MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

środa, 21 sierpnia 2013

Najbardziej rozumna w całym mieście (nie licząc małp).


Informacja prasowa 14.08.2013 godz. 12.45
„…Kobieta najpierw kąpała się w oczku wodnym w motylarni zamojskiego zoo, później wyjadała jedzenie małpom z misek prosząc o mięso a na koniec zażądała noża i straszyła pracownicę zamojskiego zoo. Takie zachowanie 30-latki z Zamościa zakończyło się interwencją policji. Okazało się, że kobieta ma problemy psychiczne. Trafiła do szpitala w Radecznicy. (…)”


* * *
Ogród zoologiczny w Zamościu po drugim etapie modernizacji stał się jednym z siedmiu Cudów Funduszy Europejskich. Dokładnie – pierwszym z nich, gdyż uzyskał najwięcej głosów w konkursie „Polska Pięknieje”. Statuetki wręczała zwycięzcom w Warszawie pani minister rządu Platformy Obywatelskiej – Wiesława Bieńkowska . Wartość inwestycji w tym ogrodzie przekroczyła już 20 milionów złotych. W tym roku do konkursu zgłoszono 311 projektów związanych z modernizacjami i renowacjami różnych obiektów. W ciągu minionych edycji konkursu ocenianych było już ponad 800 zgłoszeń takich projektów. „Jesteśmy dumni z tej statuetki. Serdecznie dziękujemy za wszystkie głosy – mówił po uroczystości dyrektor zamojskiego Ogrodu – Grzegorz Garbuz:
„… Trzeba się cieszyć tym co jest i dalej pracować na to, by w naszym ogrodzie znalazło się wszystko, czego potrzebują nasi klienci…”

* * * 

Szła z trudem, w ciasnych, rozklekotanych butach znalezionych gdzieś w dzielnicy willowej, gdzie bogate, piękne kobiety wystawiają kilkakrotnie użyte obuwie, dyskretnie – gdzieś przy furtce lub żywopłocie, wiedząc – że mogą się one jeszcze przydać innym… takim jak ona. Był potworny upał. Samo południe. Chyba ponad trzydzieści stopni. Zobaczyła w oddali jakiś park; wejdę tam… żeby choć trochę cienia, może jakaś ławka… dziwnie kręciło się coś w jej głowie, jakby wielki bączek dziecięcy, wahający się dostojnie na boki przy szybkich obrotach. Trzeba się schować, uciekać od tego słońca. Czuła swój pot, swój brud, nieświeżość z którą nie potrafiła się jeszcze pogodzić; wszystko kleiło się do niej, buty uwierały, boleśnie obcierały jej skórę na palcach i pięcie… byle do cienia, pod drzewa… Dość szybko dotarła do ogrodzenia parku, do otwartej na oścież furtki, którą minęła z wyraźną ulgą, wchodząc w cień pomiędzy drzewami. Tu było już chłodniej.
W miarę zagłębiania się w zieloność stwierdziła ze zdziwieniem, że dalszą drogę zamyka jej kolejne ogrodzenie, następna furtka. Park chroniony przed ludźmi? Zamknięty dla ludzi potrzebujących cienia, chłodu, odpoczynku, ciszy…? Nie; to niemożliwe, to jakieś nieporozumienie. W pobliżu za ogrodzeniem zauważyła coś jakby jeziorko otoczone roślinami, kwitnącymi liliami wodnymi, nad którymi unosiło się wiele motyli… Obrazek jak z bajki. To jest to, czego mi potrzeba – pomyślała, czując dreszcze na myśl o cudownej, orzeźwiającej kąpieli, chłodzie czystej i oczyszczającej wszystko wody. Lecz zamknięte; może to prywatne… zastanawiała się chwilę, dochodząc do widocznej w siatce ogrodzenia furtki. Nie: furtka jest zamknięta jedynie na cienki skobelek na łańcuszku, wkładany w otwór framugi; to pewnie – żeby bezpańskie psy nie wbiegały i nie brudziły trawnika… – pomyślała. Weszła zamykając grzecznie za sobą furtkę i podbiegła niecierpliwie do jeziorka. Było mniejsze niż się wydawało wcześniej; jakieś jakby oczko wodne, ale i to dobre, dobrze, że myślą o ludziach: zdjęła z ulgą te potworne pantofle, przysiadając na trawie nad brzegiem. Z kieszeni wypadła jej znaleziona rano puszka po piwie: skupują je na złom po 3,60 za kilogram; trudno nazbierać kilogram, bo faceci wszystko pierwsi uprzątają, rzadko kto wyrzuca, lecz za 3,60 można się najeść, można przeżyć dzień, więc warto zbierać…
Szkoda, że tu nie można się rozebrać, to miejsce publiczne, jeszcze policja się przyczepi – pomyślała, wchodząc do krystalicznej wody tak jak była; w bluzce i płóciennych spodniach za 2 zł z zaprzyjaźnionej ciuchbudy „Kopciuszek”. Cóż za ulga. Chłodna, czysta woda. Dar natury. Dar Boga – więc powinna być dla wszystkich, to dlaczego każą za nią płacić… Rozkoszowała się chwilę cudownym odczuciem, zmoczyła włosy… niestety było ciasno i zbyt dużo tych roślin podwodnych w których plątały się jej nogi przy każdym poruszeniu, na dodatek z dna podnosił się jakiś osad, mułek, woda stawała się coraz bardziej mętna; pięknie to wygląda, lecz mało praktyczne – pomyślała, gdy zrobiło jej się zbyt chłodno – wychodząc z trudnością na śliską trawę na brzegu. Daleko mi do rusałki… uśmiechnęła się sama do siebie. Za ciasno. Jak już „nasi” coś zrobią… Ubranie szybko schło w upalnym powietrzu, zapewniając jej jednak nieco więcej chłodu; woda parując pobiera energię i dlatego chłodzi, pamiętam ze szkoły… ucieszyła się jak dziecko… właśnie: energię; energia; poczuła się osłabiona, głodna, okropnie głodna. Kiedy ja jadłam… ? Nie mogła sobie przypomnieć.

