MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

środa, 8 lutego 2012

Nadzieja…

Droga do pracy bez sensu, 
Bezsensownym tramwajem 
O bezsensownej godzinie. 
Znów – gigantyczny wysiłek, 
By szczelnie odgrodzić się tamą 
Od rzeki cudzych emocji. 
Nie wyśmiać na głos pozerów. 
Szczerze się od-uśmiechnąć 
Na miłe, nieszczere słowa. 
Zupełnie się nie przejmować 
Wiekuistym bałaganem, 
Nienaruszalnym absurdem. 
Zrobić coś, by już nie musieć... 
... A może to wszystko nieważne? 
Nieważne, że nieważne...!

Na tle szarości za szybą 
Nagły odblask błękitu: – 
To tylko anioł z nieba 
Na maminych kolanach. 
Ma płaszczyk, warkoczyki, 
Wpatrzone we mnie badawczo 
Wielkie niebieskie oczy 
Prześwietlają mą duszę 
W poszukiwaniu prawdy.
 
Niespodziewanie – pytanie: 
– Mamusiu! 
Czemu ten pan jest taki smutny?
Mamusia jest zaskoczona ! 
Sytuacja – niezręczna: 
„Czasami – kochana córeczko... 
Czasami tak bywa; no cóż... 
O! choćby ty: – pamiętasz 
Jak zdechł ci chomik Gryzuś? 
Też byłaś bardzo smutna...”

– Ach, tak... ?
Myśl o kochanym zwierzątku 
Jak chmura burzowa zasnuwa 
Błękitne niebiańskie okna. 
Lecz zjawia się w nich za chwilę 
Iskierka współczucia i troski

– Mamusiu! Czy temu panu też coś zdechło? ... ?

Czy mi coś zdechło? ... Mój Boże! 
Na szczęście nie pamiętam... 
No, chyba że... nadzieja. 
Ale to niemożliwe: 
Przecież to byłoby sprzeczne 
Z wszelkimi prawami gramatyki! 
A skoro tak, to – istotnie: 
Nie ma żadnego powodu, 
Żeby choć chwilę dłużej 
Aż tak było mi smutno...

... Dziękuje, już to rozumiem. 
W milczeniu przyznam ci rację, 
Moja mała Agnieszko 
Której nigdy nie było 
Nie ma i nigdy nie będzie. 
I – bez gestu – pogłaszczę 
Twój różowy policzek, 
I ucałuję – bez ruchu – 
Twoje czoło i oczy 
Ojcowskim pocałunkiem.

Patrząc z obojętnością 
Na domy i sklepy za oknem, 
Z twarzą skamieniałą 
Nieuleczalnym nawykiem – 
Podzielę twą radość i ulgę. 
Z radością i ulgą wysłucham 
Szeptu tryumfującej dobroci:

– Mamusiu! 
Ten pan już się trochę uśmiecha!


Paweł Antoni Baranowski 2005