MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Przypowieści ewangeliczne i ich zrozumienie.

Wiele razy czytałem Ewangelię, stale powracając chyba najczęściej do Łukasza i Mateusza. Czytałem z przyjemnością a więc i bez wysiłku – dla ich ogromnego uroku który mnie urzekł już w dzieciństwie. Ewangelia jest szczególnym przekazem, do którego się chętnie powraca bez cienia znudzenia czy przesytu, za każdym razem odnawiając z przyjemnością swoje własne wyobrażenia miejsc, zdarzeń i osób tam przedstawianych.
Uczniowie Jezusa ledwie zdawali sobie sprawę z wyjątkowości tego w czym uczestniczą, aż Nauczyciel musiał zwrócić ich uwagę na ten fakt, mówiąc im na osobności: „Błogosławione oczy które widzą, co wy widzicie. Powiadam wam; wielu proroków i królów pragnęło zobaczyć to na co wy patrzycie a nie ujrzeli, i słyszeć co wy słyszycie a nie usłyszeli”.
Postać Jezusa, jego słowa i czyny są oczywiście najważniejsze, bo jest on Panem i Nauczycielem. Ale też – jak to określił sam Jezus – każda, nawet niewymieniona tam z imienia postać występująca w Ewangelii oznacza kogoś szczególnie szczęśliwego, wyróżnionego, wybranego, wyniesionego nawet ponad wielu królów i proroków – poprzez sam fakt obecności tam, możliwość widzenia i słuchania Jezusa. Prócz zawartości merytorycznej.
Ewangelia jest piękna i polski przekład przekazuje ten urok.
I właśnie wersje tłumaczeń z czasów mojego dzieciństwa pozostały dla mnie najwartościowsze pod względem tego jakiegoś niesamowitego piękna języka, tajemniczego, nieuchwytnego poprzez analizę – uroku słów, określeń czy opisów; choćby słynne ptaki niebieskie; pewnie zwykłe szare wróbelki, ale jednocześnie całkiem niezwykłe, bo są „spod nieba” – czyli niebieskie… albo te dziecięta, które Jezus przygarnął kiedyś do siebie z miłością i wręcz postawił za najlepszy wzór swoim uczniom, doświadczonym mężczyznom i usługującym mu swoim majątkiem kobietom, starcom niejednokrotnie uznawanym za mędrców; wzór gotowości na wejście do Królestwa Bożego.

Każdy kto tego doświadczył, ma zapewne jakieś swoje wyobrażenia, inspirowane też często obrazami o tematyce ewangelicznej malowanymi „od zawsze” przez genialnych malarzy, inspirowane jakimiś współczesnymi, kolorowymi ilustracjami do Biblii z których słyną np. wydawnictwa tak zwanych Świadków Jehowy a nawet i doskonałymi niejednokrotnie przedstawieniami scen z Ewangelii funkcjonującymi w postaci tzw. drogi krzyżowej, której „stacje” (wybrane charakterystyczne sceny) przedstawione na freskach, płótnie lub w postaci reliefów (płaskorzeźb) rozmieszczane są na ścianach nawy głównej kościoła, w części przeznaczonej dla przychodzących tu ludzi (czyli – dla ludu).

Piękno epizodów i scen Ewangelii oraz języka je opisującego – to jedno; ważna jest jednak przede wszystkim treść a więc i jakość merytoryczna przekładu.
Język przekładów musi być uwspółcześniany co jakiś czas, gdyż inaczej Ewangelia szybko przestałaby być nawet jako tekst zrozumiała, szczególnie dla najmłodszych jej czytelników. Cały ogromny problem polega przy tym na piętrzących się przed tłumaczem trudnościach w sferze językoznawczej dotyczącej starożytnej greki i języka aramejskiego, przepastnych różnic kulturowych, historycznych, geograficznych, sporych wbrew pozorom luk w naszej wiedzy o starożytności, wywołujących też spory naukowców – promujących zawsze własne teorie.
Włączając w to zasoby biblioteczne, dostępnych jest bardzo wiele wersji tłumaczeń opartych na rzymskokatolickiej tradycji tłumaczeniowej, ale i wiele wersji katolickich nie związanych z Rzymską Stolicą Biskupią, wersji poza-katolickich itp. Różnice treści dotyczą więc nie tylko jakości przekładu ale i założeń teologicznych (doktryny) danego środowiska religijnego kształtujących proces tłumaczenia a więc w rezultacie i treść. To ważne spostrzeżenie, bo bardzo by się mylił ktoś, kto by mniemał, że każde (profesjonalne, rzetelne naukowo) tłumaczenie tekstu powinno dać taki sam efekt, tak jak różne metody poprawnych działań matematycznych zmierzających do rozwiązania określonego zadania muszą dać ten sam wynik.
Ograniczając jednak to rozważanie do katolicyzmu i protestantyzmu – różne wydania Biblii (głównie interesują mnie tu Ewangelie) potrafią bardzo się różnić i to nie tylko w drugorzędnych szczegółach ale i we fragmentach mających zasadnicze znaczenie. Wystarczy tu wspomnieć, że np. nie wszystkie księgi starotestamentowe kanonu rzymskiego są uznane w kanonie protestanckim, a protestanckie tłumaczenia stanowią uznawany standard.

