MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

czwartek, 15 marca 2012

Ekonomia Społeczna? Ekonomia Neoliberalna…? A może po prostu zwyczajna, cywilizowana ekonomia?

Istotną i nade wszystko zadziwiającą cechą sytuacji w Polsce w ciągu minionych kilku lat jest moim zdaniem to, że pewnej grupie ludzi uważających się za polityków i mających też takie ambicje udało się wmówić prostej gawiedzi, zwanej czasem „opinią publiczną”, że wszelka polityka z jej ideologicznymi podstawami (założeniami) skończyła się nieodwołalnie w chwili rozwiązania PZPR i słynnego „wyprowadzenia sztandaru ze łzami w oczach”. Potem nastały jak twierdzono „rządy fachowców”, a to pod maską Solidarności do kiedy się opłacało pod nią podszywać, zanim się zaczęło opłacać zniszczenie jej, a to pod przebraniem reformatorów posługujących się rzekomo wyłącznie ekspertyzami i opiniami naukowców ekonomistów zachodnich a w każdym razie – "całkowicie apolitycznych" ekspertów…
Wreszcie – platforma Obywatelska; już sama nazwa taka swojska, neutralna, taka organizacja działająca dla wszystkich obywateli jednakowo, otwarta na wszelkie pomysły i potrzeby każdego… Nowoczesna i zadziwiająco skuteczna propaganda zaczęła trąbić, że władza po prostu reformuje czyli naprawia i ulepsza to co pozostawiła po sobie tak zwana „komuna” no i nie zniszczyli oraz nie rozkradli pierwsi „działacze” z ryjami w korycie, że już od teraz nie ma żadnej polityki ani ideologii, bo państwo podporządkowuje się wyłącznie nowoczesnym zachodnim gospodarczym i finansowym pomysłom organizacyjnym w sensie czysto praktycznym, prawom ekonomii która jest nauką ścisłą, matematyczną a więc z zasady – przeciwieństwem podejścia ideologicznego…

Można uznać za naturalne, że wielu ideologów szczerze uważa swoją ideologię za "naturalność", coś absolutnie obiektywnego i oczywistego, ale nie chodzi tu o samopoczucie ideologów. Jeśli ktoś miałby mieć jeszcze jakieś resztki wątpliwości, to wystarczy jedno słowo – klucz do ich usunięcia: kryzys. A „kryzys” to przecież coś zewnętrznego, siła wyższa, coś „obiektywnego” tak jak awaria techniczna, tsunami czy zaćmienie Słońca… Może w tym właśnie tkwi wyjaśnienie braku „oporu” społecznego przeciw postawom antyspołecznym władzy. A zjawisko to - co niepojęte - trwa od wielu lat; pisałem o tym już wielokrotnie, ostatnio ujmując w formie pytania: dlaczego barany nie beczą. Barany – prowadzone na rzeź. Właściwie nie jest dla mnie tak bardzo dziwne, że ta manipulacja powiodła się, że większość rodaków zmęczona „ustrojem politycznym PRL” dała się nabrać, wzięła tę obecną "bezideowość" za dobrą monetę, uwierzyła wbrew oczywistym faktom w „pozaideowość” rządu; panowała zrozumiała przecież – szczególnie wtedy – potrzeba normalności…
A „normalność” wymaga punktu odniesienia by ją ocenić. W sytuacji jednostki – niestety najczęściej ona sama jest dla siebie punktem odniesienia - jako wzór, do którego porównuje wszystko inne i ocenia to pod względem zgodności na zasadzie; im bardziej coś się różni ode mnie – tym jest dla mnie "dziwniejsze", czyli… mniej normalne. To pozwala wyeliminować zdziwienie różnorodnością a jednocześnie daje doskonałe i niewyczerpane źródło samousprawiedliwienia. Dlatego w tym kraju każdy jest normalny dla siebie a wszyscy inni są mniej lub bardziej nienormalni.
W przypadku interesujących mnie szczególnie spraw, można sobie efekt wdrażania ideologii wytłumaczyć łatwo przyczynami „obiektywnymi” na gruncie jednostkowym. Na przykład praca; łatwo jest o taki sposób myślenia: … ja bardzo długo się uczyłem, rezygnowałem z wielu przyjemności, ciężko pracowałem w szkole, na uczelni, na swoje wykształcenie choć miałem pod górkę i wiatr w oczy, więc teraz pracuję bez obaw o przyszłość, zarabiam ponad pięć tysięcy z których dwa mogę inwestować lub odkładać na lokatę, ale przecież zasłużyłem, zapracowałem, należy mi się. A ci bezrobotni – widocznie nie włożyli tyle wysiłku, nie odmawiali sobie tak jak ja, oni zasłużyli na brak pracy a więc i na brak środków do życia, sami są sobie winni; „nie chciało się nosić teczuszki to teraz trzeba nosić paczuszki”…;każdy jest kowalem swojego losu więc jeśli nie użebrzą na przetrwanie to muszą "odejść"... – więc gdzie tu jakaś ideologia, polityka… Jest w każdym razie proste wyjaśnienie; ja – normalny a oni inni niż ja, więc jacyś dziwni, nienormalni z tą swoją biedą, zależnością od pracy najemnej, brakiem perspektyw…
Fajnie. Tylko, że… to już jest ideologia. Ideologia to przecież zbiór jakichś poglądów stanowiących założenie wstępne dla podejmowanych działań, jeśli działania podlegają w danej sprawie i w danych okolicznościach jakiemuś wyborowi.

