MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

sobota, 5 listopada 2016

Jezus nie mówił o sprawiedliwości płacowej…

W człowieku tkwi głęboko zakorzeniony zmysł pewnej „zapobiegliwości” materialnej. Nawyk szacowania swoich działań i decyzji pod kątem swoich teraźniejszych i przyszłych możliwych do przewidzenia potrzeb, analizowania i przewidywania skutków zmian sytuacji zewnętrznej dla sytuacji własnej. Najczęściej chodzi o bieżący lub przyszły zysk materialny, a jeśli nie – to o takie wartości jak pozycja, honory, stanowisko – które i tak maja w konsekwencji prowadzić do zysku materialnego w określonej, niezbyt odległej przyszłości, gdy swoje bezpieczeństwo, swoją wolność – człowiek utożsamiał z pozycją materialną, majętnością, posiadanymi zasobami i możliwościami ich gromadzenia.
Celowo nie używam tu określeń wartościujących takich jak „wyrachowanie”, aby uniknąć ich pejoratywnego składnika znaczeniowego; nie chodzi tu zresztą przecież o coś nagannego. Wbrew pozorom jest to zjawisko na tyle powszechne, iż uznajemy je za coś naturalnego; tym chętniej gdy uznać iż jest to do pewnego stopnia atawistyczne. To dzięki między innymi tej zdolności ludzkość jako gatunek przetrwała w konkurencji z innymi gatunkami, rozwinęła się tworząc zaawansowaną cywilizację. Negatywne może być co najwyżej jakieś szczególne nasilenie wspomnianej cechy. Stała się ona od wieków niejako synonimem dla Żydów.


Posiadali ją także i uczniowie Jezusa, także i ci najbliżsi „wybrani z wybranych”, zwani przez Jezusa apostołami (wysłannikami). Byli przecież – przed ich powołaniem – zwyczajnymi ludźmi; ot takimi sobie Żydami wychowanymi na nakazach Prawa i tradycji; byli rybakami – jak Szymon mający na utrzymaniu swoją rodzinę, czy Jakub – syn Zebedeusza i jego brat Jan; był tam i celnik (poborca podatkowy) Lewi nazwany Mateuszem, inni zapewne byli gospodarzami posiadającymi swoje domostwa i gospodarstwa, zapewne podobnie jak i Jezus posiadali jakieś konkretne zawody przydatne we wspólnocie mieszkańców swoich miasteczek czy wiosek, pozwalające zapracować na potrzeby własne i swojej rodziny, niektórzy – jak Szymon – byli żonaci, co było przecież absolutnie naturalne i oczywiste w tamtej kulturze; nieposiadanie żony przez Żyda w pewnym wieku uważane było za co najmniej nienaturalne, moralnie podejrzane. Byli jak się wydaje całkiem przeciętnymi i zwyczajnymi ludźmi a jednak Jezus, który „wiedział co było w człowieku” i nie potrzebował niczyjego świadectwa – wybrał właśnie ich…


Współcześni Jezusowi Żydzi przekonani byli przez swoich nauczycieli religijnych, że zbawienie czyli wejście do przyszłego obiecanego Królestwa Bożego – im się po prostu bezwarunkowo należy, jako członkom „narodu wybranego” i potomkom Abrahama i Mojżesza.  Przekonanie to trwa zresztą do dzisiaj wśród tych Żydów, którzy uznają Jezusa co najwyżej za awanturnika i wichrzyciela - słusznie i w zgodzie z Prawem ukaranego śmiercią za „zwodzenie ludu”.


Jezus jednak w swoim nauczaniu zdecydowanie zaprzeczył tezie o „należącym się” komukolwiek Królestwie Bożym. Wyjaśniał im na wiele sposobów, że każdy z nich musi sam i indywidualnie spełnić trudne i wymagające standardy Królestwa Bożego – aby zyskać prawo wejścia do niego. Mówił – jednym dla ułatwienia - w przypowieściach a innym dla ułatwienia - wprost – czym jest Królestwo Boże i w jaki sposób należy postępować by stać się godnym wejścia do niego, gdy nadejdzie koniec tego świata materialnego. Mówił im, że każdy zostanie indywidualnie osądzony, dlatego powinien indywidualnie pracować na swój "rzeczywisty wizerunek" czy też swoją „wartość”, kierując się jego – Pana i Nauczyciela – wskazówkami a podstawą do tego powinno być rzeczywiste uwierzenie, iż to on jest tym Mesjaszem który miał przyjść – zapowiadanym od ponad siedmiuset lat przez proroków Panem i Nauczycielem, ale także i odkupicielem posłanym przez Boga do ludzi.

