MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

niedziela, 20 stycznia 2013

Przypowieści Jezusa; – wyjaśnienia czy zagadki?

Czytając Ewangelię nie sposób nie dostrzec niezwykle specyficznego, charakterystycznego sposobu publicznego wypowiadania się Jezusa – Pana i Nauczyciela, w trakcie jego wędrówek po dość dużym obszarze, którego centrum pozostawało jednak zawsze Jeruzalem. Jezus przemawiając często sięgał do analogii z życia tych którzy go słuchali, podając przykład „życiowy” – uproszczony ale mający lepiej uzmysłowić im to co chciał przekazać. Chciał być rozumiany i po to się wypowiadał. Wypowiedź taką – nazywamy przypowieścią.
Określenie „przypowieść” jest tłumaczeniem greckiego słowa „parabole” – co znaczy „położyć obok, porównać, przyporządkować”.
Z całą pewnością można powiedzieć, iż Jezus wychodził w ten sposób niejako naprzeciwko trudnościom słuchaczy, ludzi często prostych i niekształconych, niepiśmiennych. Znał i rozumiał ograniczenia słuchaczy i chciał im pomóc w łatwiejszym zrozumieniu sensu swoich słów. Często szczególnie zwracał uwagę otaczających go tłumów, informował o wielkiej wadze tego co mówi – krzycząc donośnie: "Kto ma uszy do słuchania – niechaj słucha!". Zrozumiałe i naturalne wydaje się, że zależało mu na tym, by być rozumianym, w znaczeniu „dania szansy” słuchaczowi a nie "zabiegania" o niego, narzucania się. Przemawiał - jako "moc mający" a nie jak inni żydowscy nauczyciele zakonu.
Pojęcie „przypowieści” kojarzy się właśnie nierozerwalnie ze sposobem wypowiadania myśli, rad czy pouczeń stosowanym przez Jezusa, gdy wokół niego zbierały się gromady słuchaczy; tłum pasterzy, rolników, robotników najemnych, niewolników, osób chorych czyli ludzi wobec których należało szczególnie dostosować sposób argumentacji. Chciał być rozumiany i czynił wysiłki by dotrzeć do tych którzy chcieli słuchać.
Znacznie trafniejsze niż „przypowieść” wydaje się stosowane czasem słowo „podobieństwo” – jak to spotykamy u niektórych translatorów Ewangelii; to określenie dużo lepiej wyjaśnia istotę tego zjawiska; "mówić w podobieństwach", za pomocą podobieństw.
Taka technika wypowiadania się jest zresztą także i współcześnie powszechnie znana i powszechnie stosowana, wcale nie tylko w sprawach religijnych i nie tylko w środowisku kultury żydowskiej. Jest to też bardzo podobne do zwyczaju cytowania tzw. „złotych myśli” lub „wielkich cytatów” np. chińskich, greckich czy rzymskich mędrców a nawet i tzw. przysłów – gdzie w jednym czy dwóch zdaniach zawarta jest jakaś prosta „prawda” dla wszystkich zrozumiała, którąś aby wyjaśnić komuś spoza tego kręgu językowego czy kulturowego – trzeba by użyć bardzo wielu słów i wyjaśnień, najczęściej też poszukujących podobieństw pomiędzy wiedzą czy świadomością mówiącego a słuchającego.
Sprawa wydaje się oczywista i w takim właśnie rozumieniu można omawiać „podobieństwa” stosowane w nauczaniu przez Jezusa. „Mówić podobieństwami” – to posługiwać się bardzo prostymi i zrozumiałymi przykładami z życia aby wyjaśnić inne trudniejsze lub abstrakcyjne dla słuchającego zagadnienia.