Ideologia to „klucz do decyzji” i jest to ważne szczególnie w sprawach bezpośrednio dotykających życia „zwyczajnego” obywatela. A więc – Platforma Obywatelska w Polsce realizuje obecnie konkretną ideologię. Jaka to jest ideologia…? To oddzielny temat, delikatnie mówiąc dyskusyjny. Nie mam zamiaru wdawać się tu w tym tekście w takie rozważania a tym bardziej taką dyskusję. Dla mnie jest tu ważne przede wszystkim to, by przekonać czytelnika, że rzeczywistość która go otacza, jego bezrobocie, jego stan materialny, jego wszelkie problemy bytowe – wynikają nie z obiektywnych praw ekonomii jako nauki a z pewnej konkretnej ideologii, która jest realizowana przez władzę – sterując ekonomią na zasadzie „założeń wstępnych”. Przedsiębiorcy robiącemu dziś szybkie i dobre interesy nie muszę tego tłumaczyć, więc nie tłumaczę... W tym wymiarze można to porównać do gospodarowania budżetem domowym; jest tyle ile jest (PKB) a ile i na jakie potrzeby wydać, na co to przeznaczyć a jakich potrzeb nie finansować z tych środków - to już jest decyzja gospodarza, jedna z niezliczonej ilości wersji takiej decyzji. To - którą z wielu możliwych wersji się wybiera, zależy od założeń wstępnych, czyli od profilu ideologicznego władzy. Jeśli to zostanie zrozumiane, to powróci też do świadomości ludzi prosta refleksja; skoro ta ideologia daje takie efekty, to inna ideologia mogłaby dać inne efekty, na przykład lepsze dla mnie, dające mi możliwość przetrwania bez istotnego szkodzenia innym, więc… Można to odnieść zarówno do tego, co dobre, co jest zdobyczą przemian ale też i do tego co realizowana ideologia uznała za koszt. Coraz większą karierę robi ostatnio pojęcie „ekonomia społeczna”. To po prostu nowa szufladka w systemie nastawionym na szufladkowanie. Mam wrażenie, że kariera tego określenia jest doraźną reakcją na „antyspołeczność” ekonomii sterowanej realizowaną przez władzę obecnie ideologią. Już sama taka ideologia narzuca poszukiwanie przeciwieństwa.
Ekonomia społeczna utożsamiana jest głównie z przedsiębiorczością społeczną, czyli tym segmentem przedsiębiorczości przeznaczonym dla osób wykluczonych społecznie i zawodowo; dla osób pozbawionych prawa do normalnego zatrudnienia poprzez ideologicznie sterowane zachowania przedsiębiorców. W ekonomii społecznej nie liczy się maksymalizacja zysku a raczej pomoc w zdobywaniu podstawowych środków do życia. Przyjmuje ona często formę spółdzielni zakładanych przez samych zainteresowanych, często w systemie dotowanym lub w inny sposób wspomaganym z zewnątrz. To jakby inny świat w którym nie obowiązują drapieżne, bezwzględne prawa a raczej społeczny, ludzki wymiar życia. Pojęcie pobocznej "ekonomii społecznej" sankcjonuje jakby wprost, że ta "główna" ekonomia jest i musi być "niespołeczna" czy wręcz "antyspołeczna", na przykład ma prawo i musi tworzyć owych wykluczonych, bezrobotnych, pokrzywdzonych, bezdomnych, czyli wszystkich tych z którymi trzeba później "coś zrobić" dzięki "ekonomii społecznej", bo nie wypada w XXI wieku w centrum Europy tak po prostu "dać im zdechnąć" by potem "tanio" ich pochować na państwowym cmentarzu na koszt gminy; trzeba z nimi zrobić coś, czego ta zasadnicza ekonomia zupełnie nie przewiduje. Jeśli nie pomnażają kapitału jakiegoś kapitalisty - to po prostu nie istnieją. Przypuszczać więc można, że renesans tego pojęcia wynika z reakcji na wady gospodarki opartej na ekonomii neoliberalnej, z jej kultem „wolnego rynku” który wolny nigdy nie jest, z niechęcią do ingerencji państwa w gospodarkę, czyli negowaniem roli interwencjonizmu państwowego jako działań korygujących w sytuacji skrajnych społecznych sprzeczności.