Z Ewangelii przebija jednak dość pesymistyczny wniosek, iż o takie zrozumienie i uwierzenie było (jest; będzie) bardzo trudno – przez niezwykle silną tradycję rozumienia i stosowania Prawa, ale także i w związku ze wspomnianą na wstępie cechą ludzkiej natury. Ewangelia tak bardzo podkreśla trudności i bariery jakie mieli do pokonania uczniowie Jezusa, iż nasuwa to przypuszczenie pewnej celowości wychowania i ukształtowania tamtego narodu w taki właśnie sposób; by to właśnie oni wręcz organicznie nie mogli uwierzyć Jezusowi i przyjąć go w pełni.
Uczniowie jak opisuje Ewangelia rzeczywiście początkowo bez namysłu poszli za Jezusem – wezwani przez niego. Celnik Lewi podobnie jak i rybacy, synowie Zebedeusza Jakub i Jan – po prostu pozostawili wszystko czym w tamtej chwili zajmowali się i poszli za Jezusem – gdy tylko usłyszeli jego wezwanie. Nie ma tu jak się wydaje elementu jakiejś kalkulacji, szacowania za i przeciw, analizy zysków i strat. Ewangelia wspomina o powszechnym wówczas nastroju oczekiwania i nadziei, o pewnym napięciu emocjonalnym czy uczuciowym związanym z oczekiwaniem na przyjście Mesjasza, dlatego być może zaproszenie Jezusa nie było tak wielkim zaskoczeniem dla powołanych uczniów w tym sensie, iż byli do pewnego stopnia na to przygotowani, dlatego przyjęli wezwanie już bez zwłoki i wahania.
Jednak pomimo pouczeń i wyjaśnień – w Ewangelii ciągle uwidacznia się wspomniany element pewnej „materialnej przezorności” jakby można to określić najogólniej. Uczniowie wybrani nie bardzo chętnie godzili się z twierdzeniem iż bogactwo stanowi ogromna przeszkodę w wejściu do Królestwa Bożego, gdyż majątek przywiązuje człowieka do świata materialnego, który jest skazany na zagładę. Jezus pouczał: sprzedaj wszystko i rozdaj ubogim a uczynisz sobie skarb w Niebie, gdzie mól nie niszczy a złodziej nie podkopuje się i nie kradnie. Ponosili spore trudy podróżując z Jezusem, dlatego spodziewali się nagrody „tu i teraz”, gdyż to wynikało z ich doświadczenia życiowego i wpojonych wzorców wartości, spodziewali się zaszczytów i „stanowisk” jako gwarantujących przyszłą majętność, ale Jezus mówił im, że kto z nich chce być wielki, niechaj zostanie sługą wszystkich. Nie zdołał jednak opanować głęboko wpojonego im przekonania, że za trud i ryzyko towarzyszenia Jezusowi należą się im zaszczyty, odpowiednia pozycja powiązana z władzą i majątkiem i to „tu i teraz” a nie w jakimś dla nich trudnym do wyobrażenia „Królestwie Bożym”. Dlatego bardzo się przerazili tym, iż Jezus polecił pytającemu go młodzieńcowi sprzedać jego posiadłości i rozdać ubogim i od tego uzależnił sukces w staraniach o spełnienie standardu Królestwa Bożego.
 