W pobliżu zobaczyła jakieś pawiloniki; coś podobnego do kuchni albo zaplecza gastronomicznego i ustawione w pobliżu charakterystyczne opakowania po owocach. Kiosk? Spożywczy? Poszła z namysłem w tym kierunku, a buty! E… po buty wrócę później, niech je szlag… Faktycznie: coś – jakby kuchenka w kawalerce z czasów Gierka, wewnątrz przygotowane miski z owocami: przede wszystkim banany, gruszki, brzoskwinie, dużo pełnych misek… Pieniędzy nie mam! – przemknęło jej ostrzegawczo przez myśl, lecz oczu już nie mogła oderwać… Niestety nikogo, kogo można by się spytać, poprosić… Głód był silniejszy niż skrupuły i obawa, nie potrafiła się już opanować; najpierw spróbowała kawałek banana… potem najadła się tych owoców – po trochu z każdej miseczki; może nie zauważą… ? Ale może to jest przygotowane dla mnie? Poczęstunek dla gościa; zresztą: jeśli nie – może odkupię, oddam… odpracuję… bardzo chętnie…
Nagle zobaczyła inną kobietę; stała niepewnie w drzwiach wejściowych i patrzyła na nią szeroko otwartymi ze strachu oczyma; Co jest – małpę zobaczyła, czy co…? – pomyślała z irytacją. Dopóki nie jadła, było nie najgorzej, ale teraz – te owoce wcale nie zaspokoiły jej głodu a wręcz przeciwnie; dopiero teraz poczuła prawdziwy, wilczy głód. Zaatakował ją wściekle niewypowiedziany, niemiłosierny głód. Przepraszam panią, dzień dobry – powiedziała – jestem głodna, czy nie ma tu pani trochę wędliny? mięsa? Chciałabym zjeść mięso. Kobieta bąkała coś niezrozumiałego, że nie, bo jej „podopieczni” są wegetarianami, ale nie odchodziła od drzwi, nadal patrząc na nią z przerażeniem. No czego się tak boi! Wariatka, czy co…?! Zirytowało ją to, bezczynność ale i jakaś dziwna stanowczość tej kobiety, i jej strach – bez żadnego powodu. To może ma pani przynajmniej jakiś nóż, to jakieś mięso sama sobie znajdę… zażartowała złośliwie, mając nadzieję, że kobieta ocknie się z tego przerażenia, zachowa się jakoś po ludzku; zjadłabym konia z kopytami…. Konia? …Słonia! Albo słoninę. Najlepiej – z chlebkiem. Nagle przyszedł policjant w mundurze, zaczął się czepiać o coś, nagabywać, pytać… nawet nie chciała słuchać; gliniarzy najlepiej w ogóle nie słuchać, udawać że się ich nie widzi, traktować ich jak powietrze; może się rozwieją? Ten jednak niestety nie chciał się rozwiać a tym bardziej – odczepić; widocznie jednak to było miejsce prywatne… czyjś prywatny park… cholera, weszłam bez pozwolenia – pomyślała. Ale przecież nie było zamknięte, nie włamałam się… To widocznie nie było dla wszystkich ludzi a z pewnością nie dla mnie; nie byłam zaproszona. Założył jej kajdanki i poprowadził do… do karetki pogotowia ratunkowego? Ratunkowego? – Dlaczego! Przecież nic mi nie jest, aż taka głodna nie jestem… nieraz gorzej głodowałam i jakoś przeżyłam bez mięsa…
Przesadzają z tą opieką zdrowotną, lepiej jaką pracę by dali to sama się sobą zaopiekuję… Wyprowadził ją przez główne wejście, nad którym – wsiadając już do karetki – zobaczyła wielki baner reklamowy z napisem „Europejski Fundusz Zoologiczny” . A pod spodem – spore hasło:


Cud Funduszy Europejskich
Polska Pięknieje
Małpa – najlepszą inwestycją.

Małpa? A człowiek?
Co z ludźmi?!

Prawdziwi ludzie – płacą za bilet wstępu.
Resztę trzeba odizolować… dla bezpieczeństwa.

* * * 

Dedykuję pracownikom Ogrodu Zoologicznego w Zamościu.

______________________________________________________________
Przypisy:
http://zamosc.naszemiasto.pl/artykul/1868254,zamojskie-zoo-zostalo-cudem-funduszy-europejskich,id,t.html
http://zamosc.naszemiasto.pl/artykul/1963224,zamojskie-zoo-30-latka-kapala-sie-w-motylarni-i-wyjadala,id,t.html