Wspomniałem o tradycjach szufladkowania, bo widać tu absurdalne i jakby podświadome, pozarozumowe założenie, że zasady ekonomiczne funkcjonujące aktualnie mogą zawsze pochodzić wyłącznie z tej lub z innej „szufladki” – zależnie od ideologii politycznej jaka ma rolę wyznacznika. Dokładnie tak samo szufladkuje się postawy polityczne i to nie tylko w rozumieniu "upychania" wszystkiego na siłę do którejś z istniejących "szufladek" a także - do zapobiegania powstawaniu "szufladek" nowych. Tyle, że tworzenie takich dualizmów na zasadzie przeciwstawień skrajności – jest bezsensowne i co najważniejsze, nie jest nieuniknione. Ekonomia społeczna wydaje się świadomym i celowym tworzeniem "niszy dla ludzi" w tym świecie gospodarczym, ale przecież to świat gospodarki musi być dla ludzi a nie jakieś nisze na peryferiach, skanseny człowieczeństwa w świecie tej „prawdziwej ekonomii”.
Jeśli gospodarkę społeczną przyrównać do pięknego parku w którym wszystko jest przewidziane, jest na właściwym sobie miejscu, wszystko jest przepiękne i bezpieczne, landrynkowe, zadbane aż do przesady, przesłodzone aż do nudności, czyli mówiąc kolokwialnie – ewidentnie „przedobrzone”, a gospodarkę liberalną - do dzikiego uroczyska, ścisłego rezerwatu przyrody gdzie obowiązują „prawa puszczy” gdzie jak coś nie może stać, to się przewraca a jak się przewróci to po prostu leży i i nikt nie ma prawa w to ingerować nawet w obronie życia, funkcjonujące dziko z punktu widzenia człowieka wyłącznie na zasadach "sztuki przetrwania" - to musielibyśmy przyznać, że ani pierwsze ani drugie środowisko zupełnie nam nie odpowiada, co nie znaczy, że nie posiada żadnych zalet...

Ale dlaczego to nasze normalne codzienne środowisko miałoby być jedynie albo takie, albo takie. Dlaczego tego nie połączyć dzięki minimalnemu (koniecznemu) kompromisowi. Po co ludzie mają się miotać pomiędzy skrajnościami w których ten albo tamten ginie, wyborami z uporem maniaka szufladkowanymi i ograniczanymi wyłącznie do tychże szufladek. Dlaczego ekonomia musi być albo „społeczna” albo „antyspołeczna” – jak byśmy zakwalifikowali to co się obecnie dzieje w naszym kraju. Dlaczego władza musi albo gnębić i zwalczać przedsiębiorców, albo - w interesie elity przedsiębiorców - spisywać na straty całe pokolenia, spychać do śmietnika setki tysięcy ludzi tylko za to, że np. mają już ponad 50 lat życia. Dlaczego demokratyczna władza nie może stworzyć systemu państwa prawnego dobrego dla wszystkich obywateli, czyli po prostu prawdziwej republiki (Rzeczypospolitej). Przecież to jest nie tylko możliwe, ale wręcz zapisane w idei rozwoju cywilizacji ludzkiej... Uważam więc, że istnieje coś takiego jak EKONOMIA i nie potrzeba tu dodawać żadnych przymiotników. Pomijając fakt, że ekonomia jest zawsze jakimś etapem rozwoju nauki a więc z natury zawsze doraźnie rozpatrywana ma charakter pewnego eksperymentu, w centrum zainteresowania każdego pola działalności ma być człowiek. Każdy człowiek.