Przytoczmy jako ilustrację fragment Ewangelii Mateusza w standardowym dosłownym tłumaczeniu protestanckim.
I oto podszedł do Niego jeden i zapytał: Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby posiąść życie wieczne? On mu odpowiedział: Dlaczego mnie pytasz o to, co dobre? Jeden jest dobry. Jeśli zaś chcesz wejść w życie, zachowuj przykazania. Zapytał: Które? Jezus na to: Te: Nie będziesz zabijał, nie będziesz cudzołożył, nie będziesz kradł, nie będziesz składał fałszywego świadectwa, czcij ojca i matkę, oraz: kochaj swojego bliźniego, jak samego siebie. Młodzieniec odpowiedział: Tego wszystkiego dotrzymałem; czego mi jeszcze brak? Wówczas Jezus powiedział: Jeśli chcesz być doskonały, odejdź, sprzedaj, co posiadasz, i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebiosach, i nie zwlekaj — a idź za mną. Gdy młodzieniec usłyszał to słowo, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Jezus zaś zwrócił się do swoich uczniów: Zapewniam was, bogaty z trudnością wejdzie do Królestwa Niebios. Jeszcze raz wam mówię: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igły niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego.
A gdy uczniowie to usłyszeli, zaczęli się bardzo dziwić i mówić: Kto zatem może być zbawiony?
Jezus natomiast utkwił w nich wzrok i powiedział: Z ludźmi jest to niemożliwe, lecz z Bogiem wszystko jest możliwe. Wtedy odezwał się Piotr: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą; co więc nam będzie? A Jezus im powiedział: Zapewniam was, że wy, którzy poszliście za Mną, - przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na tronie swojej chwały, zasiądziecie i wy na dwunastu tronach, aby sądzić dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto by opuścił domy lub braci, lub siostry, lub ojca, lub matkę, lub dzieci, lub rolę ze względu na moje imię, posiądzie sto razy tyle i odziedziczy życie wieczne.
Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi.
Królestwo Niebios podobne jest bowiem do pewnego człowieka, gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem wynająć robotników do swojej winnicy. Uzgodnił z robotnikami po denarze za dzień i posłał ich do swojej winnicy. Następnie wyszedł około godziny dziewiątej i zobaczył innych, stojących bezczynnie na rynku. Powiedział więc do nich: Idźcie i wy do winnicy, a ja dam wam, co słuszne. Ci zaś poszli. Potem znów wyszedł około dwunastej i piętnastej godziny i uczynił tak samo. A gdy wyszedł około siedemnastej i zastał innych stojących, zapytał ich: Dlaczego tutaj cały dzień bezczynnie stoicie. Odpowiedzieli: Nikt nas nie wynajął. On na to: Idźcie i wy do winnicy. Z nastaniem wieczoru pan winnicy polecił swojemu zarządcy: Zwołaj robotników i wypłać im należność, zaczynając od ostatnich aż do pierwszych. Podeszli zatem [wynajęci] o godzinie siedemnastej i otrzymali po denarze. A gdy podeszli pierwsi, sądzili, że wezmą więcej, ale i oni otrzymali po denarze. Po otrzymaniu zaczęli szemrać przeciwko panu domu i mówić: Ci ostatni pracowali jedną godzinę, a potraktowałeś nas na równi z nami, którzy znieśliśmy ciężar dnia i upał. On zaś odpowiedział jednemu z nich: Przyjacielu, nie krzywdzę cię. Czy nie zgodziłeś się ze mną na denara? Bierz co twoje i idź! Chcę bowiem temu ostatniemu dać, jak i tobie. Czy nie wolno mi z tym, co moje, czynić tego, co chcę? Albo czy twoje oko jest złe dlatego, że ja jestem dobry?
Tak właśnie ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi.
(…)
Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza wraz ze swoimi synami, pokłoniła się i prosiła Go o coś. On zaś zapytał ją: Czego chcesz? Odpowiedziała: Powiedz, aby w Twoim Królestwie ci dwaj moi synowie zasiedli jeden po Twojej prawej, a drugi po Twojej pomyślnej stronie. Jezus odpowiedział: Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić? Mówią Mu: Możemy. A On im na to: Mój kielich wprawdzie pić będziecie, jednak zasiąść po mojej prawej lub po pomyślnej stronie — nie moje to jest dać, lecz tym, którym zostało to przygotowane przez mojego Ojca. Gdy usłyszało to dziesięciu, oburzyło się na dwóch braci. Jezus jednak przywołał ich i powiedział: Wiecie, że władcy narodów podporządkowują je i wielcy tyranizują je. Nie tak będzie u was, lecz ktokolwiek wśród was chciałby stać się wielki, niech będzie waszym usługującym. I ktokolwiek wśród was chciałby być pierwszy, niech będzie waszym sługą. Podobnie jak Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, ale aby służył i oddał swoje życie na okup za wielu.
Wspomniane przez Mateusza zdarzenie dotyczące prośby matki dwóch apostołów jest ważne i charakterystyczne dla poruszanego tu wątku. Chodzi o synów Zebedeusza czyli apostołów Jakuba zwanego „Większym” (był też drugi apostoł Jakub – syn Alfeusza) i Jana – rybaków, których Jezus powołał na uczniów nad jeziorem Genezaret. Istnieją pewne przesłanki iż matka ich – to Salome, siostra Marii – Matki Jezusa. Byliby więc oni krewnymi Jezusa. Trudno przypuszczać, że matka ich poszła przedłożyć swoją prośbę Jezusowi z własnej inicjatywy i bez wiedzy zainteresowanych synów – apostołów, choć nie można też wykluczyć i takiej wersji, iż to matka poczuła się tą „zobowiązaną do zaradności” i rozmawiała z Jezusem jako krewnym bez wiedzy swoich synów i ich zgody. Prawdopodobniejsze jednak jest tu celowe wykorzystanie faktu pokrewieństwa, by łatwiej uzyskać zgodę lub choćby jakąś obietnicę Jezusa. A prośba dotyczyła nie czego innego, jak zaszczytów stanowiących swoistą „zapłatę” czy zysk z „bycia uczniem Jezusa”, mających zrekompensować poświęcenia i trudy bycia jego uczniem. Nic dziwnego, że pozostali uczniowie zareagowali oburzeniem, gdy dowiedzieli się o tym. 
Jednak reakcja Jezusa jest jak zawsze cudowna; opanowana, łagodna, pełna miłości i wyrozumiałości.