Podam przykład prosty i kompletnie niekontrowersyjny. To słynne „podobieństwo o dobrym samarytaninie”.
Przede wszystkim – po co ono zostało wypowiedziane; Jezus został zapytany przez pewnego znawcę Pisma – uczonego czyhającego na jakikolwiek pretekst (niezgodność słów Jezusa z prawem) by móc go oskarżyć – co miałby zdaniem Jezusa czynić by „dostąpić żywota wiecznego”. Chodziło oczywiście o to, czy Jezus odpowie zgodnie z prawem, czy powie coś niezgodnego, co mogłoby stać się podstawą do oskarżenia go o „zwodzenie ludu”, sianie zgorszenia itp. Jezus jednak odesłał go do treści zakonu – do Bożych przykazań tam zawartych jako gwarancji oczekiwanego sukcesu. Jednym z tych przykazań jest; „kochaj bliźniego swego – jak siebie samego”. Uczony ów – zawstydzony swoim postępowaniem, czując że jego podstępne intencje zostały rozpoznane, chcąc się niejako usprawiedliwić, że będąc uczonym pyta o sprawy tak podstawowe, poprosił o wyjaśnienie – kto jest jego bliźnim, kogo w myśl wspomnianego przykazania ma uważać za sobie bliźniego.
Co to znaczy: mój bliźni? Jak to wytłumaczyć w prosty sposób, w kilku zdaniach, mając za słuchaczy głównie ludzi prostych, niepiśmiennych… bo odpowiedzi Jezusa były przeznaczone dla wszystkich a nie tylko dla pytającego. By wyjaśnić abstrakt „mój bliźni” – Jezus posłużył się podobieństwem, przypowieścią, która w genialny sposób dawała odpowiedź możliwą do zaakceptowania. Owo zapytanie uczonego stało się dla Jezusa pretekstem dla wyjaśnienia tego wszystkim słuchającym. Mało tego: pozwalało znacznie rozszerzyć dotychczasowe znaczenie starotestamentowe.
W Starym Testamencie, w wyżej wspomnianej zasadzie moralnej ale i np. w prawie zabraniającym udzielania „bliźniemu” lichwiarskich pożyczek, rozumiano to bardziej jak „rodak”, członek tego samego narodu, „swój”, nie bezpośredni krewny a jednak ktoś bliski nam przez to, że należy do tej samej wspólnoty. Jezus jednak przedstawił podobieństwo w którym to członek innej wspólnoty i to takiej z którą Żydzi starali się zupełnie nie kontaktować – okazał się kimś bliższym niż owi „swoi”.
Przytoczmy więc ten piękny tekst jako ilustrację, bo przytaczania pięknych tekstów nigdy dosyć:

„(…) On jednak, dla usprawiedliwienia samego siebie, zapytał Jezusa: A kto jest moim bliźnim? W nawiązaniu do tego Jezus powiedział:
Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców, którzy go odarli, pobili pięściami i odeszli, zostawiając na wpół umarłego. Przypadkiem jakiś kapłan schodził tą drogą. Gdy go zobaczył, przeszedł na drugą stronę i minął. Podobnie i Lewita, gdy przyszedł na to miejsce, zobaczył go, przeszedł na drugą stronę i minął. Natomiast pewien Samarytanin, będąc w podróży, przechodził obok niego i gdy go zobaczył, zlitował się. Podszedł, obandażował jego rany, polał oliwą i winem, potem posadził go na swoje zwierzę, zaprowadził do gospody i zaopiekował się nim. Nazajutrz zaś wyciągnął dwa denary, dał je gospodarzowi i powiedział: Zadbaj o niego, a co ponad to wydasz, ja ci w drodze powrotnej oddam. Który z tych trzech, twoim zdaniem, okazał się bliźnim temu, który wpadł w ręce zbójców? On na to: Ten, który się nad nim zlitował.
Wtedy Jezus powiedział: Idź, i ty czyń podobnie. (…)” 
Mamy tu więc wymyśloną naprędce historyjkę, która się przecież nie zdarzyła, ale mogła się zdarzyć, była bardzo prawdopodobna i wiarygodna dla słuchaczy, bo tego typu sytuacje
(napady) – nie były rzadkością. To nie są fakty z jakiejś kroniki kryminalnej, tu nie ma żadnych innych okoliczności niż podane (wymyślone) przez Jezusa, który przedstawił tu celowo pewne prawdopodobne i przez siebie dobrane okoliczności, by wyjaśnić co to znaczy „być komuś bliźnim” i w ten sposób odpowiedział na zadane pytanie zrozumiale dla każdego. Jednocześnie – przykład jest bardzo plastyczny, bliski wiedzy, doświadczeniu czy świadomości słuchacza.
Oczywiście: ktoś tu mógłby zacząć dopytywać się; a gdzie była straż, a czy to dobrze, że Samarytanin nie gonił sprawców a zajął się ofiarą, a czy mu nie zaszkodził zalewając jego rany winem i oliwą, a dlaczego dał 2 denary za opiekę nad pobitym a nie więcej, a w ogóle to podejrzane jest – bo coś „za dobry” był dla innego mężczyzny… itp. Ale przecież nic takiego nie stało się; to jest tylko pewna „figura retoryczna” wymyślona dla wyjaśnienia i rozszerzenia starotestamentowego pojęcia „bliźni”. Tego się nie analizuje logicznie, prawnie tu nic nie musi się „zgadzać” z jakimiś kodeksami – bo to jest abstrakcyjny przykład – jedynie jako podtekst do wyjaśnienia głównej myśli dydaktycznej, ma być bliski życiu, praktyce znanej słuchaczowi i w ten sposób pomóc mu zrozumieć pojęcie abstrakcyjne.
Natomiast polecenie czy rada „Idź i ty czyń podobnie” jest bezpośrednią i dokładną odpowiedzią na wcześniej zadane przez uczonego pytanie „Co mam czynić by dostąpić żywota wiecznego” czyli po prostu – by wejść do Królestwa Bożego.
Tak też można czy nawet i należy traktować inne „podobieństwa” jakie spotykamy w Ewangelii. Widzimy tu specjalną technikę obrazowego wypowiadania się, mającą jak się wydaje jeden cel: maksymalną zrozumiałość, dostępność, możliwie najszerszy odbiór tego co mówił.

