Stoję bardzo zawstydzony;
Po cóż to zachodu tyle!
Ludzie, pieniądze, ozdoby,
Głosów gwar i strojów moda.
Przecież to tak oczywiste:
To my! Wreszcie tylko my.
Ty i ja!
... ja... i ty...?
Czy rzeczywiście?
Nagła fala niepewności
Mrozi serce lęku chłodem;
Czy chcę tego tak naprawdę?
Nie mam żadnych wątpliwości?
Odgłos kroków twych, nieśmiały,
Stajesz obok i w zachwycie
Patrzę – jakby po raz pierwszy:
Ty!... lecz czemu skrzy się obco
Twojej sukni biel lodowa?
Czemu perły lśnią wspomnieniem
W naszyjniku – jak łez cienie,
Dziwnie smutne, choć szlachetne.
Chociaż czyste – bałamutne!
Gdybym spojrzeć mógł przez chwilę
W oczu twoich toń spokojną;
Ale jesteś w bieli cała
I twe oczy także giną
Pod welonu pajęczyną
Niczym Wenus, gdy już świta –
Jeszcze w opar mgły spowita,
Dobrej nie pokaże drogi...
Nie chcę zawieść ani zbłądzić.
A ty wiesz, że teraz właśnie
Choćbyś chciała – nie powinnaś
Żadnej pokazywać drogi.
Lecz... nie mogę stać bezczynnie,
Bo się na mnie patrzą dziwnie
Duchy złe i Aniołowie,
Przyjaciele i wrogowie,
(Ci – i ci – z nadzieją w oczach...)
Muszę przerwać to milczenie,
Chociaż trwało tylko mgnienie,
Więc, choć trochę drżą mi dłonie
Mówię głośno: Tak! Chcę Ciebie!
Bo Cię kocham!... I ślubuję,
Że Cię nigdy nie opuszczę,
I że już nas nie rozłączy
...nawet śmierć...
Po cóż to zachodu tyle!
Ludzie, pieniądze, ozdoby,
Głosów gwar i strojów moda.
Przecież to tak oczywiste:
To my! Wreszcie tylko my.
Ty i ja!
... ja... i ty...?
Czy rzeczywiście?
Nagła fala niepewności
Mrozi serce lęku chłodem;
Czy chcę tego tak naprawdę?
Nie mam żadnych wątpliwości?
Odgłos kroków twych, nieśmiały,
Stajesz obok i w zachwycie
Patrzę – jakby po raz pierwszy:
Ty!... lecz czemu skrzy się obco
Twojej sukni biel lodowa?
Czemu perły lśnią wspomnieniem
W naszyjniku – jak łez cienie,
Dziwnie smutne, choć szlachetne.
Chociaż czyste – bałamutne!
Gdybym spojrzeć mógł przez chwilę
W oczu twoich toń spokojną;
Ale jesteś w bieli cała
I twe oczy także giną
Pod welonu pajęczyną
Niczym Wenus, gdy już świta –
Jeszcze w opar mgły spowita,
Dobrej nie pokaże drogi...
Nie chcę zawieść ani zbłądzić.
A ty wiesz, że teraz właśnie
Choćbyś chciała – nie powinnaś
Żadnej pokazywać drogi.
Lecz... nie mogę stać bezczynnie,
Bo się na mnie patrzą dziwnie
Duchy złe i Aniołowie,
Przyjaciele i wrogowie,
(Ci – i ci – z nadzieją w oczach...)
Muszę przerwać to milczenie,
Chociaż trwało tylko mgnienie,
Więc, choć trochę drżą mi dłonie
Mówię głośno: Tak! Chcę Ciebie!
Bo Cię kocham!... I ślubuję,
Że Cię nigdy nie opuszczę,
I że już nas nie rozłączy
...nawet śmierć...
Paweł Baranowski 2006