Przypowieść o właścicielu winnicy, powyżej zacytowana, jest także ciekawym przejawem walki z silnym przekonaniem Żydów iż Królestwo Boże im się po prostu „należy” z racji tego samego, że są Żydami. Że jako „Naród Wybrany” dostaną tylko z tego tytułu więcej niż inni. Że będą wyróżnieni w Królestwie Bożym. Mówił im, że wielu złoczyńców i wiele grzesznic a nawet wielu Samarytan i Pogan – wyprzedza ich, Żydów, w drodze do Królestwa Bożego, gdyż tamci pierwsi uwierzyli Jezusowi i przyjęli jego pouczenia. Mówił im: ci którzy uwierzyli w moje słowa, choćby nawet nie byli z Narodu Wybranego – wyprzedzają was w drodze do Królestwa Bożego. Ilustracji tego ma służyć właśnie wspomniana przypowieść; Jezus nie krytykował w niej ludzkiego poczucia „sprawiedliwości płacowej” a tłumaczył w niej Żydom, że mimo wykonania dużo większej pracy – wcale nie muszą otrzymać za to wyższej zapłaty niż ci, co dużo mniej się napracowali bo później zostali "powołani", ale osiągnęli ten sam skutek. Skutkiem jest spełnienie standardów Królestwa Bożego dające prawo wejścia do niego różnym istotom w takim samym stopniu, niezależnie od tego ile kto się napracował, by ten skutek osiągnąć. Bóg w swojej miłości ustanowił jednolitą „zapłatę” dla służących mu, niezależnie od tego kim są i jak bardzo przyszło im się trudzić nad swoim zadaniem; jest nią prawo do „powstania do życia” w Królestwie Bożym i ominięcie „sądu” przeznaczonego dla pozostałych. Jezus zachęcał słuchających go, by przyjęli jego pouczenia i starali się je spełnić - przez wzgląd na miłość a nie na oczekiwanie zysku; „kto mnie miłuje ten słucha słowa mojego i czyni tak jak mówię”. Kto uczyni w tym postęp, osiągnie choćby częściowe zwycięstwo nad sobą – uzyska pomoc i uznanie, „będzie mu dodane”, a ten kto zaniecha choćby starania uważając że „i tak mi się należy”– może stracić wszystko – co sądzi, że jest jego osiągnięciem; „będzie mu odebrane i to, co sądzi że ma”.