Wspominam o tym wszystkim – tytułem wstępu – zupełnie nieprzypadkowo.
Piszę to wszystko w związku z zaskakującym mnie aktualnie spostrzeżeniem; pomimo wielokrotnego czytania Ewangelii ciągle można w niej znaleźć fragmenty trudne do zrozumienia, zaskakujące czytającego wyraźnym i uderzającym w chwili czytania „brakiem logiki”, zdaniami których w pierwszym odruchu nigdy byśmy nie przypisali Jezusowi a wręcz uznali taki pomysł za obelgę. To oczywiście nie jest żadna „magia”; po prostu to my się zmieniamy, dojrzewamy, ogarniamy coraz więcej naszym rozumem i uczuciem, poszerza się horyzont naszego pojmowania - jeśli tego pragniemy. Zapewne; między innymi także i na skutek poprzednich chwil poświęconych lekturze Ewangelii czy medytacji o jakimś jej fragmencie.
Jest to możliwe, bo działa tu ciekawa a nie zawsze dostrzegana własność rozumu ludzkiego: jeśli jakiś problem nas autentycznie zainteresuje, zaangażuje, zajmuje naszą uwagę poprzez aktywne myślenie o tym, porusza nasze emocje – to proces analizowania nie kończy się wraz z zajęciem się inną sprawą, przeniesieniem naszej uwagi na coś innego, a jest on kontynuowany jako nieświadomy (podświadomy) dużo dłużej, także i w czasie snu, aż do osiągnięcia jakiegoś rozwiązania, które uznamy za zadowalające. Trwa to nawet miesiącami. To zjawisko znane psychologii, wyjaśniające przypadki tzw. nagłego „olśnienia” zrozumieniem, często właśnie we śnie. Nagle uderza nas jasne zrozumienie czegoś, albo odwrotnie; dostrzeżenie dotychczas niezauważonego fragmentu kompletnie niezrozumiałego; nagle uderza nas nasze niezrozumienie.
Uważamy więc często, że znamy dość dobrze Ewangelię, nagle jednak mimo to mówimy: to niemożliwe! Jezus nie mógł tak powiedzieć! Jest tu jakaś pomyłka! Tu musi być jakiś błąd – jeśli nie współczesnego tłumacza to pisarza ewangelisty – często także będącego tłumaczem – jak Łukasz, spisujący na bieżąco opowiadania Apostoła Pawła z jednoczesnym ich tłumaczeniem na grekę koine.
Takie też i bywają komentarze do trudno zrozumiałych fragmentów publikowane nawet przez księży katolickich; tego nie da się zrozumieć, bo ewangeliści jako pisarze i tłumacze też nie byli ideałami, nie sprawdzali dokładnie spójności całego tekstu prawdopodobnie redagując (kompilując) go z wielu bardzo różnych fragmentów innych autorów, nie byli dość drobiazgowi w korekcie, po prostu mogli się pomylić… Cóż;… trudno poważnie traktować takie stanowisko, podobnie jak i słynną wersję pewnej piosenkarki – celebrytki, wspominającej kiedyś publicznie o „napruciu się winem” i „najaraniu jakimiś ziołami” – jako genezie Ewangelii.

Po takim wstępie chciałbym w kilku oddzielnych felietonach przeanalizować niektóre przypowieści Jezusa zawarte w Ewangelii a stanowiące treść jego nauczania, nigdy nic nie tracącego z aktualności i mądrości.