Ktoś tu natychmiast powie, że człowiek to przedsiębiorca a ten ma swoje interesy kolidujące z interesem innych ludzi będących na poziomie pracowników najemnych... Przedsiębiorca powinien być wykształcony na światłego obywatela i ma prawo a może i obowiązek mieć "swoje interesy", podejmuje duży wysiłek i ryzyko dla siebie ale jego działanie i powodzenie ma też wymiar społeczny, bo jakoś wpływa na sytuację ogólną. Podobnie jak postawa obywatela żyjącego z zapłaty za pracę wykonywaną dla przedsiębiorcy.

Państwo - jako system prawny i system instytucji prawo stanowiących i wykonujących jest przecież z zasady "dla dobra"; - ma za zadanie pogodzić te interesy na zasadzie kompromisu, stwarzając środowisko zdatne dla wszystkich. Dlatego państwo musi być neutralne ideologicznie. Albo inaczej - ideologia uznawana i realizowana przez państwo musi być oparta na podstawowej zasadzie neutralności poprzez kompromis. Tylko wtedy można mówić o republice. To oczywiście oznacza pewne ograniczenia narzucane przez państwo jako "arbitra" interesów jednostkowych, ale mowa tu przecież nie tyle o ograniczeniach sensu stricto a raczej o "ramach" które są niezbędne i nad którymi dyskutować nie wolno, które nie powinny w cywilizowanym świecie podlegać dyskusji.
Nie jest to idealizmem ani fantastyczną mrzonką; początki kapitalizmu np. na Pomorzu (Królestwie Pomorskim a potem Provinz Pommern znają takie przypadki i takich kapitalistów. Wszyscy lubimy i chcemy być wolni. Wolność to pewna idea z natury nigdy do końca nie dająca się zrealizować i to jest oczywiste, ale na poziomie podstawowych jej własności trzeba wreszcie uznać, że pojęcie to jest najczęściej źle rozumiane, bo odnoszone przez jednostkę wyłącznie do siebie, do własnego "ja". Mówimy; ja jestem wolny, dlatego ja mogę czynić to co chcę, bo ja mam ogromne, w zasadzie nieograniczone prawa i możliwości. Ale to jest zasadniczy błąd. To w y p a c z e n i e ! Nawiasem mówiąc - to anarchia. W rzeczywistości - wolność dla mnie oznacza, że inni mogą czynić to co oni chcą, inni mają ogromne prawa, ale ograniczone minimalnie jedynie... moją wolnością. Moimi prawami. Inaczej więc - wolny wśród wolnych jest ograniczony ich wolnością. Uznanie i zachowanie mojej wolności jest dla innych jedynym, minimalnym ograniczeniem. I wzajemnie.

Wspominam o tym, bo to podstawowa zasada normalnej ekonomii, tej bez zbędnych przymiotników. Wolność powodująca deptanie wolności innych - to faszyzm. Czy władza Platformy Obywatelskiej powoduje faszyzację ekonomii, podporządkowując wszystko "elicie" wybrańców? Ekonomia z natury niejako ma być i musi być "społeczna" i to w tym szerokim znaczeniu humanistycznym a nie wąsko pojętej "niszowości" jakiejś specjalnej "ekonomii społecznej" jak to widzimy dziś w próbach łagodzenia dramatycznej sytuacji społecznej zafundowanej nam przez władzę. To nie jest proste, ale dziś ci którzy nie wiedzieli jak spełnić tę niezbędną choć naturalną rolę państwa - wymyślili sobie alibi; nazywa się ono "niewidzialna ręka rynku"...