MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

sobota, 5 listopada 2016

Państwo ma obowiązek przeciwdziałania powstawaniu prekariatu.

W wielu miejscach na świecie funkcjonują szczególne formy zarabiania pieniędzy na swoje potrzeby w formie okazyjnego, czasowego i mało zobowiązującego wykonywania najprostszych prac typu usługowego, nie wymagających żadnych szczególnych kwalifikacji a jednak użytecznych, potrzebnych czy nawet koniecznych do wykonania. Takim już absolutnym standardem niejako z amerykańskich filmów jest „roznoszenie gazet” to znaczy dostarczanie codziennej zamówionej, prenumerowanej prasy „pod drzwi” mieszkańca dzielnicy czy jakiegoś ustalonego rejonu; pod drzwi w sensie dosłownym, gdy - aby nie naruszać na wszelki przypadek prawa własności domu i działki – rzuca się pakiet prasy celnym dalekim rzutem spoza bramki wejściowej aż pod same drzwi wejściowe, albo wkłada do specjalnej skrzynki na prasę ustawionej przed wejściem na posesję, gdy pomiędzy wejściem a domem jest zbyt duża odległość... szczegóły są tu mało istotne. Istotne, że jest to zajęcie tradycyjnie dla uczniów i studentów, którym brakuje funduszy „na wakacje”, na najnowszą grę komputerową którą inni jak zwykle już mają lub na opłacenie czesnego w szkole. Truizmem byłoby rozpisywanie się na temat zalet wychowawczych takiego rozwiązania, istnienia dla niego potrzeby rynkowej itp.
Jest to wygodne nie tylko dla dorabiającego sobie młodego człowieka, ale też przede wszystkim i dla przedsiębiorcy, sprzedawcy prasy; uproszczona forma „zatrudnienia” poprzez doraźne „dogadanie się”, uproszczona forma „wypłaty” tygodniówki, uproszczona forma rozliczenia i pożegnania... świetnie.


Znacznie gorzej jest, gdy dużo większa liczba przedsiębiorców działających w zupełnie innych branżach dojdzie do wniosku, że też chcą skorzystać z takiej formy „zatrudniania” a słabe, antyspołeczne państwo, prawo państwowe lub praktyka jego (nie)stosowania im na to pozwala...
Problem, jego istota - tkwi zdaje się w tym, że pomiędzy pracującym a przedsiębiorcą istnieje zasadniczy konflikt interesów a co za tym idzie – sprzeczność postaw. Państwo przez minione osiem lat było „państwem przedsiębiorców” gdyż władza – ni to liberalna, ni to bezpaństwowa, ni to anty-państwowa (anarchizująca), w pełni poddająca się nurtowi europejskiej polityki likwidacji państw narodowych wraz z ich tożsamością kulturową, „rozpuszczania” państw w Unii Europejskiej co w praktyce prowadzi do podporządkowywania ich interesowi Niemiec - w rzeczywistości stworzyła coś w rodzaju oligarchii, podporządkowującej interesy a w zasadzie po prostu los całych grup społecznych – swojemu interesowi; interesowi jednej wybranej grupy, bynajmniej nie większości.

Ignorowanie praw ludzi żyjących ze sprzedawania swojej pracy stało się praktyką na porządku dziennym, powstały też przedsiębiorstwa żerujące na tym pasożytniczo, handlujące pracą innych i czerpiące z tego zysk. To co było tak pożytecznym wyjątkiem jak wspomniane uczniowskie czy studenckie ”dorabianie sobie” – stało się niemal zasadą pod postacią tak zwanych „elastycznych form zatrudnienia”.
Wyróżnia się tu nadużywanie czasowych umów o pracę oraz tak zwana "praca tymczasowa" (umowy o pracę tymczasową), będące czymś innym choć wcale nie lepszym niż "praca czasowa" (umowa o pracę na czas określony). Okazuje się, że można nieźle sobie żyć prowadząc pasożytniczą działalność zupełnie zbędnego pośrednictwa w pracy pomiędzy przedsiębiorstwem rzeczywiście potrzebującym pracownika najemnego – a samym pracownikiem.
 
Jest zresztą wiele aspektów tej sprawy i można by bardzo wiele na ten temat napisać. Chciałbym tu jednak wyróżnić jeden z nich; aspekt społeczny.

Pojęcie to rozumiem jako odnoszące się do funkcjonowania społeczeństwa jako pewnej całości w wyniku określonego funkcjonowania w nim jednostki, konkretnego pojedynczego obywatela, członka tego społeczeństwa. Już dość dawno problem ten zauważył i opisał prof. Guy Standing, profesor University of Bath, wcześniej ekspert Międzynarodowej Organizacji Pracy. Stwierdził on, że na skutek przemian na rynku pracy mających też swój związek z tzw. globalizacją, powstała nowa klasa społeczna, nazwana przez niego prekariatem a którą można by określić w uproszczeniu jako... pracowników żyjących z pracy, ale traktowanych tak, jak się traktuje tych wspomnianych na wstępie uczniaków i żaków roznoszących gazety i reklamy, którym - pomimo upływu wielu kolejnych lat - nie zaproponowano nic innego.
 
