MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

niedziela, 15 września 2013

Seks jak wycieczka…

Nie, na wstępie wyjaśniam, że nie mam na myśli tak zwanej „turystyki seksualnej” czyli „występów za granicą” dla zachowania pozorów towarzyskich w kraju, ani „seksu za wycieczkę” np. jachtem – jako formy „sponsoringu”. To byłyby raczej mało ciekawe tematy…

Otóż nasunęła mi się zupełnie inna refleksja, oparta na tym porównaniu. Refleksja dotycząca całego „przebiegu życia” – jak wycieczki.
Dla wyjaśnienia powiem jeszcze, iż zakładam na potrzeby tego rozważania przebycie całej trasy wycieczki od początku do końca z jedną osobą towarzyszącą, zainteresowaną turystyką ze znanym i lubianym, ale stałym towarzyszem eskapad krajoznawczych, czyli właśnie z nami. Inne przypadki nie pasują do konwencji a tym bardziej do konwenansu…

Bo czym w istocie jest atrakcyjna wycieczka? Spróbujmy sobie wyobrazić (wycieczkę – nie sex): załóżmy że mamy bardzo atrakcyjną, dość długą trasę turystyczną z wieloma atrakcjami coraz bardziej mającymi nas zadziwić i zachwycić. Nie znamy tej trasy, co najwyżej widzieliśmy kiedyś jakieś „pocztówki”, oglądaliśmy folder lub filmik „reklamowy” a czasem nawet i „promocyjny”, słyszeliśmy co-nieco z opowiadań znajomych lub rodziców, którzy już tę trasę przebyli.
Ale opowiadania czy zdjęcia – to nie to samo co rzeczywista wycieczka, obecność, zobaczenie, usłyszenie i przeżycie.
Na pokonanie tej trasy jest dość długi – ale jednak ograniczony, wyznaczony czas, czas który w tym wypadku ma swój początek i koniec. Koniec wycieczki. Trasa jest długa i urozmaicona, więc przyjmijmy, że to np. sześć godzin spaceru przerywanego zwiedzaniem atrakcji; galerii, zabytków, muzeów, pomników i budowli. Ten, kto układał program tej wycieczki, ustalił tam poszczególne punkty w odpowiedniej kolejności pod względem atrakcyjności oraz przewidział narastanie „apetytu” na atrakcje: to co turystę zachwyciło na początku, już by mu się tak bardzo nie spodobało w połowie trasy, bo „apetyt rośnie w miarę jedzenia”, w tym wypadku w miarę zwiedzania – apetyt na coraz bardziej ciekawe obiekty, coraz bardziej fascynujące doznania estetyczne itp. W odpowiedniej kolejności i odpowiednio rozłożone w czasie przewidzianym na całą trasę.

Widuje się różnych turystów, z różnym podejściem do tego zajęcia. Zajęcia – a może zadania? Bo może wycieczka jest zadaniem dla turysty…?
Bardzo często spotyka się turystów – oszołomów; ci startują ostro od początku wycieczki, albo i nawet z falstartem, lecą jak w amoku, pobieżnie i chaotycznie rozglądając się na boki, nie poświęcając wystarczającej uwagi mijanym obiektom i atrakcjom. Leci taki bezładnie, jakby chodziło o wyścig, pchany jakimś przymusem spieszenia się czy niecierpliwości… dlatego nie uzyskuje żadnej satysfakcji z poznawania kolejnych atrakcji; w galerii nawet nie rzuci okiem na Van Goga, może na chwilę zatrzyma się przed Rubensem, przez muzeum przeleci jak letni wiatr burzowy, nie wiedząc ani gdzie jest, ani po co właściwie… zresztą co go obchodzą jakieś mumie faraonów. Niektóre obiekty wręcz pomija bez zatrzymywania się, bo coś go pcha do przodu, byle dalej, byle szybciej, byle więcej. Turysta nerwicowy. Wycieczko-holik? A może po prostu – patałach? Patałach turystyczny. To takie „amerykańskie”: – Why wait?

To nieopanowanie, niecierpliwość, łapczywość czy skrajny konsumpcjonizm – ma swoje konsekwencje. Przede wszystkim – niewiele zobaczy, nic nie zapamięta i choć dojdzie do końca trasy – będzie miał poczucie jakiegoś oszukania, niedosytu, rozczarowania. Właściwie – nic nie widział, choć tam był. Niczego nie zapamiętał dość dokładnie, by to sobie odtworzyć w pamięci, rozkoszować się wspomnieniem. Pamięta tylko pośpiech, zadyszkę, obawę by „nie wpaść” – w coś lub na coś…
Na dodatek – podczas gdy inni uczestnicy tej trasy będą dopiero w połowie, on już się znajdzie na mecie. I co tam robić przez pozostałą cześć czasu? Nuda, rozczarowanie. Porozmawiać z tymi którzy są jeszcze w połowie – nie ma o czym (np. przez telefon), bo dla nich jeszcze nie istnieje to, co dla niego już jest oczywiste, oni jeszcze nie widzieli ani nie przeżyli tego co widział ten, kto już jest na końcu trasy. Co robić: do końca wycieczki jeszcze sporo czasu, chciałoby się coś, a tu koniec, The End (not happy), już nic nowego nie ma, „wszystko już było”… Powtarzać z nudów ostatni odcinek, oglądać do obrzydzenia ostatni zabytek na trasie? Co najgorsze – cofnąć się już nie można, jak nie można wrócić do czasów naiwnej młodości… Pozostaje tylko czekać i zazdrościć tym, co szli we właściwym tempie…

A ci co właściwie korzystali z trasy – podporządkowali się przewodnikowi, który tę trasę ustalił, wymyślił, stworzył. Szli ciesząc się coraz bardziej atrakcyjnymi miejscami, mając stale przed sobą perspektywę jeszcze ciekawszych, oglądali wszystko dokładnie, starali się wczuć w ducha miejsca i czasu. Umieli się zachwycić tym co widzą i słyszą obecnie, jak czymś najwspanialszym, choć za chwilę czekało ich kolejne miłe zaskoczenie, coś jeszcze wspanialszego, piękniejszego, intensywniejszego, wartościowszego, bardziej wysublimowanego. To co widzieli pozostawało w ich pamięci jako wspomnienie, wiedza, wrażenie. Oni doszli do końca trasy w chwili zakończenia wycieczki, nie nudzili się ani przez chwilę. Po zakończeniu wycieczki cała trasa była dla nich dobrym, pięknym i całościowym, życiowym doświadczeniem w całości zapamiętanym, żywym, stanowiącym o ich człowieczeństwie, o ich doświadczeniu i poziomie rozwoju.

Seks – w rozumieniu życia seksualnego (w ciągu całego życia z jednym, konkretnym partnerem) – jak wycieczka.
Czy muszę dokładnie rozszyfrowywać to porównanie... ?