Niestety, nie jest to pełne wyjaśnienie zagadnienia. Jest inna szczególna przypowieść, która ma dodatkowy zaskakujący komentarz samego Jezusa i ona burzy całkowicie obraz przedstawiony powyżej. Nie znaczy to moim zdaniem, że to co do tej pory tu napisałem nie jest prawdą, nie jest słuszne. Okazuje się, że jest to obraz niepełny.
Mam tu na myśli równie znaną przypowieść o siewcy, którą przekazali ewangeliści za wyjątkiem Jana.
Tym razem w „podobieństwie” tym Jezus wyjaśniał, w jaki sposób rozpowszechnia się to, co ma do przekazania On a więc przez niego – Bóg – porównując to z ziarnem, które siewca rzuca na różnie podatną glebę.

„(…) Gdy gromadził się wielki tłum i [ludzie] z jednego miasta po drugim przychodzili do Niego, powiedział korzystając z przypowieści: [Pewien] siewca wyszedł rozsiać swoje ziarno. A gdy siał, jedno padło obok drogi i zostało zdeptane, a ptaki niebieskie zjadły je. Druga [garść] padła na skałę, a gdy wzeszła, uschła, gdyż nie miała wilgoci. Inna padła między ciernie, a ciernie razem z nią wyrosły i zagłuszyły je. Jeszcze inna padła na dobrą ziemię i gdy wzrosła, wydała plon stokrotny.
To mówiąc, wołał: Kto ma uszy, aby słuchać, niech słucha. (…)
Jego uczniowie zapytali go wprost jak należy rozumieć to podobieństwo. Po prostu – nie zrozumieli o czym mówi. Zapytali go także, dlaczego mówi do tłumu w przypowieściach a nie tak jak do nich.
Jezus im odpowiedział:
Wam dane jest poznać tajemnice Królestwa Bożego, pozostałym jednak – w przypowieściach, aby patrząc – nie widzieli a słuchając – nie kojarzyli.
W innym tłumaczeniu Łukasza jest to jeszcze bardziej obrazowo wyjaśnione:
Wam [uczniom] dane jest rozumieć tajemnice Królestwa Bożego. Innym zaś mówi się w przypowieściach, ażeby patrzyli a jednak nie widzieli, żeby słuchali a nie rozumieli.
Po tym – podał swoim uczniom dokładne wyjaśnienie, czego dotyczyła wspomniana przypowieść.
Niestety, jak się wydaje – zaprzeczałoby to temu, co napisałem powyżej, dopatrując się w stosowaniu przypowieści czy podobieństw jedynie dbałości o maksymalną zrozumiałość, dostępność. Mamy tu przecież stwierdzenie „biegunowo” przeciwne: w podobieństwach mówi się do niektórych słuchaczy, właśnie po to by nie mogli zrozumieć, by im to utrudnić. Albo też dlatego, że nie potrafią słuchać, że nie chcą rozumieć, że są zamknięci na te słowa. Poszczególne wersje Ewangelii nie są tu niestety zgodne, więc porównywanie tekstów „kanonicznych” niczego nie wyjaśnia. Problem w tym, że Łukasz użył tu słowa „hina” to znaczy – aby (ażeby): „… Innym zaś mówi się w przypowieściach, ażeby patrzyli a jednak nie widzieli, żeby słuchali a nie rozumieli…”, tak samo – ewangelista Marek, natomiast Mateusz użył tu słowa „hoti” to znaczy – gdyż (bo).
„… Dlatego w podobieństwach do nich mówię, gdyż patrząc – nie widzą, a słuchając – nie słyszą i nie rozumieją.
W pierwszym przypadku daje to uzasadnienie zamiaru, a w drugim – uzasadnienie skutku.
Wygląda więc na to, że dokładne zrozumienie nauk Jezusa nie było z założenia przeznaczone dla wszystkich… Albo może raczej – było w zamyśle dla wszystkich przeznaczone, lecz niektórzy tylko okazali się nienastawieni negatywnie, zdolni do zrozumienia.

