MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

sobota, 3 grudnia 2016

Świadomość "przemijania na co dzień".

Ogólnie rzecz biorąc - ludzie bardzo rzadko zauważają zjawisko przemijania; Jeśli nawet - to odnoszą to do innych a nie do siebie. Przypuszczać można, że jest to niejako automatyczny „mechanizm obronny” ludzkiej psychiki. Istnieje się w praktyce głównie „tu” i przede wszystkim „teraz” w sensie dosłownym, czyli ważne aby być na bieżąco, nadążać za zmianami w otoczeniu a więc - "nie tracić cennego czasu” na pamiętanie "tego co było", oraz zbyt daleko sięgające myślenie o tym – co będzie...
Oczywiście jest to zjawisko bardzo złożone, ale jednocześnie tak bardzo "ludzkie"....
Widać to choćby w zauważonym już dawno specyficznym przebiegu procesu starzenia się w postaci tak zwanego "starzenia skokowego”, na co ma wpływ chyba głównie „zachowawczy” charakter ludzkiego postrzegania, sprawiający iż nie zauważamy wszelkich zmian na bieżąco a właśnie skokowo, co jakiś czas i to właśnie powoduje najwięcej problemów psychicznych a także fizycznych – poprzez ewidentnie udowodniony wpływ sfery psychicznej człowieka na jego możliwości fizyczne, kondycję, zdolność do wysiłku fizycznego i jego tolerancję na stres itp.
Chęć a może raczej maniera wyuczona – nadążania za zmianami, za informacją płynącą z zewnątrz, powoduje nie tylko frustrację, ale i utratę czegoś bardzo ważnego. Oczywiście nieunikniona prędzej czy później rezygnacja z „nadążania” także skutkuje błyskawicznie narastającym wyobcowaniem z bieżącego życia politycznego czy społecznego, ma swoje negatywne konsekwencje, gdy jest następstwem niejako „poddania się” jednostki w tej narzuconej jej, nierównej walce „o nic” i jednocześnie „o wszystko”.

Problem a więc i sztuka życia polega chyba nie tylko na priorytetach, ale także i na proporcjach; przypuszczam że powinno to być ważnym przedmiotem wychowania, może nawet i nauczania w szkołach i na uczelniach.
Zapewne dobrze byłoby znacznie więcej uwagi poświęcać „sobie”; oczywiście nie dosłownie, dlatego ująłem to słowo w cudzysłów”; nie tyle właśnie swojej powierzchowności, swojej sytuacji materialnej i działaniom na to mającym wpływ a będących ceną za to, co poświęcania uwagi po prostu swojemu życiu w sensie przeżywania każdej chwili tak jak na to zasługuje – jako zjawisko chwilowe, przemijające natychmiast, nieodwołalnie i w sposób nieunikniony.
Skoro każda chwila jest niepowtarzalna w swoim przemijaniu, to należałoby potraktować ją jak coś szczególnie wartościowego, tak jak na to zasługuje.
Prawdopodobnie to także miała na myśli Wisława Szymborska w swoim bardzo znanym wierszu:

Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
(… )
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy. (… )


Jeśli więc każdy konkretny pocałunek, każda chwila spędzona w towarzystwie kogoś, albo nawet i samemu - jest absolutnie unikatowa i niepowtarzalna, być może należałoby uznać jej unikatową wartość na wzór dzieł sztuki, numizmatów, przedmiotów o wartości archeologicznej istniejących w pojedynczych egzemplarzach. W rzeczywistości ta zasada, to spostrzeżenie - rozciąga się na każdą sekundę naszego życia, które jest ewenementem we wszechświecie, cudem i darem, dodatkowo wzbogaconym o unikalność okoliczności. Więc życie - jako kolekcjonowanie cudownych chwil?

Dostrzeżeniu tego należałoby być może poświęcić znacznie więcej uwagi, nie zaniedbując bynajmniej śledzenia zmian otoczenia i nadążania za nimi, wysiłków na rzecz zapewnienia i utrzymania możliwości zdobywania środków do życia i do zachowania jego standardu, itp.
Dlatego też wspomniałem wcześniej o sztuce zachowania proporcji, by nie wypaść z nurtu życia, ale i nie dać się przemienić w „maszynkę do zarabiania”, we sfrustrowanego i znerwicowanego obserwatora różnych przejawów życia, który w rzeczywistości i tak nie ma na nic zasadniczego wpływu.
Pomijam tu zasadniczy problem przyjętego celu życia, o ile jest on uświadomiony (zarówno cel jaki sama możliwość wyboru) oraz trafności tego wyboru.

Zachowanie ludzi często przypomina kogoś, kto do wszystkiego podchodzi skrajnie powierzchownie, bez zaangażowania. byle jak i tymczasowo. Jednak tak jak tak zwane „przekartkowanie” książki w ciągu minuty nie daje tego samego efektu, co jej uważne przeczytanie i sformułowanie jakiegoś wniosku dla siebie z tej lektury – tak i powierzchowne „odbębnianie” wszystkiego w swoim życiu jest co najmniej marnotrawstwem możliwości. Kartkując książkę co najwyżej przeczytamy tytuły kilku rozdziałów i zobaczymy parę ilustracji, nie ma tu mowy o jakiejkolwiek korzyści czy efekcie. Wielu ludzi tak traktuje swoje życie. Żyją jakby „automatycznie” przypominając jakieś roboty; jedzą nie widząc dokładnie co ani nie odczuwając pełni smaku, żyją pod dyktando budzika wyznaczającego im czas czuwania i snu, machinalnie i z obowiązku wstają rano, idą do pracy, spełniają swoje obowiązki mając w pamięci pieniądze jakie zostaną im za to wypłacone, wracają do swoich mieszkań, jedzą, oglądają program telewizyjny, czasem wychodzą do klubu lub knajpy, zamieniają kilka zdawkowych słów z żoną i dziećmi, przed snem „spełniają swój obowiązek małżeński” myśląc już o tym, że się prawdopodobnie nie wyśpią i rano będą skołowani… i tak miesiącami, latami, całe życie...

Trafność spostrzeżenia autorki zacytowanego wiersza dociera do nas najczęściej już w postaci „reminiscencji po”; gdy coś przeminęło nieodwołalnie zaczynamy rozumieć tę przemijalność, wówczas zaczynamy się czuć oszukani przez kogoś czy coś… Mało tego: dopiero gdy coś przeminie – rozumiemy w pełni że było przemijające i tym bardziej mamy to za oszustwo. A to może jedynie powiększyć naszą frustrację ale nie cofnie czasu.

Życie, czas, los - nie są złośliwe; to my jesteśmy ślepi...
Życie nie ma cech charakteru, nie jest złośliwe. To my popełniamy błędy, znacznie częściej z niewiedzy niż z głupoty, z powodu świadomych lecz nietrafnych decyzji.

Nie jestem zbyt odkrywczy formułując tutaj powyższe uwagi. Rzecz w tym, że nie tylko odkrywcze spostrzeżenia mają wartość. Rzecz w tym, że by być tu „mądrym przed szkodą” – trzeba otrzymać informację i uwierzyć w nią, przyjąć ją mimo że jest ona obca naszemu doświadczeniu. Często decyduje o tym przypadek. To może być sprawa przypadku… a przypadkowi jak wiadomo można czasem pomóc…