MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

sobota, 9 sierpnia 2014

Niezbędność idei politycznej; jest ona warunkiem istnienia państwa.

Trzeba powrócić do sprawy tak zwanych założeń podstawowych. Założeń ideowych państwa.

Nie jest trudno dziś być w opozycji do polityków Platformy Obywatelskiej, gdy partia ta spada właśnie na przysłowiowy pysk z piedestału, na który sama się wywindowała, popychana przez bezideowych klakierów, gdy traci poparcie już w stopniu wyrażanym liczbą dwucyfrową – w stosunku do poparcia aktualnej opozycji. Jakaś ideologia jest niezbędna a najbardziej – to ta „właściwa” ideologia. Właściwa jest ideologia odnosząca się także do sprawy losu „zwyczajnych” ludzi i roli w tym państwa. O tym trzeba mówić, trzeba do tego ciągle wracać i przypominać przynajmniej istnienie takiego problemu. 

To dziś niestety bardziej budzi niepokój niż cieszy; cieszy za to przynajmniej sama perspektywa zmiany; jakiejkolwiek zmiany byle wyjść z zastoju, z sitwy, z bezduszności i z milczenia, co najwyżej zastępowanego kłamliwym bełkotem polityków i kłamliwym potakiwaniem dziennikarzy.
Musi się coś zmienić, choćby początkowo nawet i na gorsze; nie może już być tak, jak jest… a Platforma Obywatelska z pewnością już nie zmieni się, co najwyżej będzie próbowała znów oszukać wszystkich pozorami zmian, hasełkami medialnymi, przefarbowaniem rudego na szatyna a siwego (Jarosława Kaczyńskiego) – na szatana…
Nie pora jednak na takie zabawy, na dowcipy, bale kostiumowe i mordobicie na Wiejskiej, jakby tam była wiejska karczma a nie Sejm Najjaśniejszej Rzeczypospolitej…

Być może rzeczywiście w pewnym momencie historycznym pojęcie „ideologii” kojarzone mogło być jedynie i konkretnie z ideologią PZPR czy ideologią partii proletariackiej (robotniczej) w ogóle, władzy ludowej, komunistycznej itp, stąd pomysł jego późniejszego odrzucenia wraz z wszystkim co PRL-owskie. Ideologiczne – znaczyło złe. To oczywiście prostacka próba pójścia „na łatwiznę” przez ówczesnych „polityków z właściwym rodowodem S”. Ale można próbować wytłumaczyć wspomniane zjawisko tym właśnie powiązaniem myślowym, kalką „PZPR – ideologia” czy „komunizm – ideologia”.
Tak zwany kapitalizm jednak także ma u podstaw określoną ideologię.

Pojęcie ideologii ma znaczenie ogólne. To po prostu pewien określony zespół założeń początkowych, schemat, plan ogólny, zespół definicji, lista priorytetów – zespół poglądów posługujący się wartościowaniem zjawisk przy ich ocenie. Pisząc „wartościowanie zjawisk” mam na myśli to, że obserwowane lub nawet jedynie teoretycznie przewidywane zjawiska są oceniane, jako dobre lub złe (przydatne, korzystne, moralne – lub nie) według konkretnej „miary” jaką jest właśnie zespół wstępnie przyjętych poglądów czy norm zwanych ideologią. Ideologię można też szczególnie powiązać ze sposobem wartościowania zadań czy celów, to znaczy – co uznajemy za bezwzględnie społecznie konieczne, co za dopuszczalne a co za niedopuszczalne, niekorzystne, negatywne. Co jest społecznie ważniejsze a co mniej, co ma pierwszeństwo realizacji i finansowania a co jest ustawione w dalszej kolejności lub nawet wykluczone z punktu widzenia katalogu zadań państwa.
Platforma Obywatelska została stworzona właśnie jako organizacja planowo nie-ideologiczna (bo mam poważne wątpliwości, czy można tu użyć określenia „partia” w sensie klasycznym, które już samo w sobie ma skojarzenie z jakąś ideologią). Może anty-ideologiczna, choć to sugerowałoby niesłusznie jakieś przeciwstawienie. Poniekąd – Prawo i Sprawiedliwość niewątpliwie stara się opierać na konkretnych założeniach podstawowych, w związku z czym ma co najmniej od trzech kadencji Sejmu obszerny i jawny program polityczny w formie pisanej i powszechnie dostępnej, więc można by tu dostrzec jakieś przeciwstawienie, gdyż PO ujawniała tylko szczątkowe informacje o ewentualnych zamiarach a jedynym „programem” była i jest ulotna i ogólnikowa „gadanina” Donalda Tuska np. w formie „expose”, czyli wystąpień już po wyborach ("gadka-szmatka").

