Już nieważne.
Ciepła cisza.
Osad opadający na dno.
Rozmywają się znaczenia
Spraw szczęśliwie odłożonych
Do jutra.
*
Betonowa ścieżka do wejścia
Stalowe wrota szare brązowe
Zatrzaskują się z hukiem.
Piramida głupoty i kurzu.
Chytry połysk lamperii
Obnażonej z brudu.
„Dzień dobry” na półpiętrze,
Ubikacja – na półpiętrze,
Błysk niepokoju na półpiętrze:
Już otwarte? Dobrze.
Byle do światła, kilka kroków...
Są!
Spokojne, pewne uważne,
Z równą łatwością gotowe
Wywołać lub zgasić grom,
Lecz żadnego napięcia –
Jak gdyby nikomu nic nie groziło?
Niewiedza naiwna – czy wiedza,
Że wszystko przecież jest dobre
I nie ma zła, kłamstwa, zdrady...
Nietrudno im uwierzyć,
Jasnym, kojącym zwierciadłom
Błyszczącym niebieskim blaskiem.
... czyste?!
Ach, więc dlatego od dawna
Wydają się być błękitne!
Nie patrzeć tak!
Co pomyślą, co powiedzą.
Nie wypada nie można nie wolno nie.
Wyprzeć się – przed samym sobą.
Zagłuszyć myślą serce...
... to cholerne radio, nie radio...
Uporczywy dźwięk
Na wyciągnięcie ręki.
... Nie przeszkadzajcie... dranie!
*
Już szaro.
Chłodna cisza.
Do jutra.