MOTTO:


PAWEŁ ANTONI BARANOWSKI - BLOGWitam Cię mój szanowny czytelniku i szanowna czytelniczko. Dziękuję Ci za zainteresowanie. Na wstępie jednak wyjaśnijmy to sobie: celem pisania mojego blogu jest - wyrazić to, co ja chcę przekazać i to wyłącznie w taki sposób - w jaki ja chcę to zrobić. To nadaje sens publikowaniu indywidualnych blogów. Mój blog jest dla odwiedzających jak biblioteka publiczna: czytać książki można, jeśli ktoś lubi i chce, ale pisać w tych książkach - nie należy. Nie jestem informatorem moich czytelników a mój blog nie jest czasopismem.

piątek, 5 marca 2021

Miłość prawdziwa.


Nasza cywilizacja europejska budowana jest w oparciu o wiele błędnych założeń, nazwę je "mitami", usilnie promowanymi przez różnych "wyrobników zła". Jednym z nich jest pogląd - podawany za "coś oczywistego", że istnieją dwa a nawet czasem mówi się o trzech - rodzajach miłości; miłość dziecięca "za nic", naiwna, niedojrzała oraz miłość dorosła, dojrzała czyli ta "prawdziwa miłość za coś" lub (i) tzw. "miłość z powodu...".
Tak jak istnieją i działają całe watahy drani, kłamców lub idiotów - starających się rozpowszechniać całkiem poważnie na przykład pogląd, że - Ziemia jest płaska, albo - że ludzie żyją wewnątrz Ziemi a nie na jej powierzchni - tak i ten mit ma swoich zagorzałych propagatorów wśród różnej maści "naukowców" psychologów, pedagogów i mniej lub bardziej samozwańczych mentorów, będących w rzeczywistości po prostu zwyczajnymi mętami; oszustami lub bardzo niebezpiecznymi idiotami, oszołomami ideologicznymi...

Oczywiście - można by było dopatrywać się w nich po prostu zwyczajnych "wyrobników zła", jacy działają na każdym polu i w każdej dziedzinie na tej Ziemi, będącej przecież w istocie "teatrem wojennym" starcia dobra ze złem. Ale ja jednak widziałbym w ich działalności coś więcej; mają oni swoją istotną choć negatywną rolę społeczną.
Chodzi o realizację procesu dostosowania standardów do realiów po to, aby zamaskować drastyczne rozchodzenie się tejże rzeczywistości i jej standardów (wzorców odniesienia). Mówiąc prościej - gdy coraz powszechniejsze staje się niespełnianie wymagań standardu, zamiast walczyć o ten standard; wymagać, żądać, dyscyplinować, karać, pomagać, uświadamiać, zachęcać, motywować itp. - obniża się wymogi standardu niejako pod naporem jego niespełniania. Dobrym przykładem byłaby tu sytuacja moralności duchownych w Kościele Katolickim. Pisałem o tym np. tu (link1 ) oraz np. tu ( link2 ). Inny doskonały przykład na taką tendencję - to rozpatrywane długookresowo i całościowo szkolnictwo (edukacja).
To oczywiście szkodliwa działalność - prowadząca wprost do stopniowego upadku, ale chwilowo - maskuje ona rzeczywistą złą tendencję i o to właśnie chodzi podłym propagandystom. Na tej zasadzie, jeśli coraz więcej ludzi np. kradnie - to trzeba... zmienić definicje i prawo tak, aby niektórych "przywłaszczeń" nie traktować jak kradzież a za niektóre kradzieże - można było nie karać... (przykład abstrakcyjny mający ilustrować opisywaną zasadę). To obniżanie standardów odbywa się cyklicznie i nie ma końca. Czy usilne nazywanie ewidentnych zamachów terrorystycznych - "incydentami" nie jest przykładem stosowania takiej metody manipulacji socjologicznej? Czy namawianie kobiet do tolerowania "naturalnego wyższego poziomu agresji" u "nazbyt silnie opalonych" dzikich barbarzyńskich przybyszów, zamiast kategorycznej walki z plagą gwałtów poprzez zaostrzanie prawa i nieuchronność dotkliwej kary, deportacje - nie jest dowodem na wspomnianą "manipulację standardami"? Oczywiście wcale nie twierdzę, że wspomniane manipulacje socjologiczne są szczególną domeną jedynie światowego lewactwa stowarzyszonego z "liberałami" i całym marginesem skutków ludzkich wariacji kulturowych i "wariacji genetycznych"...

Wracając jednak do ważniejszego tematu - miłości; całe tabuny i watahy "psychologów" i "pedagogów" przekonują ludzi, że wypaczenie jest sukcesem a sukces - niedojrzałością.
Po co to robią?
Mniej ważne - za co... za ile...
Jak pisałem powyżej - być może mają oni za zadanie "obniżyć wymogi standardu" by zapobiec narastaniu napięcia wywoływanego tym, że zbyt wielu ludzi nie potrafi już sprostać temu standardowi, nikt też od nich tego nie wymaga. A może po prostu - zwyczajnie i beznamiętnie służą złu, kłamstwu, bez żadnych motywacji "społecznych"?
Jedno jest pewne: służą złu.