Błędem by było jednak uważać, że Jezus mówił celowo niezrozumiale, utrudniał zrozumienie. W Ewangelii Mateusza jest to spójne i logiczne:
Wam [uczniom] dane jest poznać (zrozumieć) tajemnice Królestwa Niebieskiego, ale tamtym nie jest dane. Dlatego w podobieństwach do nich mówię, bo patrząc nie widzą a słuchając nie słyszą i nie rozumieją. I spełnia się na nich proroctwo proroka Izajasza (*), które powiada: będziecie stale słuchać a nie będziecie rozumieli; będziecie ustawicznie patrzeć a nie ujrzycie; albowiem otępiało serce tego ludu, uszy ich dotknęła głuchota, oczy swe przymrużyli, żeby oczyma nie widzieli, i uszyma nie słyszeli, i sercem nie rozumieli i nie nawrócili się a ja żebym ich nie uleczył.
Izajasz prorokował setki lat wcześniej, że Chrystus gdy przyjdzie, nie będzie słuchany ani rozumiany. Jezus tylko potwierdził to (jak i inne) proroctwo.

Szczególne światło na tę skomplikowaną sprawę rzuca inna wypowiedź Jezusa, w Ewangelii Mateusza należąca do wspomnianego wyżej wątku a u Łukasza obdarzona odrębną przypowieścią i ją puentująca.
Mianowicie Jezus powiedział też do uczniów: Wam [uczniom] dane jest znać [zrozumieć] tajemnice Królestwa Bożego, ale tamtym [ludowi] nie jest dane. Albowiem kto ma, temu będzie dodane i obfitować będzie, a temu kto nie ma, i to co myśli że ma – będzie zabrane.
Kto zajmie odpowiednią postawę otwartości na słowo Boga jakie wypowiada on poprzez Jezusa, kto potrafi dostrzec i docenić dobro, potrafi kochać Boga i ludzi, chce wiedzieć i rozumieć, potrafi uwierzyć, zaufać, potrafi pozostawić wszystko co jest obciążeniem a podążyć za wizją Królestwa Bożego, cieszy się i chłonie, wykorzystuje każdą chwilę obcowanie z Jezusem, słuchania go i widzenia jego uczynków – ten będzie doskonale rozumiał słowa Jezusa; ma „uszy do słuchania”, jest blisko Królestwa Bożego.
W innym przypadku, jeśli jest zamknięty, skostniały, zacietrzewiony w swoim skrupulatnym widzeniu przepisów starego prawa i stawianiu ich ponad miłosierdzie – nie zdoła zrozumieć słów przypowieści, nie uwierzy nawet własnym oczom patrzącym na cudowne czyny miłosierdzia, nie pozwoli sobie pomóc odtrącając pomocną dłoń, obstając przy swoich błędach wynikających z chciwości; nawet jeśli sam uważa się za bogobojnego i sprawiedliwego – będzie to zweryfikowane negatywnie, nie zyska tego co wartościowe i nieprzemijające a straci to co wydawało mu się jego zdobyczą.
Ta myśl powtarza się na wiele sposobów, pojawia się w innych przypowieściach.

To co tu napisałem – to moja własna interpretacja, ale jak sądzę – uzasadnia ona tę pozorną rozbieżność, tłumaczy zarówno to „ażeby” jak i „gdyż”, tłumaczy zarówno rolę przypowieści – wyjaśniającą i ułatwiającą zrozumienie jak i trudności z nimi związane.
Trzeba też pamiętać, co wynika jak sądzę z całego Pisma – Ksiąg Starego i Nowego Testamentu, że chodzi o Naród Wybrany. Jaki jednak charakter ma owo "wybranie"? Być może planem Bożym było powołanie i wybranie narodu, który zostanie w ciągu kilku wieków przygotowany do tego, by w żadnym wypadku nie mógł przyjąć Chrystusa, zobaczyć go w Jezusie, synu cieśli – jak mniemali, urodzonym w Betlejem, uwierzyć że to on jest Chrystusem czyli długo oczekiwanym Mesjaszem. Jezus musiał być odrzucony, niezrozumiany, niesłusznie oskarżony, znienawidzony "bez powodu" i ukrzyżowany; jak pisze Łukasz w scenie ukazania się Jezusa rozmawiającym ze sobą uczniom idącym do miasteczka Emaus: „O głupi i gnuśnego serca, by uwierzyć we wszystko co powiedzieli prorocy! czyż Chrystus nie musiał tego wycierpieć, by wejść do chwały swojej?”

(*) – Iz 6,9-10; 29,10; 44,18.
.
.
„Przypowieść o dobrym Samarytaninie” – płaskorzeźba na ścianie budynku w Lubece (Lübeck). Fot. Paweł Antoni Baranowski