Praca tymczasowa ma to do siebie, że nie łączy żadnymi więzami pracownika z firmą w której faktycznie wykonuje on pracę (bo jest formalnie pracownikiem firmy pośredniczącej w której nie pracuje) a także i zwłaszcza tym, że... jest właśnie tymczasowa, to znaczy zgodnie z obowiązującym dziś prawem nie może trwać dłużej niż łącznie18 miesięcy u jednego rzeczywistego pracodawcy. Tymczasowość takiego zatrudnienia przekłada się wprost na tymczasowość sytuacji pracownika, niejako "tymczasowość" jego perspektywy życia.
Tak zwane „zatrudnianie na umowę zlecenie” pomijając już fakt iż jest ewidentnym złamaniem prawa – tym mniej wiąże zleceniodawcę z wykonującym zlecenie – że nie jest w ogóle zatrudnieniem sensu stricte.  Mamy tu także i niebagatelne zjawisko zatrudnienia nielegalnego i nigdzie nie rejestrowanego, w postaci tak zwanej strefy „na czarno” i skutek tego dla jednostek które z powodu bezrobocia i braku realnej, rzeczywistej pomocy decydują się na taki desperacki sposób zdobywania środków do życia.

Problem prekariatu – to problem ludzi dla których nie ma możliwości podjęcia stałej pracy, usankcjonowania wzajemnych z pracodawcą praw i obowiązków w umowie o pracę bez określania czasu jej trwania. Ludzie ci zawsze są „tymczasowo” zatrudnieni, zawsze maja „tymczasowy” dochód – zazwyczaj dość skromny, nigdy nie są pewni swojej przyszłości w związku z tym żyją w stałej niepewności, stałym stresie z tego wynikającym. Nie maja podstaw do racjonalnego planowania swojego życia, bo nie mają stabilnego miejsca zamieszkania (migracja za pracą), ani stabilnej podstawy materialnej swojej egzystencji (tymczasowość). Cóż tu dopiero mówić o planowaniu rodziny, o ambicjach zawodowych, naukowych czy kulturalnych – gdy cały ich wysiłek idzie na walkę o przetrwanie i walkę ze stresem wynikającym ze wspomnianego braku perspektywy. Są oni pozbawiani podstawowych praw, których realizacja jest związana z wymogiem pewnej stabilności finansowej i życiowej - której zostali pozbawieni; choćby utrudnienie dostępu do kredytów bankowych z powodu nastawienia banków na ocenę zdolności kredytowej klienta pod kątem oceny właśnie jego stabilności finansowej - wynikającej ze stabilności źródła dochodu – czego w tym przypadku brak. Wszystko to ma też oczywiście i skutki ogólnospołeczne, w tym demograficzne; jeśli taki ktoś wcześniej nie miał rodziny – to obecnie najprawdopodobniej jej nie założy a jeśli ją ma – to nie będzie ona się rozwijać w sposób prawidłowy - choćby z powodu rozbicia przez częste rozłąki przy zmianie miejsca pracy, albo wspólne przenoszenie się „to tu – to tam”, tak zwane „życie na walizkach”...

Profesor Standing najwyraźniej uznał to zjawisko za „naturalne” to znaczy takie, które jako „siła wyższa” po prostu jest bo wynika z kierunku rozwoju ekonomii i rynku, z którym się nie walczy a raczej należy się do niego przystosować. Jako naukowiec - opisuje i definiuje istniejące zjawisko - nie oceniając jego wartości czy sensowności.

Nie podzielam takiego poglądu.
Uważam zdecydowanie, że przedsiębiorczość musi mieć możliwie jak największą swobodę, ale musi jednak działać w ramach zakreślonych przez prawo a prawo musi być tworzone przez państwo z uwzględnieniem także i tych czynników – których sami przedsiębiorcy uwzględnić nie muszą, nie chcą lub nie potrafią. Czynnik ekonomiczny, biznesowy - nie jest jedyny i nie może o wszystkim decydować; musi zostać w minimalnej, niezbędnej mierze poddany prawom funkcjonowania i rozwoju społeczeństwa; rozwoju właśnie nie tylko ekonomicznego.
Dlatego twierdzę, że państwo zarządzane przez przedsiębiorców – podobnie jak państwo zarządzane przez związki zawodowe - jest w istocie zamachem na państwo a już z pewnością – zamachem na społeczeństwo jako całość. Rozwój „elastycznych form zatrudnienia” i wszystkich innych czynników będących podłożem do powstania prekariatu przypada akurat na czas rządów Platformy Obywatelskiej jako bezrefleksyjnego i nieodpowiedzialnego realizatora absurdalnych i skandalicznych europejskich idei lewicowo-liberalnych, będących w istocie instrumentem pewnego syndykatu biznesowo-politycznego dbającego wyłącznie o własny interes, całkowicie ignorującego własne społeczeństwo poza częścią własnych "wyznawców" i funkcjonariuszy a podporządkowanego w rzeczywistości bezwzględnym interesom obcych.

Obecnie – abstrahując od tego „czego by chciał biznes” – państwo musi stworzyć nowe ramy prawne działania biznesu w taki sposób, by uwzględnić też interes społeczeństwa jako całości a także podstawowe interesy wszystkich jednostek. Jednym z najpilniejszych zadań wydaje się przeciwdziałanie powstawaniu i poszerzaniu grupy prekariuszy, ograniczenie do minimum stosowania „elastycznych form zatrudnienia” oraz podmiotów na tym żerujących, eliminację stosowania umów zleceń do zatrudniania, uporządkowanie i unowocześnienie oraz uproszczenie prawa pracy wraz z bezwzględnym wymuszeniem jego stosowania w praktyce.