jezusa wobec jego uczniów, takie przypadki stałyby się sporadyczne. Ale Kościół postępuje inaczej; ukrywa takie fakty, odmawia reakcji lub zwleka z nią latami gdy ukrywanie się nie powiedzie, ale przede wszystkim co najgorsze – zamiast stanowczo wymagać utrzymania standardu – zmniejsza wymagania, usprawiedliwia odstępstwa od nauki Jezusa, bojąc się spadku liczby „powołań” bardziej niż spadku liczby chrztów i liczby wierzących systematycznie uczestniczących w życiu religijnym. To też liczba osób uczestniczących w życiu parafii stale spada, często jest to ledwie kilka procent parafian, kościoły stoją opuszczone, są burzone, zamieniana jest ich przynależność wyznaniowa lub nawet przeznaczenie budowli...

Taka jest prawdopodobnie jedna z przyczyn kryzysu wiary i kryzysu Kościoła Katolickiego na zachodzie, a jak wiadomo „życie nie znosi próżni” i wypełnia ją czymś innym.
Jak można dziwić się a tym bardziej mieć pretensje do owiec, że się rozproszyły – podczas gdy to pasterze prowadzący stada zabłądzili, zaprzestali wykonywania swoich obowiązków, a być może nawet zawarli „kontrakt” z wilkami…

Jezus wiedział o tym zanim powstał i ukształtował się Kościół w dzisiejszym rozumieniu. Wyraził to w swoim słynnym trzykrotnie powtórzonym pytaniu skierowanym do Kefasa, najbardziej zaufanego z wybranych – ucznia; Czy miłujesz mnie bardziej niźli Ci (pozostali z obecnych w tym miejscu uczniów)…? Rzeczywiste znaczenie tego pytania zadanego Piotrowi już po ukrzyżowaniu Jezusa, podczas gdy ukazał się on uczniom nad brzegiem Jeziora Genezaret – zostało w Ewangelii moim zdaniem zatarte dużo później zredagowanym dopiskiem – o czym pisałem w tekście:

Szymonie, synu Jonasza; miłujesz mnie?
oraz
Dlaczego ludzie odwracają się od Kościoła?