Mamy tu więc nowe i zadziwiające zjawisko głosowania na partię „w ciemno”; na partię która nie ogłasza dokładnie swoich zamiarów, stanowisk w poszczególnych kluczowych kwestiach, jedynym jasnym przesłaniem jest „ciepła woda w kranach” obiecana „wiernym i biernym” oraz zaślepiona i zaślepiająca nienawiść do opozycji, doprowadzająca nawet do aktów zbrodni, morderstwa na tle politycznym, deklaracji Ministra Spraw Zagranicznych dotyczących potrzeby „dorżnięcia tej (PIS)watahy” polityków opozycyjnych. To oczywiście nie jest jakaś „nowa ideologia” a raczej próby zapełnienia pustki z braku ideologii. Powstanie takiej „partii wodzowskiej” było oczywistym zamachem na istotę państwa i demokracji, w dodatku wymusiło niejako dostosowanie struktury i funkcjonowania innych partii do tego modelu.
Jak PO wygrywała wybory? Wyborcy niestety zostali odzwyczajeni od analizy programu partii i porównywania go ze swoim własnym interesem. Przyzwyczajono ludzi do modelu partii „wodzowskich” personifikowanych przez osoby przywódców. Głosowano - "na Tuska" a zwyciężała - PO. Programy polityczne zastąpiła wzajemna pyskówa liderów, wspomagana przez „przydupnych” giermków i szczekaczy. Walkę na argumenty w imię utożsamienia się z interesem jakiejś grupy wyborców, zastąpiło ogólne „naparzanie się maczugami”, złośliwości, cyrk z „Sabą” lub piciem „małpek” przed kamerami… happeningi, oryginalne autorskie demonstracje ofert sklepów erotycznych, nieustający spektakl teatralny wzajemnego obrażania się i ostentacyjnego przepraszania lub ostentacyjnej odmowy itp; I oczywiście „straszenie” opozycją, do czego wspaniałe preteksty ta opozycja umiała stwarzać niekompetencją i brakiem doświadczenia swoich funkcjonariuszy.

To chyba właśnie „głosowanie w ciemno”, czyli na partię „naszych”, mimo iż nie wiadomo co mającą zamiar robić – dało pretekst do ukucia porównania głosujących z lemingami, na podstawie znanego mitu o zachowaniu tych zwierzątek.
PO miała być pragmatyczną partią, a więc opierać się na osiągnięciach nauki, np. ekonomii – jako nauki, bez ich politycznego wartościowania. Miała rezygnować z planowania i koordynacji, zwłaszcza planowania długofalowego, odżegnywała się od wszelkich „wizji” założeń wstępnych rozwoju, czy zmian. „Kto ma wizje – niech się pospiesznie uda do psychiatry” – mówił „naczelny buc” PO, jako poseł delegowany do chamstwa, „obszczekujący jak kundel” wszystkie poczynania opozycji, bredzący o szczawiu i mirabelkach.
Tak też jest postrzegany ten Rząd, jako bezideowy, bezplanowy, pozbawiony wizji celu, do którego dąży; prowadzący przez to działania cząstkowe i nieskoordynowane; opanowany przez dorobkiewiczów, cyników, korzystających ze zbyt szerokiej swobody działania poszczególnych ministrów i ich resortów, bardzo słabo się ze sobą komunikujących. Rząd improwizacji, bałaganu, łatania dziur, niewidzialnej (dla prokuratury) ręki i cudu samoregulacji.
Tyle, że ekonomia jest z natury nauką polityczną, to znaczy opiera się na naukowych (matematycznych) zasadach, ale też ten naukowy aparat jest stosowany do realizacji tego, co najpierw zostało przyjęte za założenia wstępne, założenia natury politycznej.