W bardzo wielu źródłach można dziś znaleźć mniej lub bardziej upozorowane na "naukowość" wywody, mówiące że miłość dziecka jest niedoskonała, dziecinna, naiwna. Dziecko kocha w sposób szczery miłością czystą "za nic", to znaczy nie potrzebuje żadnego "uzasadnienia" swojej miłości a tym bardziej - miłości którą same jest obdarzane, np. przez matkę. Dla dziecka miłość to wyłącznie uczucie, odczucie, coś oczywistego co "po prostu jest". Dziecko w bardzo dużym stopniu spełnia standardy miłości jakie ustanowiła miłość Boża; miłość Boga do ludzi. Miłość Boga do ludzi - wyrażana poprzez osobę Jezusa - Boga narodzonego jako człowiek. Również i matka kocha swoje dziecko "bez uzasadnienia" po prostu dlatego, że ono jest. Jest to przecież więź ponadmaterialna, więź duchowa, obywająca się bez słów i uzasadnień. Dziecko nie jest dla matki obiektem ocen i oczekiwań - dopóki mowa o miłości czysto macierzyńskiej. "Kombinacje" materialne - przychodzą później na skutek "podpowiedzi" zewnętrznych...

Bo tu - wkraczają właśnie owi "wyrobnicy zła" i mówią dziecku: nikt prócz matki nie będzie cię już kochał "za nic". Miłość wymaga uzasadnienia, ma zawsze jakiś powód, przyczynę, cel. Na czyjąś miłość - musisz zasłużyć, podlega ona zasadom logiki. Musisz dać wystarczający powód innym, aby cię kochali, bo bez tego - nie ma miłości.
(Tu ciekawostka: za to nienawiść - dziwnie zawsze może być "bez powodu" i "za nic"; tu nie ma ograniczeń... To najlepszy ślad rodowodu tych "zasad".)
Można - kontynuują "robotnicy zła" - kogoś kochać lub być kochanym za to, że spełnia on nasze potrzeby; coś nam daje, w czymś nam pomaga, jest z tego jakiś zysk; choćby pomoc w rozwoju, awansie, karierze, utrzymaniu założonego poziomu materialnego.
Można też kogoś kochać lub być kochanym "z powodu"; na przykład - że jest piękny, przystojny, mądry, bogaty, silny, zaradny, sprytny, przedsiębiorczy... seksowny (sprawny seksualnie). Bo jeśli taki nie jesteś, ani niczego nam nie zapewniasz - to za co mielibyśmy cię kochać?! Nawet Boga kocha się za coś; np za to, że nas "zbawia", że nas chroni od wojny, głodu, epidemii; ogólnie - służy nam, ale jeśli Bóg "dopuści" do jakiejś tragedii, katastrofy, wojny - wtedy przestaniemy Go kochać... bo nam "przestał służyć"... Nawet Bóg - jak jakiś skrzat domowy - ma być użyteczny, albo dawać nam inne powody - by Go kochać.

Niestety absurdalność takiego sposobu myślenia wcale nie jest taka oczywista dla wielu; wielu ludzi nabiera się na tę podłą demagogię. Mit ma swoją ogromną moc...

Dziecko od początku swojego istnienia jako "samodzielna jaźń" - jest takim oszustwem odciągane od prawdziwej miłości, oduczane tego co jest jego doskonałością - na rzecz owej bzdurnej ideologii, absurdalnego mitu o "miłości za coś" i może właśnie dlatego na świecie tak niewielu jest ludzi szczęśliwych, niewiele jest dobra i miłości, za to - tak wiele jest różnych odmian prostytucji, tragedii, rozczarowań, dramatów itp. Prostytucja sensu stricte - w tym sensie wydaje się tu wręcz powszechna, jako "miłość - za coś"; to wręcz synonimy. Niewielu jest szczęśliwych, bo swoją "miłość za coś" opierają na kruchych, nietrwałych podstawach, tak jak nietrwałe zawsze jest owo "coś" - za co kochają; pieniądze raz są a raz ich brak, można je stracić w ciągu sekundy, podobnie kariera; może w każdej chwili nagle załamać się bo to jest "dane" poprzez bardzo wiele okoliczności wynikających z chwilowej sytuacji na którą nie ma wpływu; uroda, zdrowie, siła - z natury szybko przemijają; sprawność seksualna też ma swoje przypływy i odpływy, ma też swój nieuchronny, naturalny kres albo obraca się w stronę bardziej atrakcyjnego "obiektu pożądania... a to oznacza "koniec miłości", żal, łzy, gniew...

Wydaje się oczywiste, że stawiani jesteśmy na pozycji nieuchronnej przegranej, gdy słyszymy taki "warunek miłości", bo przecież żaden warunek nie jest nigdy trwale do spełnienia; żaden - gdy to po części tylko od nas zależy, w dużej mierze zależy od przypadku i od innych ludzi. To piekło - żyć pod taką presją, z takim "mieczem nad głową" w postaci wymagania, oczekiwania osoby bliskiej od którego spełnienia zależy nasze jutro, zależy miłość, zależy wszystko... W każdym takim związku, każdej próbie zaangażowania uczuciowego, od jej zarania jest wówczas zalążek klęski, dramatu, rozstania, bo żadnego warunku nie da się spełnić "na zawsze", długookresowo, tym bardziej - gdy mamy na to jedynie częściowy wpływ. Miłość "pod warunkiem" jest więc z zasady chwilowa a oczekujemy zazwyczaj miłości trwałej, co uzewnętrznia się w samej "instytucji" małżeństwa i w tzw. przyrzeczeniu małżeńskim. Jest tu także niejako zaprogramowane odstąpienie od nienaruszalności sakramentu, jakim jest małżeństwo sakramentalne (tzw. ślub kościelny) które - jak każdy sakrament - jest święte i nienaruszalne a przecież w polskim obyczaju - jest powszechne i trwa "na zawsze". Naruszenie sakramentu małżeństwa jest poważnym błędem religijnym, moralnym, tzw. "grzechem". Próby "oszukania Boga" podważaniem sakramentalności własnego małżeństwa mogą się udawać jak inne działania podyktowane złem, ale spotkają się one ostatecznie z taką samą oceną.

Przedstawiam tu jeden aspekt sprawy, choć oczywiście miłość prawdziwa jest "dla dobra" a więc i działania jakie ona wywołuje, wzmacnia, intensyfikuje - mogą dać i dają postęp, poprawę, korzyść, wzrost, awans itp. itd. Nie ma to jednak charakteru "warunku wstępnego" a raczej wypełnienia, dopełnienia miłości; o tym napiszę oddzielnie w suplemencie do niniejszego tekstu. Suplement do tekstu pt. "Miłość prawdziwa".

Jezus w przekazie Ewangelistów, uczniów przez siebie wybranych, wyjaśniał; jednoznacznie. To miłość dziecka jest doskonała. To ona ma być wzorem dla dorosłych. Mówił: kto nie przyjmie Królestwa Bożego jak dziecko - nie wejdzie do niego. Jeśli się nie staniecie jak dzieci - nie wejdziecie do Królestwa Bożego. Pozwalajcie dzieciom przychodzić do mnie, bo do takich jak one należy Królestwo Boże.
Miłość dziecka taka jak opisana powyżej - jest więc doskonałością, bo prowadzi do sukcesu, daje doskonały skutek. Sukcesem nazywam tu awans do wyższego poziomu istnienia, ponad ograniczeniami materii. Gdy Jezus mówił swoim uczniom iż powinni stać się jak dzieci i że kto nie będzie „jak dziecko” – nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego – miał na myśli prawdopodobnie to, że to dzieci właśnie w sposób naturalny umieją kochać czystą, bezwarunkową i wielką miłością „za nic”; umieją kochać czystym sercem a nie zwodniczym ludzkim rozumem. Bo miłość "za nic" jest naturalna jak wszechogarniająca miłość Boga - który "kocha tak samo dobrych jak i tych niesprawiedliwych i złych", a wszystko inne jest wypaczeniem miłości, jest podłym interesem, oszustwem.

Jeśli więc uznać, że rzeczywistym celem życia materialnego jest nauczyć się prawdziwej miłości i rozwinąć ją najbardziej jak to możliwe aby móc wejść do strefy wyższego poziomu rozwoju, musielibyśmy przyznać, że to miłość może być niejako ważnym ale i trudnym „progiem rozwoju”, który trzeba pokonać, by móc – już na tej nowej duchowej „platformie istnienia” – przejść do dalszego etapu rozwoju. W praktyce niestety - nauczenie się prawdziwej miłości to bardzo trudny powrót do swojej miłości dziecięcej, bezwarunkowej, bezinteresownej, nie wymagającej innego uzasadnienia niż uczucie, odczucie. To absurdalne, że rzeczywisty rozwój musi się odbywać poprzez tak trudne odrzucenie wcześniej siłą narzuconych człowiekowi fałszywych przekonań.

To miłość dziecięca jest doskonałością. Jedynie ona jest miłością w całym tego słowa znaczeniu. Wszystko inne - to interes, oszustwo i cierpienie.

Tak pięknie opisał ją Paweł z Tarsu w swoim apostolskim liście do Koryntian:

Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.  Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje...


(zdjęcie ilustracyjne)