Można to chyba dość dobrze porównać do biura projektowego, które ma pierwotną wizję architekta przekształcić w plany realizacji technicznej tej wizji, stosując do tego cały dostępny aparat naukowy, techniczny, informatyczny itp. Najpierw jest wizja – odpowiadająca założeniu ideologicznemu a po niej cały proces realizacji projektu odpowiadający organizacji i regulacji państwa. Narzędzia, jakie daje nauka – nie są wizją (założeniem, planem) i jej nie są w stanie zastąpić.
To dziwne, skąd taki pomysł twórców PO; można zastanawiać się poważnie, czy jest to pomysł „w dobrej wierze” czy może maskowane działania nie nastawione na służenie nikomu prócz sobie. Rząd nie miał, nie opracowywał i nie ujawniał programu, planu długofalowego, dotyczącego co najmniej jednej kadencji. Oczywiście współgrały z tym pewne założenia „liberalne” wyczytane przez Tuska i Bieleckiego w programowych pracach „klasyków”; świadome powstrzymanie się od kierowania gospodarką, przekazanie wszelkiej inicjatywy samym przedsiębiorcom, ograniczenie się państwa do obserwowania, „co zrobią przedsiębiorcy”, „jak zareaguje gospodarka” itp.

Trzeb tu jednak uwzględnić także fakt wstąpienia Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku. Niewątpliwie bardzo zmieniało to warunki funkcjonowania państwa na szczeblu narodowym. Można by nawet zaryzykować twierdzenie, że opisane wyżej zjawiska mogły być próbą przygotowania polityków do funkcjonowania w zupełnie innym świecie, w którym wszelkie działania mają znaczenie ponadnarodowe i w gremiach ponadnarodowych muszą być uzgadniane, ustalane, wypracowywane czy wymuszane. Plan założycielski czy ideologia państwa musiała niejako zostać poddana planowi i ideologii Unii w jej działaniu wspólnotowym. Stąd – bezideowy charakter władzy mógł być po prostu wymuszony procesem wstępowania Polski do Unii Europejskiej. Tworzenie wspólnoty – to automatyczna rezygnacja z części samorządności, niepodległości.
Jeśli tak, to interesująco i niepokojąco wyglądają perspektywy zwycięstwa wyborczego partii opozycyjnej, która opiera się na modelu podstawowego założenia ideologicznego państwa i dokładnego programu realizacji tego modelu na szczeblu narodowym, bez odniesienia do Unii, jako wspólnoty. Trudno sobie wyobrazić realizację takiego programu bez zasadniczych konfliktów ze wspólnotą europejską, chyba, że program polityczny partii ubiegającej się o zwycięstwo wyborcze będzie stale uaktualniany z uwzględnieniem wszelkich ograniczeń wynikających z ponadnarodowego charakteru wspólnoty, ograniczającego zasadniczo kompetencje władzy narodowej w wielu zasadniczych sprawach. Wynika z tego zasadnicze pytanie o suwerenność państw Unii w wyborze drogi politycznej określanej założeniami wstępnymi uzyskującymi poparcie społeczeństwa, czyli wyborców.

W wyniku wyborów może się zasadniczo zmienić profil polityczny ekipy obejmującej władzę w państwie członkowskim Unii a co za tym idzie i w zasadzie wszystko, co nie stanowi zobowiązania państwa leżącego u podstaw członkostwa we wspólnocie. W tym sensie państwa Unii chyba nie są tak całkowicie pozbawione suwerenności na rzecz Unii, gdyż zmiana taka – jasno wynikająca z aktu wyborczego – nie byłaby możliwa a możliwa być musi.
Pod tym względem najbliższe wybory parlamentarne będą bardzo ciekawym doświadczeniem. Jednocześnie mamy chyba ostatni moment na próby wpłynięcia na treść programu partii posiadającej dziś znaczną przewagę poparcia społecznego nad konkurencją polityczną, predestynowanej do zwycięstwa i objęcia władzy.

Niezbędność idei politycznej jako podstawowego założenia konstrukcyjnego państwa nie przesądza oczywiście o tym, jaka to miałaby być idea a tu z kolei mamy do czynienia z interesującym zjawiskiem; z jednej strony jest to domeną absolutnej wolności, gdyż rzeczywistość polityczna jest zawsze przecież pewną mieszaniną nurtów politycznych będących „materiałem konstrukcyjnym” państwa w różnych proporcjach i kombinacjach (no może poza skrajnymi przypadkami totalitaryzmu), z drugiej strony mamy do czynienia z „utwardzaniem” podziałów poprzez ich przejaskrawianie i skrajnym szufladkowaniem, świadomą redukcją wolności pod tym względem, dążeniem do jaskrawych podziałów i przeciwstawień zredukowanych do kilku możliwości wybranych z mnogości i na dodatek nigdy kompletnie nie odpowiadających rzeczywistości.